Polonijne Zimowisko  USTROŃ`2007 Polonijne Zimowisko


Powrót

O nas

Członkowstwo

Kontakt

 


 

POLONIJNE ZIMOWISKO WISŁA ' 07
Dzień pierwszy - niedziela, 4 lutego
Ale fajnie, że znów spotkałem znajome twarze a nie wspomnę o nowych. Juz się cieszę na cały pobyt w Polsce. O godzinie 9:08 wyruszyliśmy pociągiem do Zebrzydowic, w cieplutkim wagonie i w miłej atmosferze dotarliśmy na miejsce. Na dworcu czekały na nas panie wychowawczynie i nasz pan kierowca super odrzutowca - ten sam, który z nami jeździł w ubiegłym roku, tylko teraz ma nowy autobus; taki fajny zieloniutki. W autobusie pani Danusia opowiadała nam o Ziemi Beskidzkiej - o tych terenach gdzie będziemy przez calutki tydzień. Po przyjeździe do Hotelu poszliśmy prościutko na obiad - ale był pyszniutki. Później zapakowaliśmy nasze bagaże do pokojów i wyruszyliśmy na spacer zapoznawczy po Ustroniu. Po drodze wykonywaliśmy mapkę terenu, co by się nigdy nie zgubić. Fajne mroźne powietrze zaostrzało nasz apetyt przed kolacją a później gry i zabawy integracyjne. Zresztą zobaczcie sami: >FotoGaleria<


Dzień drugi - poniedziałek, 5 lutego
Dziś pierwszy dzień na stoku. Zaczęliśmy od porannej wizyty w wypożyczalni sprzętu. Musieliśmy dobrze dobrać buty a już nie wspomnę o nartach. Ja w tym roku stanąłem na wysokości zadania, postanowiłem spróbować swoich siła na snowboardzie. Nie sądziłem że ustanie w butach i desce będzie takie trudne. Ale jak już było wszystko dobrze dobrane, wyruszyliśmy z naszymi instruktorami na stok. Było całkiem fajnie stawiać pierwsze kroki na desce, upadków podczas łapania równowagi było  o nie miara. Ale nie ma co trzeba wszystkiego próbować. Narciarzom tez idzie całkiem całkiem, ale mamy też takich co już nieźle śmigają na desce. A po obiadku wyruszyliśmy do Parku Leśnych Niespodzianek. Spotkaliśmy tam różne zwierzątka, które chodzą sobie tak samiuśkie po parku, a jakie śliczne ptaszki na prawdę warto było tam się wybrać. Zaś wieczorkiem czekały na nas czarodziejskie zajęcia w grupach i niestety z tego wieczora nie mamy zdjęć. A wielka szkoda bo były to fajne zajęcia. Niestety nawaliły nam baterie w aparatach to chyba przez to mroźne górskie powietrze. Aha przepraszam trochę nam się pomieszały zdjęcia ale to wszystko przez to, że robimy z kilku aparatów. Zresztą zobaczcie sami: >FotoGaleria<


Dzień trzeci - wtorek, 6 lutego
Wtorek przywitał nas wspaniałą, zimową aurą. Jeszcze rano sypał puszysty, bielutki śnieżek, gdyby nie nasze czapeczki i cieplutkie szaliczki, oblepił by nam uszki i wdarł się w kołnierzyki. Warunki do naszych popisowych zjazdów były wyśmienite, było troszkę ślisko, ale co to dla nas. Na stoku czekali już przemili panowie instruktorzy. Po wspólnej rozgrzewce przystąpiliśmy do szusowania, każdy w swojej grupie. W przerwach czekała na nas cieplutka herbatka i pyszne kanapeczki, które zrobiły nasze sprytne łapki. Taka przekąska to prawdziwa pychotka. Mmmm jak cieplutko nam się zrobiło w brzuszkach....no, i jedziemy dalej. Po południu wyruszyliśmy do Koniakowa, chyba wiecie z czego słynie? Tak, tak dokładnie - słynne koronki. Usłyszeliśmy piękna opowieść o tym jak powstają koronki, a przede wszystkim historię Pani Marii Gwarek. To była taka góralka, która miała zrobić serwetę dla Królowej Angielskiej. To miała być taka specjalna serweta no i tkana... z nici chirurgicznych. Wielka szkoda, że nie ukończyła tej roboty. W drodze powrotnej udaliśmy się do Chaty Pana Kawuloka. A nawet dowiedzieliśmy się, że brał on udział wraz z żoną w nagraniu ostatniego odcinka kultowego serialu "Czterej pancerni i pies". To była taka ciekawostka a najważniejsze było to, że mogliśmy się dowiedzieć jak dawniej zyli ludzie w góralskiej wiosce. Mogliśmy posłuchać  opowieści przeplatanych muzyką, która miała duże znaczenie dla ludności. Każde dźwięki oznaczały różne sprawy. A w ogóle pan mówił taką fajną jak to się mówi gwarą. Nie do końca go rozumiałem ale dobrze, że nasze panie trochę tłumaczyły. A nawet dowiedziałem się jak się w tamtych czasach wysyłało sms, powiem tyle było to bardzo skomplikowane wolę dzisiejszy sposób komunikacji. Po powrocie do ośrodka udaliśmy się na krótki odpoczynek przed kolacją. A po kolacji to się dopiero zaczęło, najpierw trochę pośpiewaliśmy a potem... Rozpoczęły się tańce integracyjne, fajowe to i można było zużyć resztę naszej nie spożytej energii. Zresztą co ja się będę tu rozpisywać, sami zobaczcie i posłuchajcie - >FotoGaleria< Filmiki: >W drodze do Istebnej< >U koronczarki < >Na okarynie< >Gry i zabawy integracyjne<


