|
Kubusowy
Dziennik Kolonisty
Podróż i Dzień
Pierwszy
(03 i 04.07)
Podróż minęła nam w porządku. Było trochę gorąco, ale daliśmy radę.
W drodze z Berlina zjedliśmy
duże frytki w McDonald`s
i wieeelką bułę, a
na koniec były lody - takie pyszne śmietankowe. A jak nam się jechało
- spoko! Po podróży w Ośrodku czekał na nas pyszny obiadek.
Później, to już tylko mooorze i plaaaża. Woda trochę zimna, ale to dopiero
początki. Mimo wszystko
popluskaliśmy się trochę. To
było niezłe orzeźwienie. Potem
przyszedł czas na rozpakowanie walizek. Mówię Wam - jest nieźle.
Pa, pa.
>FotoGaleria<
Dzień
Drugi (05.07)
To
był długi dzień! Rano - zwiad po mieście... zbieraliśmy informacje o
Dźwirzynie, a potem rysowaliśmy
własny
plan
miejscowości. Po południu
mieliśmy iść na plaże, ale
niebo się zachmurzyło. Nie było kąpania, ale
za to niesamowity spacer - morze szalało, fale były
duże... -
poszukiwaliśmy skarbów na plaży. Potem przyszedł czas na
"ścieżkę
zdrowia", dużo ćwiczeń... a wiecie co wam powiem, z kondycją u mnie nie
najgorzej... A wieczorem
- wielka niespodzianka - rejs Żaglowcem PIRAT - trochę bujało, ale tak
to jest na morzu. >FotoGaleria<
Dzień
Czwarty (07.07) Wczorajszego dnia nie udało się nam zarejestrować – wysiadły baterie i
sprzęty – szkoda, bo dużo się działo... rozpoczęły się
Kursy! A dzisiaj
już pierwsze
robocze zajęcia na koniach. one są takie ładne i
kochane.
Wiecie, że tam
gdzie jeździmy na koniach
są też Indianie - tacy prawdziwi. Żeglarze też już
pływają. Na Kursie mamy
kilku zakręconych -
widać to, po sposobie trzymania steru: nie puści, nie da nikomu… i już.
Popołudniu wycieczka do Trzebiatowa – ale pięęęknie.
No tak, ale
najgorsze było jeszcze przed nami – pewnie, że chodzi o ten
Kurs Tańca Towarzyskiego. Nie było tak źle, to wcale nie jest takie
trudne - tylko, że Kaśka nie
chce ze mną tańczyć. Powiedziała, że woli
ze swoim koniem. Ale wymyśliła! Instruktorzy są nieźli, bardzo mi się
podobają … i wiecie, co wam powiem
– oni reprezentowali
Polskę na Mistrzostwach Świata. Naprawdę! Jest fajnie, będę dużo
ćwiczyć, żeby wygrać turniej. No tak, tylko, z kim?! Kaśka nie chce.
Na koniec dnia było - ognisko. Chyba jednak, na następne
przygotujemy lepszy program.
Ale i tak było super. Cześć! >FotoGaleria<
Dzień Piąty (08.07)
Po
śniadaniu normalka - Kursy. Uff !- dobrze, że jutro już sobota i dwa dni
luzu, bo wszystko mnie boli. Po
południu byliśmy
w Kołobrzegu...
zwiedzaliśmy starówkę i Katedrę Kołobrzeską, po której oprowadzał nas
sam ksiądz wikary...
pięknie i bardzo ciekawie
opowiadał. Wieczorem zaś
kolejne kroki na parkiecie... już było lepiej. Po rock`rollu i bluesie,
przyszedł czas na walca angielskiego.... Tańczyłem z Mirką, z innej
kolonii. Widziałem, że Kaśce było głupio, ale chyba dlatego, że na kurs
nie przyszedł jej koń! Dobra, już kończę,
bo nie zdążę się przygotować
do konkursu czystości.
>FotoGaleria<
Dzień
Szósty
(09.07) Całe do południe to wielki spacer plażą do Mrzeżyna na Festiwal
Muzyki Morskiej „Słona Woda” w porcie rybackim. Szliśmy długo i ciężko,
ale
udało się dotrzeć. Zdążyliśmy na sam koniec.
