Polonijna Kolonia Letnia MEWA`2010 Polonijna Kolonia Letnia


Powrót

O nas

Członkowstwo

Kontakt

 


 


Z niewyjaśnionych do końca przyczyn 5 lutego 2013 r., w czasie trwania Polonijnego Zimowiska Krokus`2013, bezpowrotnie usunięte zostało jedno z naszych kont w programie Picassa, na którym zamieszczone były foto-albumy z naszych Zimowisk i Kolonii z lat 2009 - 2012. Nie wierzymy w przypadki. Wszystko wskazuje na to, że komuś bardzo nie odpowiada nasza działalność, szczególnie ta, zaadresowana do naszych polonijnych milusińskich. Jesteśmy przekonani, że wiemy kim jest ten komuś, a jedynie troska o dobre imię Polaków w Austrii spowodowała, że nie wystąpiliśmy na drogę prawną. Foto-galerie odtwarzamy na nowym koncie. Niebieski link oznacza, że galeriai filmiki są już dostępne. Mając nadzieję na zrozumienie, przepraszamy. FotoGalerie z naszych poprzednich Kolonii i Zimowisk: >Lata 1992-2006< >Lata 2007-20110 >Od roku 2012<; a tu znajdziecie >wszystkie filmiki z naszych Kolonii i Zimowisk<.


Podróż i Dzień Pierwszy (niedziela i poniedziałek - 4 i 5 lipca)
W tym roku, przy wyjeździe nie dopatrzyłem się niczego z czego można by się pośmiać, choć było bardzo wesoło. O jejku, jak te "moje" dzieciaki
wydoroślały - myślę o tych starych kolonistach. A jacy fajni Ci nowi, choć na peronie jeszcze trochę nieśmiali. Dzieci i bagaże już w przedziałach i... punktualnie o 22:08 wyruszyliśmy na tegoroczną Wielką Wakacyjną Wyprawę do Polski. No to, pa, pa! - Kochane MamoTaty, Wiedniu i Austrio! Do zobaczenia za trzy tygodnie. Już po pół godzinie podróży, gdybym nie znał dzieci - nie przyszłoby mi do głowy, że są jacyś nowi czy starzy koloniści. Choć było późno, a przed nami długa droga - nikt nie myślał o spaniu. Z każdego przedziału dolatywały salwy śmiechu. Jak w roku ubiegłym najpóźniej zasnęły najmłodsze dziewczynki, które cały czas się wygłupiały, rozrabiały, a z ich przedziału bez przerwy dolatywały śmichotki. Nic dziwnego, bo w tym przedziale, też jak w rok temu, jechała Kaśka, Ola i Agatka. A tak w ogóle, to naprawdę fajna ekipa jedzie. Do Warszawy dojechaliśmy tylko z 20. minutowym opóźnieniem. Tam dosiadły nasze Panie. Potem zgrabna przesiadka do naszego autokaru... i już za chwilę byliśmy na pysznym śniadanku. Kiedy po długiej przerwie śniadaniowej zakończonej pysznymi lodami, wsiedliśmy do autobusu, to jak na komendę - wszyscy zasnęli, ja też. Tak więc - czas do obiadu minął, jak z bicza strzelił. Obiad w >Gospodzie Bazyliszek< w Koronowie, jak zwykle był pyszny. Po obiedzie, nawet nie próbowaliśmy wchodzić do lasu, bo komary cięły niemiłosiernie. Ciąg dalszy podróży upłynął bardzo sympatycznie. Do naszego Pioniera w Dźwirzynie, który na prawie trzy tygodnie będzie naszym polskim domem, przyjechaliśmy ok. 20:00. Prosto z autobusu poszliśmy umyć łapki i zasiedliśmy do drugiego już dzisiaj pysznego obiadu, po czym wraz z naszymi Paniami powędrowaliśmy nareszcie do naszych pokojów. Potem poszliśmy na spacer na plażę, która jest bardzo bliziuteńko i zdążyliśmy jeszcze na zachód słońca. Pewnie, że chlapaliśmy się cieplutką słoną wodą, tym bardziej, że Panie nie tylko nam pozwoliły, ale i wygłupiały się z nami. Wchodzimy do pokojów, a tu niespodzianka! - nasze walizki już tam są! No, niestety nie wszystkie, bo kilka było nie podpisanych i nasze kochane krasnoludki nie wiedziały, do którego pokoju je zanieść. Wyciągnęliśmy z nich tylko przybory do mycia, ręczniki i pidżamki, bo rozpakujemy się jutro. Dzisiaj to już tylko do łazienki i... spaaać. Ale ładnie tu wszędzie! Dobrze, że jutro pobudka jest później. No to dobranoc Kochane MamoTaty. >FotoGaleria< Filmik: >Podróż Wiedeń - Dźwirzyno<



Dzień Drugi (wtorek 6 lipca)
Dopołudnie poświęciliśmy na rozpakowywanie się w pokojach. Przed obiadem zdążyliśmy jeszcze zapoznać się z terenem Ośrodka - juz wiemy, gdzie co jest, a to przecież bardzo ważne. Po obiedzie, wyposażeni w kartki i długopisy, ruszyliśmy do Dźwirzyna. Każdy z nas rysował własną mapkę - no, taki plan sytuacyjny. Wiemy, gdzie jest najbliższa skrzynka pocztowa, jak dość do plaży, gdzie są najlepsze lody... słowem, nawet gdyby ktoś z nas zgubił grupę (w co nie wierzę), bez problemu trafi do naszego Pioniera. Potem na podstawie naszych mapek, każda grupa robiła jedną wspólną. Mówię wam, takiej szczegółowej mapy to nikt niema. Mamy zaznaczone nawet kosze na śmieci, he. Po kolacji - niespodzianka! ubraliśmy się odpowiednio, poszliśmy do autobusu i pojechaliśmy do Portu Jachtowego, gdzie czekał na nas wielki żaglowiec ARK, którym mieliśmy wypłynąć w rejs na pełne morze, żeby zobaczyć zachód słońca. Ale niestety, na morzu rozpętał się prawdziwy sztorm i nasz rejs musieliśmy przełożyć na inny termin. Ponieważ na takie okoliczności zawsze mamy przygotowany "wariant B", wykorzystaliśmy nasz przyjazd do Kołobrzegu na wieczorno - sztormowe zwiedzanie tego pięknego miasta. Ale pięknie było. Oprowadzał nas pan Antoni Szarmach, szef Szkolenia Żeglarskiego, o czym jeszcze nie wiedzieliśmy. Zapędziliśmy się też na kołobrzeskie molo, żeby z bliska zobaczyć ten sztorm. No, no - nieźle to wyglądało. Większość dzieci, tak jak i ja, nie widziała jeszcze sztormu z bliska, bo najczęściej wtedy nie chodzi się na plażę. Było tak fajnie i ciekawie, że przedłużyliśmy wycieczkę Kołobrzeg by Night do granic możliwości. Do naszego Pioniera przyjechaliśmy o godz. 22.30, a ponieważ byliśmy podobno bardzo super (jak na pierwszą dużą wycieczkę)... dzisiaj nie było konkursu czystości. Hurra! No dobrze, i tak mieliśmy porządek w pokojach, no i wszyscy byli w łazienkach, jak należy. Pa, pa. Do jutra. Dobranoc. >FotoGaleria<