Dzień czwarty - środa, 7 lutego
Wiecie co... dziś w nocy napadało dużo nowego, śnieżnego puchu:) Sama myśl, że będzie się o wiele lepiej jeździło na stoku przyprawiała o malutki dreszczyk. Dziś na stoku już się jeździ super... Ta deska już nie jest taka straszna a wjazd na stok prościutki. Bo wiecie na początku mieliśmy troszkę problemów z wjazdem tak bokiem, bo inaczej się nie da. Nasi instruktorzy dzielnie się nami opiekują i szlifują nasze umiejętności. Zawsze możemy liczyć na ich pomoc i podpowiedzi. A zapomniałbym powiedzieć, ze niektórzy z nas już awansowali do tych lepszych narciarzy i snowboardzistów. To chyba dobrze o nas świadczy, że tak szybko się uczymy. Jak wróciliśmy ze stoku do hotelu, przebraliśmy się ale najpierw zanieśliśmy nasze buty do suszarni. Później był czas na dobry obiad i deser - piernik pieczone przez panie z kuchni. Po południu wybraliśmy się na kulig było bardzo fajnie bo pojechali z nami wszyscy rodzice będący z nami na wypoczynku. Pojechaliśmy saniami wzdłuż doliny Białej Wisełki. Pięknie ośnieżone korony świerków, szum potoku sprawiał niesamowite wrażenie. Po dotarciu na miejsce rozpoczęliśmy konkurencje lepienia figur ze śniegu. Mieliśmy różne pomysły ale chyba najlepiej wychodziły nam bałwany. To są najprzyjaźniejsze zimowe postacie. Po dłuższej chwili poszliśmy się ogrzać się w kolibie. Piekliśmy kiełbachy, piliśmy ciepłą herbatkę a nawet pośpiewaliśmy piosenki. I chcę powiedzieć, że fajnie się śpiewa, bo nasza Pani gra na gitarze. Wieczorem podzieliliśmy się na grupy. Starsi stoczyli turniej biliarda zaś młodsi mieli fajne gry i zabawy. Piszę już tak mało, bo calutki dzień był tak męczący a tu jeszcze konkurs czystości. Hmmmm. Trzeba posprzątać i szybko do łóżeczka bo jutro czeka nas spotkanie z Bolkiem i Lolkiem a po południu na stok.Będzie fajnie się jeździć na oświetlonym stoku. To dopiero będzie przeżycie. Pa pa. >FotoGaleria<  >Śpiewogranie<


Dzień piąty - czwartek, 8 lutego
Ajajajaj ale ta pogoda nam się zmienia. Dziś słoneczko i malutko śniegu, ale za to super wycieczka do Bielska-Białej. Juz nie mogłem się doczekać wizyty u Bolka i Lolka, no i Reksio, mój rozbrykany kolega. Obejrzeliśmy całe studio filmowe i trzy filmiki na uśmiechnięty początek. Ile mieliśmy radości przy oglądaniu animowanych postaci rysowanych na bialutkim papierze, tyle pracy, a potem hop na taśmę i już ożyli nasi kolorowi przyjaciele. Taki bardzo ważny Pan wszystko nam pokazał i tak pięknie mówił o bajkach. Na pamiątkę każde z nas trzymało w łapkach przezroczystą folię z kadrami z naszych ulubionych bajek. Tak szybko czas płynął, kiedy nasze nóżki dreptały po długich korytarzach wytwórni. Czas wracać i zapełnić nasze brzuszki pysznościami naszych super pań kucharek, mniam. Po obiadku wskoczyliśmy w skafanderki i już byliśmy gotowi do śnieżnych szaleństw. Dziś było magicznie, szaleliśmy na stoku z takimi fajniutkimi lampami. Świeciły i było jak w dzień. Strasznie nam się to podobało. Szuuuus i zjazd w lewo, i w prawo, pyszna zabawa. Tak już śmigamy, że tylko nas chwalą. Aj jak ten czas ucieka. I już kolacja, czas wracać. W stołówce kanapeczki i ciepła herbatka, no i placuszki mmm, z jabłuszkiem i takim puszystym cukrem. Umyliśmy łapki i chwilkę odsapnęliśmy, a potem panie wychowawczynie wyczarowały dla nas super zabawy w teatrzyk. Była bitwa z prawdziwymi spadochroniarzami i malutki kotek na smyczy, aj te nasze panie, zawsze z nimi fajnie i tak wesoło. Oczki nam się kleją i już troszkę ziewamy, czas na kąpiel i do cieplutkiego łóżeczka. Jeszcze tylko kolejne punkty za wysprzątane pokoje, ależ się staramy. Tyle miłych wspomnień i wszystkie na djęciach, zresztą zobaczcie sami. Pa, Pa, słodkich snów. >FotoGaleria<