Za to widziałem
jak przypływają kutry
rybackie z morza i wyciągają ryby
z sieci! Potem
śpiewaliśmy i tańczyliśmy z hinduskim zespołem, który zapraszał nas na
Dni Indii,
ale pan Piotr to się chyba nie zgodzi. Na obiad byliśmy
dowożeni na raty, bo nie mieliśmy już siły wracać plażą na piechotę. Po
obiedzie - Wielkie Pranie. Koszulka za koszulką, spodnie za spodniami
itp. za itd. Wszystko wypraliśmy, wykręciliśmy i powiesiliśmy.
Ale
było mokro! Mam nadzieję, że będą chyba dodatkowe punkty w Konkursie Czystości. Przed
kolacją zdążyłem się jeszcze wykąpać w morzu. Wieczorem
Kurs Tańca –
konia Kaśki nie było, a ja tańczyłem z Wiolettą. W nagrodę za cały dzień
oraz postępy i dyscyplinę na Kursie Tańca Towarzyskiego - dyskoteka
z
dziećmi z polskich kolonii - prawie do północy! No tak - my tu sobie tancu, tancu, a Komisja Czystości przeleciała
się po pokojach. No, pięknie! Ale to heca, nasz aparat
wykąpał się w misce podczas prania i ze
zdjęć - nici.
Dzień Siódmy (10.07)
Do obiadu – kościółek (kto chciał), plażowanie, szukanie bursztynów i
skarbów morskich ... prawie cały dzień byliśmy
na plaży... i
nie myślcie, że leżeliśmy na piasku jak pingwiny... Oj, chyba się ładnie
opaliłem.... Wieczorem tradycyjnie Kurs Tańca... tańczyłem z Kaśką!...
szło nam nieźle. Czy ja, aby na pewno nie jestem podobny do konia?!...
na koniec dnia zrobiliśmy urodzinową niespodziankę Nicol...ona w ogóle
nie wiedziała, że my coś przygotowujemy... Nasze igraszki na plaży i nie
tylko, zobaczycie w
>FotoGalerii<
Dzień
Ósmy (11.07)
Kolejny poniedziałek na Kolonii. Dziś ostatni raz byliśmy na
zajęciach konnych w Zieleniewie. Od jutra przenosimy się
do znanego w
całej Polsce Ośrodka Jazdy Konnej „Michalski” w Kołobrzegu - Budzistowie.
Do tej pory szkolili nas Indianie i Kowboje - i było fajnie, ale pan Piotr
powiedział, że teraz już czas, aby spróbować Konia
inaczej.No,
zobaczymy!... A żeglarze dziś pływali na dwóch mniejszych
łodziach...widać, że to już fachury.... Zaraz po Kursie Tańca
przyszedł czas na wieczór ze sztuką. Wszystkie przedstawienia
przygotowywaliśmy w grupach, poszło nam lepiej niż ostatnim razem przy
ognisku zresztą... a pan Piotr obiecał lody dla wszystkich (!).
>FotoGaleria<
Dzień Dziewiąty (12.07)
Dziś pierwsze zajęcia w Budzistowie. Ale tam jest pięęęknie!
Musicie to zobaczyć –
www.michalski.afr.pl,
a potem zerknijcie
jeszcze na:
www.stadninamichalski.pl!
Trenerzy są fantastyczni. A jakie konie!
Nie wszystkie jeszcze znam, ale jest ich dużo
i różnych ras... są też bardzo rzadkie w Polsce konie fryzyjskie, a
nawet pełnokrwisty koń arabski... są małe i wielkie, no i źrebaczki też
są! Dzieciaki z grupy jeździeckiej prawie poszalały. Do
Budzistowa, na zajęcia
z hipoterapii przyjeżdżają
dzieci z całej Polski i z Niemiec – oni mają
dobrze, bo blisko.... A
żeglarze przeżywają, bo jutro wychodzą w morze i mówią, że trzeba zabrać
więcej kanapek, bo na morzu to nigdy nie wiadomo, czy wróci się na obiad
czy dopiero na kolację. Prawda,
prawda, a wiatr i woda sprzyjają głodomorom. Mogę się Wam pochwalić -
nauczyłem się dziś makramek, już wiem jak się te sznurki wiąże. A teraz
zmykam na Kurs Tańca, bo mi Kaśkę porwą. Ciekawe, czego dzisiaj będziemy
się uczyć?