Dzień Trzeci (środa 7 lipca)
Dzisiaj wielki dzień, bo rozpoczynamy wszystkie Kursy. I było fantastycznie! Żeglarze robili tyle rzeczy, uczyli się tylu różnych nazw i terminów, że zawrotu głowy można od tego dostać. Ale szło im bardzo dobrze. A na konikach to też, same pochwały. Aż miło było popatrzeć, jak sobie nasze amazonki i jeźdźcy radzą. A konie, aż rżały z radości, kiedy rozpoznały starych znajomych, no i na pewno też na powitanie nowych dzieciaków. A kiedy już wszyscy spotkali się w autobusie, po zajęciach, to jeden przez drugiego opowiadali jak to fajnie było. Na tym nie koniec dzisiejszych premierowych atrakcji, bo o 19.30 rozpoczęły się pierwsze zajęcia Kursu Tańca Towarzyskiego. Aż miło było popatrzeć na nasze eleganckie Panie i równie eleganckich Panów, no i oczywiście na to jak sobie świetnie radzą na pierwszej Lekcji Tańca. A popołudniu było mnóstwo zajęć, które odbywały się głównie na plaży i na świeżym powietrzu w ośrodkowym lasku. Oj, to był dzień. No to do jutra, kochane MamoTaty. >FotoGaleria<
Filmiki: >Początek Kursu Tańca Towarzyskiego< >Zabawy, śpiewanie, plażowanie<



Dzień Czwarty (czwartek 8 lipca)
Królowa Pogoda rozpieszcza nas
już drugi dzień. Właściwie wszyscy byli przygotowani już do zajęć, więc wyjazd odbył się bardzo sprawnie i mimo korków po drodze, zajęcia rozpoczęliśmy punktualnie. Na Kursie Jazdy Konnej dzieciaki robią niezwykłe postępy i Pani instruktor bardzo je chwaliła. NIe słysząc tych pochwał najbardziej się cieszą dzieciaki, no i kochane koniki oczywiście. Na Szkoleniu Żeglarskim tempo, że ho, ho. Dzisiaj podzieleni już byliśmy na załogi i rozpoczęły się zajęcia na wodzie. Nasi żeglarze radzili sobie znakomicie. Obym nie zapeszył, ale na razie wszystko wygląda na to, że jest to dobry żeglarski narybek. I tak trzymać! Po obiedzie przebraliśmy się w stroje plażowe, wysmarowaliśmy się faktorami i hajda na plażę. Słońce praży, lekki wiaterek od morza, cieplutka woda, szum morza... i to jest właśnie to, co Kubusy oprócz miodku i lodów najbardziej lubią w gorące letnie miesiące. Oprócz kąpieli morskich i słonecznych urządzaliśmy różne gry i zabawy, budowaliśmy zamki z piasku - było naprawdę wakacyjnie pięknie. Jeszcze przed kolacją zdążyliśmy poszwędać się grupami po najbliższej handlowej okolicy i wydać kolejną partię kieszonkowego. A po kolacji bardzo szybko się przebraliśmy na drugie zajęcia Kursu Tańca Towarzyskiego, na które wszyscy czekali od wczoraj z niecierpliwością. Aż miło było popatrzeć, a jeszcze milej usłyszeć jak bardzo im się Taniec Towarzyski podoba. Już na dworcu w Wiedniu czułem, że niezła ekipa jedzie. Żeby tylko wytrzymali w tym swoim zapale. A po zajęciach wielka niespodzianka, jaką przygotowaliśmy naszym jubilatkom Oliwii (15. Urodziny) i Soni (14. Urodziny). Po Kursie Tańca, poinformowano je, że pod dość wiarygodnym pretekstem, mają się zgłosić do naszego autobusu. A my w tym czasie przygotowaliśmy Urodzinowe Torciki, świeczki, kubeczki i napoje. Ale była niespodzianka kiedy wróciły! No to Sto Lat dziewczyny! >FotoGaleria<
Filmiki: >Kurs Jazdy Konnej (2. sesja)< >Szkolenie Żeglarskie (2. sesja)< >Kurs Tańca Towarzyskiego (2.sesja)< >Plażowanie i podwójne urodziny<



Dzień Piąty (piątek 9 lipca)
Kolejny piękny, bardzo ciepły wakacyjny dzień. Widać było jak wszyscy z niecierpliwością czekają na wyjazd na Kursy. A tam, to się dopiero działo. Jeżeli popatrzycie na zdjęcia i filmiki, to będziecie wiedzieć, dlaczego warto chwalić naszych adeptów sztuki żeglarskiej i jeździeckiej. Ja jestem pełen uznania. W związku z bardzo szybkimi postępami, na Szkoleniu Żeglarskim podjęło decyzję, że już w najbliższy poniedziałek i wtorek odbędzie ich pierwszy morski (dwuetapowy) rejs. W poniedziałek wypłyną z Portu Jachtowego w Kołobrzegu do Portu w Dźwirzynie, gdzie nasze jachty "przenocują", a rano we wtorek rozpocznie się druga część Rejsu - z Dźwirzyna do kołobrzeskiego Portu Jachtowego. W czasie całej wyprawy przewidzianych jest wiele innych kapitalnych elementów, ale nie mogę ich na razie zdradzać - tajemnica! Po obiedzie wskoczyliśmy do autobusu i wyjechaliśmy na Wielki Piknik Wojskowy, który właśnie dzisiaj się rozpoczął. Wiele dzieciaków zwłaszcza chłopcy, już od samego początku Kolonii, nie mogli się tego doczekać. Kochani - czego tam nie było! - prawdziwe czołgi, różne wozy bojowe, wyrzutnie rakietowe... słowem wszystko, od punktu dowodzenia do kuchni i poczty polowej. Były też akrobacje lotnicze i symulacje walk w przestworzach w wykonaniu samolotów bojowych. Byłbym zapomniał - były też pokazy i symulacje walk i akcji bojowych. Wszystko co tam stało na ziemi, można było nie tylko zobaczyć z bliska, ale i wejść np. do takiego czołgu, dotykać, kręcić, próbować. A żołnierze to jeszcze pomagali i podpowiadali. Bardzo wielkim zainteresowaniem cieszył się się Military Shop. Jak wam powiem, że nasz kolonijny "kącik depozytowy" wygląda jak prawdziwy arsenał - od granatów ręcznych, bojowej broni krótkiej, po nowoczesny karabiny maszynowe wyposażonych chyba we wszystko z wyjątkiem automatu do chipsów i coca coli. Wiele nie brakowało a wróciliby na kolonie czołgiem, a nie naszym autobusem. No tak, bo sam widziałem jak kilku naszych w hełmach i z rozpalonymi oczami rozmawiało z Dowódcą i pytali ile taki czołg kosztuje. Było wrażeń, oj było! I chyba z tego wszystkiego, spóźniliśmy się bardzo na Kurs Tańca Towarzyskiego. No wstyd, oj wstyd. Dzieci starały się zatrzeć złe wrażenie zapałem do tańca. Nie uwierzycie, ale od dzisiaj, też Kubus - Michu, wprowadził się pod poduszkę naszej najmłodszej kolonistki - Caroliny. Tak, mniej więcej wyglądał dzisiejszy, pełen niezwykłych wrażeń dzień. Kończę, bo komisja czystości rozpoczęła już obchód. Do jutra, dobranoc. >FotoGaleria<
Filmiki: >Kurs Jazdy Konnej (3. sesja)< >Kurs Tańca Towarzyskiego (3. sesja)< >Piknik Wojskowy<