Dzień szósty - piątek, 9 lutego
Kolejny dzień przywitał nas pluchą. Smutno i szaro, no i ten deszczyk, zlepiły mi się wszystkie włoski. Po pyszniutkim śniadanku pojechaliśmy do centrum Wisły odwiedzić Muzeum Narciarstwa. Same dziwne buciki, no i te narty... jejku, jakie śmieszne kijki, a wszystko to przyczepiało się do nóg takimi skórzanymi paskami. Były zdjęcia na ścianach i uśmiechnięty Adam Małysz też, choć trudno go było na jednym zdjęciu rozpoznać,
bo był jeszcze bez wąsów. Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy panie wychowawczynie zadecydowały, że nasze kolejne kroki skierujemy na targowisko, tak strasznie czekaliśmy na szaleństwo zakupów. Nawet ten deszczyk nam już nie przeszkadzał. Obowiązkowo kupiliśmy oscypki, to takie śmieszne, wędzone serki i tak dziwnie pachną, ale mają piękne kolory i takie fajniutkie kształty. Znaczki i widokówki z Wisły, ciupagi, ile tam tych różności, skóry z baranów i wszędzie pluszowe owieczki i co tu wybrać? Łasuchy, takie jak ja, zawitały do cukierni Delicje na pyszne ciasteczka, mniam, paluszki lizać. Sklepów, sklepików było co niemiara i bardzo dużo turystów, którzy tak jak my poszukiwali własnych skarbów. Pora obiadowa juz tuż, tuż, więc przemoczeni, ale szczęśliwi wróciliśmy do hotelu. Z pełnymi brzuszkami zamiast leniuchować bawiliśmy się w gry i rebusy. W końcu zaświeciło słoneczko i postanowiliśmy skorzystać z uroków solnej groty. Było bardzo... słono. W wielkiej grocie stały duże leżaki i już mogliśmy poczuć się jak nad morzem, mniejsi z nas mogli pobawić się kolorowymi zabawkami. Na ścianach było mnóstwo malutkich lampeczek i takich górek utworzonych z soli, lampki mrugały do nas umilając nam wypoczynek. Jako ciekawostkę powiem Wam, że jeden seans daje tyle zdrowia, ile spacerowanie cały dzień brzegiem morza - no i chodzić nie trzeba. Wieczór planowaliśmy wszyscy wspólnie, ponieważ jeden z naszych kolegów miał dziś urodziny. Były piosenki, wiersz, skecze, prezenty no i oczywiście tort z pięknymi świeczkami. Głośno śpiewaliśmy sto lat, wszyscy byli bardzo podekscytowani. Po wręczeniu prezentów zaczęły się tańce i zabawy. Zabawa z krzesełkami była obowiązkowa, każdy z nas chciał wygrać. Śmiechom i wygłupom nie było końca. Tort zjedzony, dyskoteka dobiega końca, a my biegniemy do swoich pokoi. Ciepłe łóżeczka już na nas czekają, a zresztą zobaczcie sami. >FotoGaleria<