>FotoGaleria<
Dzień
Dziesiąty
(13.07)
Naszym żeglarzom nie udało się dziś wyjść na pełne morze - to przez
pogodę... ale to nic, jak tylko będą sprzyjające
wiatry to na pewno się
uda.... A na koniach jak zawsze wyśmienita zabawa... średniaki uczyły
się - jak składać całą wiązełkę, czy
jak to tam się nazywa.
Są nas
trzy grupy i wszyscy zakochaliśmy się z wzajemnością w naszych
konikach. Podobno robimy
wielkie postępy. Wieczorem nauczyliśmy się
tańczyć tango. Niestety to już ostatni taniec w tegorocznym Kursie,
bo jutro
Wielki Turniej Tańca Towarzyskiego, muszę więc poćwiczyć
trochę z Kaśką. Nasze dziewczyny poszalały na punkcie
makramek
-
tylko wiążą te supełki. Niedługo
chyba zaczną pruć nasze swetry.
>FotoGaleria<
Dzień
Jedenasty
(14.07)
I
przyszedł ten dzień, jak w piosence... już wypływa statek w morze,
woda niesie chłopców śpiew... i tak było
dziś. Zaraz po rozpoczęciu
zajęć statek-pilot wyciągnął nasze jachty na pełne morze. Wrażenia
niesamowite! Bujało ostro, co niektórzy oddawali Neptunowi
swoje
pierwsze śniadanie, ale warto było... no
i śledzie się cieszyły, bo
śniadanie było niezłe. A na koniach przejażdżki bryczkami
i nauka powożenia. Najbardziej zaawansowana grupa wyjechała w teren, a
pozostali jeździli na padoku i w hali. Nasi instruktorzy mówią, że z
każdym dniem jest coraz lepiej... tych, co stawiają pierwsze kroki już
powolutku puszczają z lonży. Wieczorem Wielki Turniej Tańca
Towarzyskiego, taki „pod chmurką”. Mieliśmy wielu kibiców z
innych
Kolonii. Poszło nam
podobno nieźle... ale na pewno, wszystkim dopisywały
humory i była niesamowita zabawa. Dziś pożegnaliśmy się z naszymi
instruktorami... jaka szkoda? Oni chyba też nas polubili... podobno jest
szansa, żebyśmy się spotkali w przyszłym roku!... bardzo bym chciał... i
wszyscy też.... A na sam koniec dnia świętowaliśmy urodziny Jeny... były
świeczki i toast z soku jabłkowego... i specjalny
pokaz w wykonaniu
chłopców z grupy II.... „Sto lat”- Jeny! A byłbym zapomniał - dziś na
plaży rozegraliśmy mecz w piłkę nożną Polska – Austria. Skończyło
się remisem. Jeszcze im pokażemy!