Dzień Szósty (sobota 10 lipca)
Dzisiaj i jutro to planowe dni bezkursowe. Niby fajnie, ale wszystkim czegoś brakuje. Martwią się jak sobie ich koniki radzą w tym upale, doceniają morski wiatr w czasie żeglowania, który nie pozwala, by słońce było tak dokuczliwe jak na lądzie... Przed obiadem grupy na zmianę - były na plaży, robiły przepierki, szwędały się po straganikach i sklepikach w Dźwirzynie. Przy tym upale (35 stopni w cieniu) nasze pranie schło w mgnieniu oka, nie było więc żadnego "flagowania" terenu Ośrodka. O 16.00 byliśmy już w autobusie w drodze do Mrzeżyna, by wziąć udział w legendarnym szantowym Festiwalu Muzyki Morskiej "Słona Woda". Ponieważ byliśmy na miejscu mocno przed rozpoczęciem imprezy a upał bardzo dawał się we znaki, polecieliśmy na pobliską plażę i wypluskaliśmy się, jak stado foczek w morskich falach. Bardzo malownicze jest to Mrzeżyno a port w szczególności. Festiwal bardzo się dzieciakom podobał. Rozkręciły się do tego stopnia, że Ola i Dominik wzięli udział w organizowanym na scenie konkursie i zgarnęli dwie pierwsze nagrody. Pochodziliśmy sobie jeszcze po Mrzeżynie, aż dotarliśmy do autobusu i nasz kierowca p. Michał zawiózł nas do Pioniera na przełożoną na późniejszą godzinę pychowatą kolację. Potem, po dniu pełnym wrażeń polecieliśmy do pokojów, bo trzeba było zrobić porządek nie tylko z wyschniętymi na wiór rzeczami, ale i z pokojem i całym człowiekiem, bo konkursowa komisja czystości już się szykowała do działania. No, trzymajcie się ciepło, albo przy tych upałach wręcz przeciwnie. No to do jutra. >FotoGaleria< Filmiki: >Na plaży w Mrzeżynie< >Festiwal SŁONEJ WODY w Mrzeżynie< >Gry, zabawy i śpiewanie<



Dzień Siódmy (niedziela 11 lipca)
Ten dzień nasi milusińscy na pewno zapamiętają na bardzo długo. Zaraz po śniadaniu wyjechaliśmy na całodniową wycieczkę, na wielką wyprawę w czasie do >średniowiecznego Grodziska SŁAWOGRÓD w Czaplinku< i na >Zamek Joannitów DRAHIM w Starym Drawsku<. To co tam się działo trudno wręcz opisać. Po przekroczeniu bramy wczesnośredniowiecznej warowni, grodziska Sławogród, przenieśliśmy się do świata naszych przodków, gdzie rozpoczęła się nasza przygoda z przeszłością. Wiernie oddane historyczne rekonstrukcje budynków i fortyfikacji działały na wyobraźnie jak wrota czasu. Cała osada tętniła swoim życiem... a w tym wszystkim, jak w filmie science fiction - nagle my, przybysze z innych czasów... grupa kolonistów z Wiednia. Wchodziliśmy wszędzie - do domostw, kuźni, piekarni, na baszty i wszędzie spotykaliśmy niezwykle przyjaznych ludzi, którzy chętnie opowiadali o sobie i swoim życiu, pokazywali różne sprzęty i uczyli jak się nimi posługiwać. U kowala nauczyliśmy się obsługiwać kuźnię - biliśmy własną monetę i kuliśmy miecze. Wiemy już jak i z czego wytwarzano  ówczesne ubiory. Uczyliśmy się walczyć mieczami, rzucać oszczepem i toporami, wzięliśmy też pierwszą w życiu lekcje strzelania z łuku - wiemy już jak się je robi, no i strzały też... Zjedliśmy świąteczny obiad wg receptury sprzed kilkuset lat - specjalną zapiekankę w mosiężnych tyglach i na drewnianych talerzach. Zrobiliśmy jednak małą korektę - poprosiliśmy, żeby ziemniaki zastąpić makaronem z naszych czasów (przywieźliśmy go z sobą). Było pysznie i... bardzo dużo. Kiedy podziękowaliśmy, pożegnaliśmy się i zamknęła się za nami brama Sławogrodu, wszystkim się zdawało, że to jakiś film był... naprawdę dziwne uczucie. Nie był to jednak koniec dzisiejszej wyprawy w czasie. Po postoju dla orzeźwienia, nad brzegiem jednego z pięciu jezior, ruszyliśmy w kierunku Zamku Joannitów DRAHIM w Starym Drawsku. Podobnie jak w Sławogrodzie, po przekroczeniu bramy zamczyska znowu cofnęliśmy się w czasie do wczesnego średniowiecza, tyle że nie w mieszczańskim a starozakonnym wariancie. Kochani! Nie będę się rozpisywał, lecz wierzcie - było równie niezwykle. Już na zakończenie dodam, że nasz kolonijny "kącik depozytowy", (niezły arsenał, po Pikniku Wojskowym) powiększył się o kilkanaście łuków, dwie kusze i jeden topór bojowy. W ten oto sposób nasza Kolonia stała się najlepiej uzbrojoną placówką wakacyjnego wypoczynku dziecięcego w Unii Europejskiej. Kiedy bardzo późno dojechaliśmy do naszego Ośrodka, na tarasie przy biurze Kolonii przygotowana była pyszna kolacja w formie "szwedzkiego stołu". A potem... to już szybko - pokoje, prysznic, piżamka i spaaać. Zapewne, tak jak i dla mnie, dla wielu była to trzecia podróż w czasy wczesnego średniowiecza. Dobranoc. Do jutra. >FotoGaleria< Filmiki: >Podróż do Czaplinka< >Sławogród - u kowala< >Sławogród 2<  >Na Zamku Drahim< >Dolina Pięciu Jezior i kolacja inaczej<