Dzień siódmy - sobota, 10 lutego
Dzisiejszy dzień rozpoczął się leniwie i bardzo spokojnie. Wstaliśmy pół godzinki później i po smakowitym śniadanku wybraliśmy się na spacer po Ustroniu. Pogoda była prześliczna - ciepło i słonecznie. Czyżby pomieszały się nam pory roku? Najpierw powędrowaliśmy do Ustrońskiego Muzeum, w którym znajduje się Muzeum Hutnictwa i Kuźnictwa oraz Skansen Przemysłowy... z blisko tysiącem eksponatów, nie tylko związanych z kowalstwem i hutnictwem. Ależ to wszystko interesujące było, i tylu ciekawych rzeczy się dowiedzieliśmy. Potem skorzystaliśmy z okazji i polecieliśmy na zakupy. W drodze powrotnej wysiedliśmy na ustrońskim bazarze i tam ostatecznie wydaliśmy na pamiątki resztę złotówek. Coraz bardziej odczuwamy koniec naszego zimowiska. Po obiadku czekała nas bardzo ważna rzecz. Trzeba się przecież spakować. Jakie to trudne, gdzie schować te buty, jejku jeszcze jeden sweterek, a nasze pamiątki? Pomagały nam nasze przemiłe panie wychowawczynie. Pani Joasia zajmowała się młodszymi z nas, a pani Danusia pomagała swoim starszym podopiecznym. Wielkie torby wyrastały jak grzyby po deszczu i juz jesteśmy prawie spakowani. Wieczorne chwile zajmowały nam przygotowania do balu pożegnalnego. Buzie pomalowane kolorowymi farbkami, no i oczywiście śmieszne fryzury. To była nasz ostatnia zabawa. Jeszcze tylko chwilka na kolację i juz z pełnymi brzuszkami mogliśmy zbiegać do naszej sali balowej. Czekała nas tam wielka niespodzianka. Nie mogliśmy uwierzyć kiedy na sali pojawili się nasi panowie instruktorzy. To w końcu dzięki nim tak dobrze jeździło nam się na stoku. Dostaliśmy od nich piękne dyplomy, no i oczywiście każde z nas uścisnęło rękę swojemu mistrzowi. Pamiątkowe zdjęcia i mnóstwo ciepłych słów na pożegnanie. W pamięci pozostaną nam śnieżne zmagania na nartach a co niektórym na desce. wszystko to przeplatane tańcami i zwariowanymi zabawami, długi pociąg w rytm muzyki pędził przez cała salę. Jak wesoło. Oczywiście nie mogło zabraknąć naszych rodziców. Niektórzy z nich bawili się razem z nami na obozie, więc na ostatnim balu nie mogło ich zabraknąć. Kolejnym prezentem pożegnalnym były rysunki naszych ulubionych postaci ze studia filmowego w Bielsku-Białej. Pięknie malowane na cieniutkiej folii. Każde z nas wyciągało z wielkiej torby prześliczne ustrońskie ptaszki, ręcznie robione z takimi śmiesznymi dziobkami. Wszyscy zaczęliśmy w nie dmuchać i tak gwizdało, tak świstało, że cały ośrodek nas słyszał. Każdy chciał się pochwalić swoim nowym prezentem. Wspólne zdjęcia, uściski, pomału trzeba wędrować do łóżek, jutro wcześnie wstajemy. Na dobranoc - >FotoGaleria<.


Dzień ósmy - niedziela, 11 lutego
Poranna pobudka i szybciutko na śniadanie. To już naprawdę nasz ostatni posiłek w naszej ulubionej stołówce. Pięknie podziękowaliśmy naszym Paniom kucharkom za to, że tak bardzo się starały żeby nasze brzuszki nie były puste. Torby i plecaczki już dawno czekały na nas w autobusie, a wraz z nimi nasz Pan kierowca - Pan Józef, bez którego nie zobaczylibyśmy tylu pięknych miejsc. Pożegnaliśmy się z Paniami z recepcji i oczywiście z Panią Dyrektor Hotelu, która tak pięknie nas ugościła. W drogę moi drodzy, do domku. Jak co roku naszymi bagażami zajęli się przesympatyczni Panowie, a my czekając na pociąg gadaliśmy jak najęci, no bo było o czym. W pociągu mieliśmy najlepsze miejsca, duży wagon, w którym wszyscy się widzieliśmy i nikomu nie było smutno, że siedzi w osobnym przedziale. Pomału dojeżdżamy do Wiednia, a tam na peronie nasi kochani rodzice. Tak bardzo się za nimi stęskniliśmy. Buziaki, uściski i same uśmiechnięte buzie. Nawet piesek jednego z naszych kolegów przyszedł po niego na peron. Moi kochani i tak zakończyła się nasza zimowa przygoda w przepięknej, polskiej miejscowości Ustroń. Za rok czeka nas kolejne zimowisko, starzy i nowi koledzy i koleżanki, szaleństwa na stoku i wiele ciekawych miejsc do zwiedzania. >FotoGaleria<



Ja również żegnam się z Wami bardzo cieplutko. Dziękuję Wam za ten wspólny, niezapomniany tydzień. Będzie mi Was brakowało i pewnie zdążę się już stęsknić za Wami do kolejnego zimowiska. Ojej, prawie bym zapomniał - przecież w lipcu jest kolonia! Całe trzy tygodnie i to nad polskim morzem. No to pewnie zobaczymy się wcześniej! Pozdrawiam Was bardzo serdecznie. Wasz, niewątpliwie ulubiony, wirtualny Kubus.