>FotoGaleria<
Dzień
Dwunasty
(15.07)
Poranek jak
każdy inny, wstawanko a później śniadanko. Zaraz po dziewiątej wyprawa
na zajęcia. Bezwietrzna na
lądzie pogoda sprawiła, że szefostwo
naszego szkolenia, tak jak wczoraj, podjęło decyzję wyprowadzenia
jachtów na otwarte morze przez jednostkę motorową Marynarki Wojennej
"Pilot". Dzięki temu mogliśmy kontynuować rozpoczęte wczoraj
morskie
żeglowanie. Było fantastycznie! Około 11:00 na wodach w okolicach
Kołobrzegu zaroiło się od małych i dużych żaglówek
i jachtów. Z portu wypłynęły dwie jednostki
wojenne, a na niebie pojawił się helikopter z ekipą telewizyjną. Okazało
się, że to powitalna gala, dla kończącego w Kołobrzegu kolejny rejs
dookoła świata - Żaglowca VICTORIA. Jako jedni z pierwszych,
złożyliśmy drogą radiową gratulacje kapitanowi VICTORIIi - Rudolfowi Kreutschneider`owi. Jakież było jego zaskoczenie,
kiedy dowiedział
się,
że jesteśmy kolonią z Wiednia, bo on też pochodzi z... Wiednia. Kapitan
Rudolf - znany na świecie żeglarz, podróżnik i pisarz - ma "czeskie i
polskie korzenie" i świetnie mówi również po polsku. Bardzo się
ucieszyliśmy, kiedy zaprosił nas na spotkanie na VICTORII - jeszcze dziś
o 17:00! Na pamiątkę spotkania wręczył nam, z dedykacją i
załączonym... piórkiem pingwina, swoją książkę pt. "Dookoła
świata po piórko pingwina". Na Kursie Jazdy Konnej -
może nie tak galowo jak dzisiaj w kołobrzeskim Porcie, ale też
pięknie i radośnie było - same awanse do wyższych grup, i już nikogo nie
trzeba "lonżować". Po południu zdążyliśmy jeszcze na plażę, bo pogoda
zaczyna się zmieniać. Wieczorem były zajęcia "z ramek" - robiliśmy takie
fantastyczne ramki z muszelek, piasku i to wszystko przyklejaliśmy na
kartonik. Przywiozę taką do domu. Pa, pa. Do jutra.
>FotoGaleria<
Dzień Trzynasty (16.07)
Dziś czekała nas długa wyprawa. Najpierw
Rewal, później most
zwodzony na rzece Dźwinie. Nigdy nie widziałem takich cudów. Później
przyszła pora na smaczny obiad, czyli taakie naleśniki w Barze Pieróg w
Międzyzdrojach. Ale najważniejsze było jeszcze
przed nami.
W Wolińskim Parku
Narodowym czekało nas spotkanie z żubrami i nie
tylko, bo zobaczyć tu można było w naturze, wiele innych pięknych i
rzadkich zwierząt. Potem spacer po bardzo ładnym i długim Molo w
Międzyzdrojach. Oj, a jakie tam pyszne lody na tym Molo. Potem słynny
deptak w Międzyzdrojach - z Aleją Gwiazd i Gabinetem Figur
Woskowych. No i wielka niespodzianka - byliśmy na próbie
legendarnego zespołu Czerwone Gitary, który przygotowywał się w
Muszli Koncertowej do wieczornego, Koncertu Galowego! Ale się
ucieszyli, kiedy na pożegnanie zaśpiewaliśmy ich piosenkę "10. w skali
Beauforta" - drugą zwrotkę zaśpiewali razem z nami. W naszym Kolonijnym
Śpiewniku mamy kilka piosenek Czerwonych Gitar. Niestety nie mogliśmy
zostać na Koncercie, bo trzeba było wracać do Ośrodka. Ale fajnie było!
>FotoGaleria<
Dzień
Czternasty
(17.07)
Kolejna niedziela
na kolonii. Niektórzy z nas poszli do kościoła, a pozostała
reszta
przygotowywała podchody
na
dzisiejszy wieczór.
Wyszliśmy na dłuugi
spacer po lesie i plaży, żeby znaleźć odpowiedni teren do gry.
Przygotowaliśmy też super zadania, które druga grupa musi wykonać, żeby
zaliczyć podchody. Po obiedzie pojechaliśmy do Niechorza,
żeby się tam troszkę poszwendać. No, ładnie tu jest,
ale mnie się bardziej podoba Dźwirzyno. Potem pojechaliśmy odwiedzić
następny kurort - Rewal. Też bardzo ładnie, ale mnie się i tak
bardziej podoba Dźwirzyno - przynajmniej wiem, gdzie się idzie na super
lody. A tam trzeba by szukać i próbować. No niby niezły sport, ale
anginy można dostać.
Szkoda, że pogoda niezbyt plażowa, choć na plaży też byliśmy, oczywiście
gotowi do opalania i kąpieli. Nie zgadniecie kogo
w Rewalu
spotkałem! TeżKubusa, ale z jakiejś innej Kolonii. Chyba
miał
"wolne", bo plątał się z Tygryskiem
po
cukierniach. Ci, to mają
dobrze.