Dzień Ósmy (poniedziałek 12 lipca)
Choć na Kursie Jazdy Konnej
działy się tak wspaniałe rzeczy, że aż dech zapiera, dzień upłynął jednak pod znakiem wypełnionego wiatrem żagla. Zgodnie z zapowiedzią nasi żeglarze wypłynęli w pierwszy (dwuetapowy) pełnomorski Rejs na trasie Port Jachtowy w Kołobrzegu - Port w Dźwirzynie - Port Jachtowy w Kołobrzegu. Dzisiejszy, pierwszy etap pokonali punktualnie i celująco! Od obiadu program Kolonii zdominowany był żeglarskimi elementami, a po kolacji pojechaliśmy do dźwirzyńskiego portu, gdzie zacumowane były nasze jachty. Nasi instruktorzy, których zasilił dowódca kołobrzeskiego MarWoju kmdr. Marek Padjas, zarządzili, że nasze jachty wypływają w morze na zachód słońca, a pasażerami będą uczestnicy naszego kolonijnego Kursu Jazdy Konnej, załogantami zaś - nasi najlepsi żeglarze. I tak też się stało. Przeszło dwugodzinny rejs, w dodatku z improwizowanym na pełnym morzu abordażem (!) udał się znakomicie. Wypieki z wrażenia mieli wszyscy. Potem popędziliśmy do autobusu, którym w parę minut byliśmy w Ośrodku. Szybko przygotowaliśmy się do snu, bo jutro skoro świt - druga część Rejsu. Dobranoc.
>FotoGaleria<  Filmiki: >Kurs Jazdy Konnej (4. sesja)< >Przede wszystkim Morskie Opowieści<  >Rejs/wypływamy, cumujemy< >Pierwszy morski rejs/cumowanie w Dźwirzynie< >Pierwszy morski rejs/na zachód słońca<



Dzień Dziewiąty (wtorek 13 lipca)
Tak jak było umówione, punktualnie o godz.9.00 nasi żeglarze byli już przy jachtach w dźwirzyńskim porcie i rozpoczęli drugi etap Rejsu tym razem z Dźwirzyna do Portu macierzystego w Kołobrzegu. Wiał bardzo sprzyjający wiaterek i wszystko wskazywało na to, że pierwszy morski
rejs naszych żeglarskich adeptów przebiegnie bez zakłuceń. I tak też sie stało. Przypuszczam, że Neptun tak się wzruszył ich punktualnością, która nigdy nie była mocną stroną naszych kolonijnych żeglarzy, że postanowił im odpuścić. Tę teorie potwierdzał fakt, że pół godz. po przypłynięciu do Portu Jachtowego w Kołobrzegu, rozpętała się prawie tropikalna ulewa. W ten właśnie sposób Neptun przekazał wiadomość, że opłaca się być punktualnym. I w ten oto pomyślny sposób zakończył się pierwszy Morski Rejs naszych prawie żeglarzy. MamoTaty - możecie być z nich dumni! Przy tej okazji bardzo dziękujemy Kadrze Szkolenia za tak szybkie przygotowanie naszych dzieciaków do tak poważnej morskiej wyprawy, no i oczywiście za jej fantastyczną realizację. A mnie chce się płakać, bo nie mamy ani jednego zdjęcia czy filmiku z dzisiejszej części Rejsu, ponieważ fala chlapnęła na aparat i jedynie można mieć nadzieję, że jak wyschnie to będzie jeszcze działał. Kurs Jazdy Konnej tez rozpoczął się bardzo punktualnie. Na szczęście drugi aparat działa bez żadnych problemów i możecie zobaczyć na jak wysokim poziomie są nasze amazonki i jeźdźcy. Po południu, ponieważ było mokro zajęcia odbywały się w budynku. Odbył sie m.in. afrykański wieczór, który pewnie zorgnizowano w związku z nękającą całą Polskę falą tropikalnych upałów. Po kolacji wszyscy szybko poszli do pokojów, żeby się przebrać na Kurs Tańca Towarzyskiego. No i wyobraźcie sobie, wszyscy byli punktualnie. Potem jeszcze p. Piotr szczegółowo omówił następny dzień, bo jutro wypływamy katamaranem M/S Jantar na całodniową wycieczkę na wyspę Bornholm w Danii. No tak, ja też muszę jak wszyscy bardzo wcześnie wstać - więc dobranoc Kochani, do jutra. >FotoGaleria< Filmiki: >Kurs Jazdy Konnej (5. sesja)< >Kurs Tańca Towarzyskiego (4. sesja)<



Dzień Dziesiąty (środa 14 lipca)
O 6.30 byliśmy już w kołobrzeskim Porcie Międzynarodowym i okrętowaliśmy się na pokład katamaranu pasażerskiego M/S Jantar, którym popłynęliśmy na duńską wyspę Bonrholm. Wszyscy byli tam po raz pierwszy i wszystkim baaardzo się podobało. Wszystko też poszło
zgodnie z planem z wyjątkiem dwóch super niespodzianek i jednego niespełnionego życzenia, a mianowicie: planowaną 4. godzinną wycieczkę autokarową po wyspie, pan Piotr zamienił na 5. godzinną (+!), nasz powrotny rejs wydłużył się prawie o godzinę. Podany przez megafony komunikat o opóźnieniu, w trakcie wspaniałej dyskoteki przyjęty został entuzjastycznymi brawami. Niespełnionym życzeniem, było marzenie o tym, że tam, na tym Bornholmie będzie chłodniej niż u nas. W Dźwirzynie pozostał pan Piotr oraz Agatka i Eva, które wcześniej już były na wyspie. Dziewczyny stwierdziły, że był to jeden z najlepszych ich dni na Kolonii. Zdjęcia z ich programu znajdziecie również w FotoGalerii. >FotoGaleria< Filmiki: >Wycieczka na Bornholm - wypływamy< >Wycieczka na Bornholm - na miejscu< >Wycieczka na Bornholm - ...i powrót<  




Dzień Jedenasty (czwartek 15 lipca)
Dzisiaj już normalny kolonijny dzień, czyli po śniadaniu wyjazd na Kurs Jazdy Konnej i Szkolenie Żeglarskie, a po kolacji odbyły się dwie kolejne lekcje (5. sesja) Kursu Tańca Towarzyskiego. Między Kursami, czyli po południu, najpierw robiliśmy generalne porządki w pokojach, a potem poszliśmy trochę poszaleć na plażę. Kochani, ciągle mam kłopoty z przesyłem informacji na stronę internetową, głównie idzie o zdjęcia i filmiki, dlatego też koncentruję się na tym bardzo czasochłonnym problemie zaniedbując nieco opis. Jeżeli nie uda mi się w czasie Koloni, to na pewno zrobię to zaraz po powrocie do Wiednia. Cdn. >FotoGaleria< Filmiki: >Szkolenie Żeglarskie (7. sesja)< >Kurs Tańca Towarzyskiego (5. sesja)< >Na plaży, na plaży fajnie jest< >Kurs Jazdy Konnej (6.) cz.1< >Kurs Jazdy Konnej (6.) cz.2< >Kurs Jazdy Konnej (6.) cz.3<



Dzień Dwunasty (piątek, 16 lipca)
Niestety, drugi aparat, ten, który zalała fala, odbieram z reperacji dopiero dzisiaj po południu, dlatego też nie mam, żadnego zdjęcia z żeglarskich zajęć. Musicie zatem uwierzyć mi na słowo, że jeszcze niedawno nasze żeglarskie szprotki, to teraz już żeglarskie śledzie... i nadal robią dalsze postępy. Dzisiaj najbardziej się podobały zajęcia ratownicze na wodzie - "człowiek za burtą!". Ale było śmiechu i zabawy. A na koniach, aż serce rośnie - sami zobaczcie. Po obiedzie pojechaliśmy do Zieleniewa, gdzie jest wielki teren, który nazywa się Dziki Zachód. Czego tam nie do doświadczyliśmy. Przygodę na Dzikim Zachodzie rozpoczęliśmy tańcami i śpiewami rodem z prawdziwego dzikiego zachodu. Nasz przewodnik najpierw zrobił z nami objazd dyliżansem po całym terenie, potem poszliśmy próbować mustangów, później uczyliśmy się strzelać - wprawdzie z wiatrówki, ale zawsze coś. Od wiatrówek poszliśmy na indiańską strzelnicę, gdzie też zgarnęliśmy bardzo dużo nagród za celność. Dzieciakom przydały się umiejętności łucznicze zdobyte w czasie wycieczki do Sławogrodu i zamku Drahim. Byliśmy też w mini-zoo z egzotycznymi i nie tylko, zwierzątkami. Zaraz potem polecieliśmy do hali widowiskowej, gdzie zobaczyliśmy pokazy kaskaderskie na koniu - ale było na co popatrzeć. Później przeszliśmy pod główną estradę, na której rozpoczęły się widowiska i zabawy, z szukaniem "złota włącznie", które można było zamienić w Banku lub Saloonie na konkretne walory. W takich klimatach upłynęły nam trzy i pół godziny. Jeszcze przed kolacją większość dzieciaków częściowo przygotowała się do Kursu Tańca Towarzyskiego, bo niby mamy po kolacji jeszcze 40. min., ale nasze damy wolą je przeznaczyć na makijaże. Ponieważ na dzisiejszych zajęciach dzieciaki zrobiły niezwykłe postępy, i co tu dużo gadać były bardzo grzeczne, p. Piotr podjął decyzję przedłużenia ciszy i związku z tym poszliśmy sobie jeszcze na plażę, żeby zobaczyć zachód słońca i trochę plażowo porozrabiać. Tak oto upłynął nam kolejny kolonijny dzionek. Pa, pa.
Dobranoc. >FotoGaleria< Filmiki: >Kurs Jazdy Konnej (7.)< >Dziki Zachód< >Kurs Tańca Towarzyskiego (6. sesja)< >Plaża - zachód słońca<



Dzień Trzynasty (sobota, 17 lipca)
Nad ranem rozpętała się burza z piorunami i błyskawicami. Pioruny były tak głośne, że wszyscy się pobudzili, a potem zgasło światło. Wprawdzie tylko na chwilę ale i tak wrażenie było mocne. Dobrze, że w soboty i niedziele nie mamy zajęć specjalistycznych, bo pewnie trzeba by je odwoływać. Nareszcie zrobiło się chłodniej i jak wszyscy mówili - było czym oddychać. Ponieważ ulewa, jak na zamówienie, skończyła się zaraz po śniadaniu, spakowaliśmy plecaczki i pojechaliśmy do Kołobrzegu, żeby odwiedzić Jarmark Solny i pochodzić trochę po pięknej kołobrzeskiej starówce i co najważniejsze odwiedzić Muzeum Oręża Polskiego, w którym niedawno otwarto wystawę poświęconą 600. rocznicy Bitwy pod Grunwaldem. Oczywiście zobaczyliśmy też inne ekspozycje, które też budziły wielkie zainteresowanie. Właśnie z wielkim przejęciem oglądaliśmy eksponaty z bitwy o Kołobrzeg w czasie II wojny światowej, a tu nagle jak nie błyśnie, jak nie trzaśnie... Przez chwilę myślałem, że przeniosłem się na pole bitwy! Ale nie, to nad Kołobrzegiem rozpętała się krótka ale bardzo gwałtowna burza. Jak się okazało nie tylko ja miałem takie skojarzenie - dzieciaki też; a pan przewodnik, aż się uśmiechnął, bo te grzmoty i błyski były jakby ilustracją do jego opowiadania. Po zakończeniu zwiedzania Muzeum, bocznym wyjściem czmychnęliśmy do autobusu, który nasz p. Michał tak podstawił, żeby nikogo deszczysko nie zmoczyło. Po obiedzie dzieciaki chwaliły się skarbami zakupionymi na Targu Solnym, a jak tylko przestało padać, to kontynuowaliśmy gorączkę zakupów w sklepikach w Dźwirzynie. Dzisiaj zajęcia Kursu Tańca Towarzyskiego, w związku z nie plażową pogodą, odbyły się jeszcze przed kolacją. Pan Piotr powiedział, że największe szanse na znalezienie bursztynu i muszelek, na których tak bardzo nam zależało, są właśnie po burzy i sztormie - polecieliśmy więc na plażę w poszukiwaniu morskich skarbów. Wygląda jednak na to, że przyszliśmy za późno, bo plażę spenetrowali poszukiwacze z innych kolonii i niewiele nam zostało. No cóż, ale oni nie byli w Muzeum i nie widzieli tylu ciekawych rzeczy - a to też przecież skarb. Z plaży poszliśmy osłodzić sobie życie do kilku lodziarni i cukierni w Dźwirzynie, bo lody, gofry i ciacha to jest to, co zbieracze morskich skarbów i wszystkie Kubusy lubią w czasie wakacji najbardziej - zwłaszcza, wtedy kiedy z plaży schodzi się z pustymi rękami. No to - do jutra.
>FotoGaleria< Filmiki: >W Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu< >Kurs Tańca Towarzyskiego (7.)< >Na plażę przez... cukiernię<