A teraz uwaga kochane MamoTaty, złapcie się czegoś, żeby nie
upaść. Nie
uwierzycie
- lataliśmy samolotem!
No, było troszkę strachu, ale jaka
niezapomniana przygoda! To nie był taki samolot, jak ten, którym w
zeszłym roku lecieliśmy do Turecji, tylko taki z 4. skrzydłami, nieduży.
Mówią na niego kukurużnik lub antek, ale dlaczego - nie
mam pojęcia. Znam
dwóch Antków - i owszem latają, ale nie w powietrzu
tylko po podwórku. Ale fajnie było! Potem szybkie zakupy w Rewalu i powrót do ośrodka, bo przecież dziś
podchody!!! Jedna grupa uciekała a druga po
śladach musiała ją znaleźć i
wykonać kilka zadań, np. zrobić nakrycie
głowy z rzeczy znalezionych w lesie, znaleźć piórka, czy ułożyć piosenkę
o kolonii. Podchody tez były extra. Zobaczcie proszę
>FotoGalerię<
i
>Filmik z przestworzy<,
bo mi nie uwierzycie. A teraz już czas na sen, bo jutro znowu zajęcia
specjalistyczne.
No to do jutra.
Dzień
Piętnasty
(18.07)
Nie do wiary, jak ten czas szybko leci -
właśnie rozpoczęliśmy trzeci i ostatni tydzień Kolonii! Choć pogoda nam
dzisiaj
nie dopisała, nasi dzielni
żeglarze i tak wypłynęli w rejs. Wprawdzie byli na wodzie
nieco krócej - ale jednak. Po powrocie, zupełnie spontanicznie i
z wielkim przejęciem, wzięliśmy udział w
odbywającej się w Porcie Jachtowym, oficjalnej uroczystości odsłonięcia
Pomnika Kołobrzeskim
Żeglarzom na Wiecznej Wachcie. Aktu odsłonięcia dokonał sam pan
Minister Obrony Narodowej - Bronisław Komorowski. Po
zakończeniu uroczystości
Minister mile zaskoczony naszą obecnością, łamiąc napięty harmonogram,
postanowił bliżej się z nami poznać. Pytał o wszystko, jak nam się podoba w Polsce, o program i postępy w
żeglarstwie. Życzył nam udanej reszty wakacji i "chęci powrotów do
Polski, a szczególnie do tego pięknego jej zakątka.". Był
zaskoczony, że nasze Kolonie od
tylu lat organizujemy bez pomocy
finansowej ze strony Konsulatu czy POIT w Wiedniu albo jakiegoś
Stowarzyszenia z Warszawy (sorki, ale nie zapamiętałem nazwy). Na zakończenie pogratulował p. Piotrowi
"...pomysłu i realizacji, tej jakże pożytecznej, ze
wszech miar działalności.". Życząc
uporu w jego działaniach, zapewnił o swoim pełnym poparciu.
W sumie to
nie znam się na tym, ale wszyscy mieliśmy ręce mokre z przejęcia.
Wracając do Ośrodka, w autokarze dowiedziałem się, że nasi żeglarze byli
bardzo stremowani, bo tam była pełna gala mundurowa, a oni...
zdjęci z żaglówek i z plecakami z niedojedzonymi kanapkami.
Pan Piotr wytłumaczył, że dla nas wszystkich była to miła, spontaniczna
niespodzianka, i że wszystko wypadło bardzo ładnie.
Wytłumaczył też, co
znaczy użyte przez p. Ministra sformułowanie - "ze
wszech miar". Całkiem im odpuściło, kiedy usłyszeli się w Radio
Kołobrzeg i zobaczyli reportaż z uroczystości w Wiadomościach Telewizji Koszalin.