Dzień Czternasty (niedziela, 18 lipca)
To już druga kolonijna niedziela. Część dzieciaków poszła do kościółka, a reszta do Przystani Jachtowej nad Jeziorem Resko, aby przygotować
utrzymywaną w głębokiej tajemnicy grę terenową, taką miejską odmianę podchodów. Już od Kościółka zostawiane były ślady, po których należało odnaleźć resztę Kolonii. Oczywiście były też zostawiane w barach, kawiarniach i na straganach super zadania m.in. tańczyli walca wiedeńskiego na klombie przed kawiarenką internetową, śpiewali wraz z choreografią piosenkę "Paluszek", zerwać liski z trzech różnych drzew, czy na koniec znalezienia woreczka z jabłkami zatopionego w przystani. W tym ostatnim przypadku, aby nie było to zadanie typowe dla płetwonurków, do woreczka przyczepiono balonik. Przechodzący obok wczasowicze, obserwując popisy wokalno - taneczne grupy szukającej nagradzali je brawami. Zabawy przy tym było co nie miara. A z mojego kolonijnego doświadczenia, to Wam powiem, że obie grupy wykazały niezwykłe zaangażowanie i
kreatywność w przygotowanie tej zabawy. A po obiedzie pojechaliśmy na długą wycieczkę, która przygotował specjalnie dla nas i poprowadził Prezes kołobrzeskiej Ligi Morskiej i Rzecznej, szef naszego Szkolenia Żeglarskiego oraz znakomity przewodnik po regionie - Antoni Szarmach - nasz Toni. Celem tej wyprawy było pokazanie ciekawostek turystycznych Ziemi Kołobrzeskiej, o których daremnie szukalibyśmy informacji w fachowych wydawnictwach. Najpierw ruszyliśmy do Dygowa, gdzie zobaczyć można jedyny w Polsce pomnik łososia. Pomnik ten jest wyrazem miłości do jednej z najpiękniejszych rzek – Parsęty – i jej szlachetnych zasobów, jakimi są głównie królewskie łososie. Po drodze przejeżdżaliśmy przez wieś Gąski i widzieliśmy zniszczenia jakie wyrządziła trąba powietrzna, która przeszła tędy przedwczoraj. Z Dygowa pojechaliśmy do Rusowa, żeby zobaczyć założone przez polsko - niemieckie małżeństwo, wzorcowe w Unii Europejskiej Gospodarstwo Agroturystyczne Alte Farm. Oj, pięknie tam było. W drodze do Ustronia Morskiego mijaliśmy miejscowość Kukinia, gdzie znajdują się jedne z największych w Polsce zakładów przetwórstwa rybnego. Przed samym Ustroniem wjechaliśmy w leśną drogę, którą dojechaliśmy do Rezerwatu Przyrody, aby zobaczyć cud natury - uważany od 2.000 r. za najstarszy dąb w Polsce. pomnikowy okaz nazwany Bolesławem. Dokładne badania dendrologiczne wykazały, że liczy on 800 lat (średnica - 6,91 m, wysokość - 32 m, średnica korony - 20 m.). Dotychczas uważany za najstarszy dąb Chrobry z Piotrowic na Dolnym Śląsku, ma "tylko" 740 lat. Podziwialiśmy tam nie tylko wiekowego Bolesława, ale i wiele innych rzadkich i ciekawych okazów flory i fauny. Potem wjechaliśmy do Ustronia Morskiego żeby odwiedzić Skansen Chleba. Następnie ruszyliśmy w kierunku Kołobrzegu i skręcając z drogi w prawo dojechaliśmy do miejscowości Podczele, gdzie mijając podniesiony do góry, zardzewiały potężny szlaban znaleźliśmy się na ogromnym terenie opuszczonego przez wojska sowieckie, potężnym lotnisku wojskowym. Wyglądało to jak w filmie scien fiction - wszystko jak wtedy: budynki, koszary, hangary, pasy startowe, kilka wraków samolotów, samochodów wojskowych, silosy do chowania samolotów i Bóg wie, czego jeszcze... jakby porzucono to w wielkim pośpiechu. Trochę powiało grozą, ale to również ważna choć krótka lekcja historii Polski. Z Podczela pojechaliśmy do Kołobrzegu, gdzie wejściem na Latarnię Morską zakończyliśmy dzisiejszą wycieczkę. W tym miejscu raz jeszcze dziękujemy Ci Toni za tę niezwykłą wyprawę. Było już trochę po 21:00, kiedy dotarliśmy do naszego Ośrodka. Kolację zjedliśmy na zasadzie szwedzkiego stołu. Oj, to był dzień! A potem tylko pokój, łazienka i piżamka i... spać. >FotoGaleria< Filmik:> >Wycieczka - ciekawostki Ziemi Kołobrzeskiej< >Zabawa terenowa_2<



Dzień Piętnasty (poniedziałek, 19 lipca)


Dzisiejszy dzień, choć bogaty w mnóstwo różnych zdarzeń, z grubsza można bardzo krótko opisać. Dopołudnia planowe Kolonijne Kursy, popołudniu plaża, a wieczorem próba przejścia Ścieżki Zdrowia - niestety nie dla wszystkich udana. No, dzisiaj to było krótko i węzłowato. I już. Pa, pa. Do jutra.
>FotoGaleria< Filmik: >Szkolenie Żeglarskie (9. sesja)< >Plaża i Ścieżka Zdrowia<


Dzień Szesnasty (wtorek, 20 lipca)
To był dzień! Dopołudnia jak zwykle Szkolenie Żeglarskie i Kurs Jazdy Konnej. Jejku! To już nasze przedostatnie zajęcia! Nie będę chwalił dzieci, bo po prostu byłoby nudne, tak za każdym razem je chwalić. A poziom, przecież głównie uzależniony od kursantów, jest naprawdę bardzo wysoki, a teraz doszły jeszcze emocje związane ze zbliżającymi się sprawdzianami na zakończenie Kursów! Wprawdzie miałem do dyspozycji dwa aparaty, ale ten na Szkoleniu Żeglarskim znowu się zaciął - tym razem po drugim zdjęciu. Pośród bogatego materiału foto - wideo z Kursu Jazdy Konnej są dwa połączone filmiki, ilustrujące niezwykłą więź łączącą konie z Ośrodka Jazdy Konnej w Budzistowie z naszymi dziećmi. Kochani! Koniecznie musicie to zobaczyć! Może właśnie dlatego osiągnęły one tak wysoki poziom jeździecki?! Zapewniam, że konie te nie były przygotowywane do pokazów cyrkowych! Ja, w każdym bądź razie, czegoś takiego jeszcze nie widziałem!!! A po obiedzie pojechaliśmy do Trzebiatowa, gdzie spędziliśmy głęboko wpisujące się w pamięć, dwie godziny w Pałacu Czartoryskich pod przednią opieką pracowników
>Trzebiatowskiego Ośrodka Kultury<. Ale była zabawa, i jaka edukacyjna! Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem. >FotoGaleria< Filmik: >Kurs Jazdy Konnej (9.)< >Super Konie< >Pałac Czartoryskich w Trzebiatowie< >Kurs Tańca Towarzyskiego (8.)<  >Zachód słońca na naszej plaży<


Dzień Siedemnasty (środa, 21 lipca)

Dzisiejsze Zajęcia Kursu Jazdy Konnej i Szkolenia Żeglarskiego należały do ostatnich edukacyjnych - następne to sprawdziany i zakończenie. Na Szkoleniu Żeglarskim, zaliczyliśmy zaległe zajęcia z wiosłowania, które odbyły się na rzece Parsęcie i kołobrzeskich kanałach rzecznych. Po obiedzie polecieliśmy na plażę, bo nie tylko kąpiel w morzu nas korciła, ale i ustalenie programu na ognisko. Z plaży poszliśmy jeszcze pobuszować po straganikach, boć to przecież jedna z ostatnich okazji. A po kolacji pojechaliśmy do siedziby Piratów pod dowództwem słynnego Waśko w kołobrzeskiej Reducie Solnej, bo tam właśnie odbył się ostatni - piracki - sprawdzian naszych żeglarskich adeptów. A jego okrągły stempel przyłożony na nasze dyplomy świadczył o tym, że zaliczeni zostaliśmy do grona żeglarskich absztyfikantów i żeglarska kariera stoi przed nami otworem. Jupiii! Ja wiedziałem, że tak będzie. Ja wiedziałem! Zabawy było co nie miara i w dodatku do bardzo późna. Acha, - było też ognisko z pieczeniem kiełbasek i prezentacja przygotowanego przez nas programu. Ale się działo! No to, pa, pa. Dobranoc. >FotoGaleria< Filmiki: >Kurs Jazdy Konnej (10.)< >Szkolenie Żeglarskie (10.)< >Zakończenie Szkolenia żeglarskiego_Piracka Przygoda<

Dzień Osiemnasty (czwartek, 22 lipca)
Na ostatnie zajęcia Kursu Jazdy Konnej pojechaliśmy wszyscy, by podziwiać zdobyte umiejętności naszych amazonek i jeźdźców, no i oczywiście by im kibicować. A było na co popatrzeć, oj było. Żeglarze mieli też możliwość dosiąść rumaków i sprawdzić jak to jest naprawdę w tym siodle na końskim grzbiecie. Bardzo wzruszające i pełne łez było pożegnanie z naszymi konikami. Końskie smutne rżenie osłodziliśmy nieco marchewkami, których cały worek przywieźliśmy na pożegnanie z nimi. Pożegnaliśmy się też dziękując kwiatami i alabastrowym rumakiem za fantastyczny Kurs, szefostwu Ośrodka i naszym instruktorom. Smutno tak jakoś było. A całkiem wieczorem p. Piotr urządził nam niezłą  niespodziankę - pojechaliśmy ostatni już raz do kołobrzeskiego Portu Jachtowego. Tym razem celem nie było spotkanie z naszymi instruktorami, bo oni już wypłynęli w rejs do niemieckiego Portu w Barth, a rejs na zachód słońca wielkim pełnomorskim żaglowcem, który się ARK nazywa. Pan Kapitan i załoga chyba nas trochę polubili, choć śpiewaliśmy w czasie rejsu tak nieśmiało trochę. Oj, mówię Wam pięknie było! A po powrocie do portu - kolejna niespodzianka - zamiast "w prawo zwrot, do autobusu marsz", usłyszeliśmy "w lewo zwrot, na wprost marsz"! A "na wprost" oznaczało, że... idziemy na koncert do Reduty, skąd dobiegała całkiem niezła muzyka! Wprawdzie nie byliśmy tam zbyt długo, ale jednak... i potańczyliśmy nawet trochę. Że też ta Kolonia musi się tak szybko kończyć!To był dzień! Dobranoc. >FotoGaleria< Filmik: >Rejs wielkim żaglowcem, który się ARK nazywa<

Dzień Dziwiętnasty (piątek, 23 lipca)
Oto nadszedł ostatni dzień w Dźwirzynie. Zaraz po śniadaniu luków bagażowych naszego autokaru wyciągnęliśmy puste walizki i rozpoczęło się wielkie pakowanie. Nie było to wcale takie proste, bo trzeba było spakować wszystko z wyjątkiem tego: w czym pojedziemy do Wiednia, w czym wystąpimy dziś wieczorem na zakończeniu Kolonii, w czym będziemy spać, no i oczywiście tego, co mamy na sobie. No, niezłe to zadanie było, w dodatku z bardzo wieloma niewiadomymi, ale jakoś daliśmy radę. Przy pakowaniu, wszyscy zadawali sobie pytanie - jak Mama to zrobiła, że wszystko bez problemu się zmieściło! Dziękując za gościnę, pożegnaliśmy się z Panią Kierownik Ośrodka Wypoczynkowo - Kolonijnego PIONIER, który prawie przez trzy tygodnie był naszym domem w Polsce. Nasza Gospodyni zaprosiła uczestników Kolonii jeszcze tego lata wraz z rodzinami, deklarując, że w takim przypadku MY - uczestnicy tegorocznej Kolonii, będziemy Specjalnymi Gośćmi Ośrodka, czyli gratis! Zaraz po obiedzie dowiedzieliśmy się, kto jest laureatem w różnych kolonijnych konkursach, w tym Czystości! Nagrodami były specjalne Bony ufundowane przez p. Piotra - niewątpliwie ulubionego Kierownika naszej Kolonii - do najlepszej cukierni w Dźwirzynie. W tym słodkim nagrodowym menu laureatów, było to, czego najbardziej oczekiwaliśmy - gofry i lody w różnych wariantach, od "wypasionych" począwszy. Palce lizać! Potem ostatni spacer, którego celem było wydanie resztek kieszonkowego i pożegnanie z naszą plażą. Po powrocie do Ośrodka rozpoczęliśmy intensywne przygotowania do wieczornego programu. Większość dzieciaków na kolację przyszła już w eleganckich strojach, bo potem niewiele już czasu zostało do galowego wieczoru. Rozpoczęliśmy tanecznymi popisami pod czujnym okiem naszego pana Roberta. Muszę Wam powiedzieć, że rzadko się zdarza, by po zakończonym tańcu nie tylko trener ale i tancerze aplaudowali go gromkimi brawami. Widać było wyraźnie, że taniec sprawia im przyjemność i wielką radość. Po pożegnaniu z naszym trenerem, rozpoczęła się druga część wieczoru. Oprócz świetnych skeczów, piosenek i bloków tanecznych, był to również czas na kolonijne podsumowania i oczywiście - na nagrody i upominki. Niestety znakomitą zabawę trzeba było zakończyć po 23:00, bo w drogę powrotną, jutro ruszamy bezapelacyjnie o godz. 9:00. No to dobranoc, Kochani. 
>FotoGaleria< Filmiki: >Pożegnanie z Ośrodkiem< >Wyróżnienia< >KTT - zakończenie/Polonez< >KTT-zakończenie/Walc< >KTT-zakończenie / radosn układ taneczny< >KTT - zakończenie/dyplomy<