A na Kursie
Jazdy Konnej, znowu - nie tak
medialnie jak w Porcie Jachtowym, ale równie budująco. Dzisiaj grupa najbardziej zaawansowanych
poszła w teren i niestety nie było tam aparatu fotograficznego. Dzisiaj też rozpoczęliśmy naukę powożenia. No cóż,
trochę nas potrzęsło, ale generalnie - absolutnie pozytywnie. Po
krótkiej, poobiedniej przerwie wróciliśmy do Kołobrzegu. Nareszcie mieliśmy
bezstresowy czas na kołobrzeskie molo, promenadę, latarnię morską...
A po
kolacji zanurzyliśmy ręce w mące i soli, dzięki czemu powstała
cała galeria bardzo ładnych prac artystycznych.
>FotoGaleria<
Dzień Szesnasty (19.07)
Normalnie to dzień za dniem płynie wolno, ale nie na naszej Kolonii. Dziś nasi
żeglarze mieli wyjść w rejs z
Kołobrzegu
do Dźwirzyna ale zmienny,
najpierw północno - zachodni, a za chwilę południowo - zachodni wiatr i
deszczowe chmury pokrzyżowały wszystkie plany. Skorzystaliśmy
zatem z "otwartego" zaproszenia Dowódcy Morskiego Oddziału Straży Granicznej
i Członka
Zarządu Ligi Morskiej i Rzecznej - Komandora Marka Padjasa, do zwiedzenia
Portu Wojennego. Aż dech zapiera, bo
wzięliśmy udział w prawdziwych manewrach wojskowych na otwartym
morzu! Nie uwierzycie - ale wszystkie zdjęcia i
filmiki, które osobiście robiłem - ot, po prostu - zniknęły z naszego
komputera!
Dywersant jakiś, czy co?! Nie, nie - to niestety wyczerpały się
obie baterie. Pech taki przebrzydły jakiś. U naszych Jeźdźców gorączka punktowanych
sprawdzianów i jutrzejszych ostatnich popisowych zajęć - Turnieju. Wszyscy dzielnie przygotowują się do tego
wyzwania. Całe
popołudnie, niestety bardzo deszczowe, spędziliśmy na przygotowaniach do
Mini Play Back Show. >FotoGaleria
<
Dzień
Siedemnasty (20.07) Dzisiaj po raz ostatni
byliśmy zajęciach specjalistycznych.
Smutno było nam się rozstać z naszymi konikami i
naszymi
jachtami. No cóż, wszystko co
dobre, szybko się kończy. Na zakończenie Kursu Jeździeckiego,
oprócz naszych popisów, oklaskiwano pokazy umiejętności naszych
czworonożnych przyjaciół. Nasz arab, to prawdziwy aktor. Po każdym
popisie domagał się braw! A ten łaciaty konik polski, to postanowił
zrobić bez jeźdźca cały program, z wszystkimi przeszkodami! Widać było,
że wesoło rozrabiają i świetnie się bawią - jak małe dzieci! Aż
tu nagle na fryzach wjeżdża Zosia i Julka, rozlega się muzyka...
i konie zaczynają tańczyć! A kiedy już zakończyło się to piękne
widowisko i konie wróciły do siebie, nastąpiło wręczenie Dyplomów
Ukończenia Kursu
oraz na pamiątkę, srebrną miniaturkę końskiej
podkowy. Tak naprawdę nie było to pożegnanie z naszymi
instruktorami i konikami, bo jutro przed wyprawą na Piracką Przygodę wybieramy się do
nich raz jeszcze. Z tego co wiem, mamy
kupić dla koników worek marchewki albo i
dwa. Nasi żeglarze mieli dzisiaj prawdziwe ostatnie
żeglarskie zajęcia
- z dużą falą, która momentami przelewała się do łodzi.
Byli pod wrażeniem i cały czas
o tym opowiadali.
Ależ oni są wprawieni w klarowaniu łodzi idzie im to błyskawicznie. Nauczyłem się tego terminu od nich. Po południu
odbyły się taka gra terenowa - Dionizje. Wszystko zapowiadało się dobrze ale
niestety do czasu. Pod koniec zdarzyło się oberwanie
chmury i cała zabawa szybciej się zakończyła. Na szczęście wszystkim
udało się przejść wyznaczoną trasę,
a finał odbył się w świetlicy Ośrodka. Po kolacji - niespodzianka!