Dzień Dwudziesty i Dwudziestypierwszy (sobota i niedziela, 24 i 25 lipca)
Mimo pożegnań, bo niektóre dzieciaki były odbierane w Ośrodku, wyjechaliśmy zgodnie z planem - punktualnie o godz. 9:00. Wtedy, jeszcze nikt nie przypuszczał, że będzie to najbardziej zaskakujący dzień Kolonii. Już ok. 20 km za Kołobrzegiem zobaczyliśmy efekty nawałnicy, która przeszła m.in. trasą naszego przejazdu, gdzieniegdzie mając siłę trąby powietrznej - pozrywane dachy, wyrwane z korzeniami drzewa. Widzieliśmy ekipy strażackie likwidujące skutki nocnego kataklizmu, policję kierującą samochody na drogi objazdowe. Jechaliśmy w ogromnym "korku samochodowym" z średnią szybkością ok. 15 km/godz. Nie mieliśmy żadnej szansy na przyjazd do Warszawy przed odjazdem naszego pociągu do Wiednia. Mieliśmy jednak dużo szczęścia, bo udało się szybko załatwić to, co w takiej sytuacji najważniejsze - nocleg, miejscówki na jutrzejszy pociąg do Wiednia i oczywiście zawiadomić rodziców, że jutrzejsze dopołudnie mają wolne. Do Warszawy przyjechaliśmy ok. północy, a przejazd przez stolicę był jeszcze jedną, choć nie planowaną kolonijną wycieczką. Ola kiedy dowiedziała się, że będziemy nocować w schronisku prawie w centrum Warszawy, rozpłakała się i powiedziała, że woli spać w autobusie, bo nie jest psem! Nie pomagały tłumaczenia, że to jest schronisko młodzieżowe - szloch i już. Sama się dobrze ubawiła, kiedy zobaczyła, w jakiej "budzie" przyszło nam nocować. Niestety pobudka była trochę wcześnie, ale za to jako pierwsi zajęliśmy miejsca w pociągu. Pożegnaliśmy się też z naszym panem Michałem, który dzielnie przez prawie trzy tygodnie woził nas wszędzie tam, gdzie trzeba było, no i z p. Ulą z I grupy, bo p. Paulina pojechała razem z nami do Wiednia. W pociągu zjedliśmy śniadanie, a w ogóle, to nikomu nie chciało się spać. Oczywiście, że tematem rozmów były wspominki właśnie kończącej się Kolonii, a ku uciesze współpasażerów były też spontaniczne śpiewy. Sam słyszałem, jak dzieciaki umawiały się na spotkania, zaraz po przyjeździe i potem, ale jeszcze w czasie wakacji. Podróż upływała w wesołej atmosferze, z dwoma tylko zapłakanymi momentami, no bo niektóre dzieciaki wysiadały w Katowicach i Zebrzydowicach. Do Wiednia przyjechaliśmy punktualnie, a tam na peronie... nasze Kochane i stęsknione MamoTaty. Oj, były powitania i pożegnania. Wielkie radości i smuteczki też, bo niektóre serduszka to kołatały, oj kołatały! Wypatrywaliśmy też pana Piotra, który pojechał do Wiednia samochodem z całym biurem i sprzętami, ale go nie było. Wiem, że wszystko w porządku, bo wiele razy dzwonił do autokaru i do pociągu. Wyjechał z wielkim opóźnieniem, bo przecież trzeba było błyskawicznie aranżować zmiany w naszej podróży, a z autobusu, który był z nami w drodze ciężko byłoby to wszystko przygotować. Szkoda, no ale trudno. Pod jego nieobecność podziękowania, za te trzy tygodnie nad polskim Bałtykiem od dzieciaków i rodziców odbierała pani Ania. Wszystkie dzieciaki już poodbierane, no to nie będę stał na tym dworcu jak ten kołek i też lecę do domu, bo jak tylko odeśpię, to to od razu się biorę za uzupełnianie mojego Dziennika, obrabianie zdjęć i filmików. No to cześć i na razie! >FotoGaleria< Filmiki: >Jedna z zasłużonych przerw w podróży< >Warsaw by Night < >Jedzie pociąg z daleka, czyli nasz InterCity Warszawa-Wiedeń<

Dobrych, parę dni później...
Kochani! Od początku wiedziałem, że niezła ekipa w tym roku jedzie na Kolonie. Cieszę się, że mogłem być z Wami - starymi i nowymi
przyjaciółmi i relacjonować tegoroczną Wielką Wakacyjną Wyprawę do Polski. Wiem na pewno, że pokochaliście ten piękny kawałek Polski, do którego Was na prawie trzy tygodnie zawieźliśmy. Jestem pewny, że Wasze tegoroczne, wakacyjne przyjaźnie utrzymywać będziecie przez długie, długie lata - czego Wam serdecznie życzę. No cóż, Dzieciaki kochane, życzę też wspaniałej reszty wakacji, udanych wyjazdów i szczęśliwych powrotów. Już teraz odliczam czas do naszego następnego spotkania - Polonijnego Zimowiska, bo to kolejna wyprawa, gdzie pewnie znowu się spotkamy. Niektórzy to już nawet teraz się zapisali! A więc do zobaczenia.Wasz, niewątpliwie ulubiony, wirtualny Kolonista – KUBUS.