Wybraliśmy się na główny plac w Dźwirzynie, na spektakl plenerowy pt.
"Kubuś Puchatek". Nie zgadniecie, kogo tam spotkałem -
TeżKubusa!
Tak, tego samego, którego spotkaliśmy parę dni temu, kiedy z Tygryskiem
buszował po cukierniach w Rewalu. Wtedy myślałem, że działają na jakiejś
Kolonii i mają wolne, a teraz okazuje się, że... robią karierę w
teatrze! A w ogóle to przedstawienie było
bardzo ładne, wesołe i dostali wielkie brawa, szczególnie TeżKubus
i Tygrysek. Ci to wiedzieli jak się urządzić.
>FotoGaleria<
>Filmik
z
przystani<
Dzień Osiemnasty (21.07)
Obudziliśmy się z dziwnym uczuciem, z którym jakoś trudno się
pogodzić - że już niedługo stąd wyjedziemy. To
takie jakieś nierealne. W
nocy trochę lało, a na morzu rozhulał się sztorm, który trzyma do tej
pory. Planowane na plaży podsumowanie kolonijnych prac w grupach, odbyło
się zatem w świetlicy. Też dobrze, tym bardziej, że okrasiliśmy go
grami, zabawami i
muzyką. Kiedy skończyliśmy, przestało również padać.
Polecieliśmy więc odpowiednio się ubrać i... chodu na plażę. Nasze Panie
mówiły, że w czasie sztormu jest najwięcej jodu w powietrzu i
są
największe szanse na znalezienie bursztynu. Wprawdzie bursztynu nie
znaleźliśmy, ale było niezwykle, tym bardziej, że większość z nas po raz
pierwszy widziała sztorm z tak bliska. Po południu pisaliśmy
List do przyjaciela.
No bo tak - na początku Kolonii, wylosowaliśmy osobę, którą
przez całe trzy tygodnie mieliśmy się
opiekować, być dla niej pomocni.
Powiem szczerze, ze było to bardzo trudne zadanie, zwłaszcza, że trzeba było działać jak niewidzialna ręka.
Przez cały czas Koloni wszyscy w tym kierunku działali, a Listy,
które dostały nasze Panie doręczone zostaną Przyjaciołom, jutro w czasie
ostatniego wieczorem. Po wcześniejszej kolacji ruszyliśmy na spotkanie z Piracką Przygodą. Po drodze zajechaliśmy
do Stadniny, aby
raz jeszcze podziękować i pożegnać się z naszą Kadrą i Końmi.
Kadrze wręczyliśmy kwiaty i figurkę wiedeńskiego Lipizanera zaś koniki
na pożegnanie dostały pyszne marchewki. Po
ostatnim Sto lat i wielkim dziękujemy, z łezką
w oku ruszyliśmy w dalszą drogę. Zakończeniem
naszego Szkolenia Żeglarskiego było spotkanie z najważniejszym
piratem rejonu Bałtyku - z Wańko i jego załogą. Na spotkanie
umówiliśmy się w kołobrzeskiej Reducie Solnej. Dobrze, że przybyliśmy
punktualnie, bo Wańko ma uczulenie na spóźnialskich. I tak oto
rozpoczęła się nasza wielogodzinna, pełna niespodzianek Piracka
Przygoda. Ludzie, ale się działo! Najpierw walki na bomie i wiele
innych godnych żeglarzy, sprawdzianów, zabaw i konkurencji na świeżym
powietrzu. Dopiero kiedy uznał, że zdaliśmy egzamin - zaprosił nas do
środka. Tam to dopiero się działo! Tam też, w przerwie prowadzonego
przez niego spotkania, ostatecznie uznając argumenty szefostwa
kołobrzeskiej Ligi Morskiej i Rzecznej oraz naszej Kadry Instruktorskiej
wyraził zgodę na poszerzenie szeregów
Braci Żeglarskiej o nowych adeptów i
wręczenie im odpowiednich
Certyfikatów. Oczywiście chodziło o naszą Grupę Żeglarską, a
stosowne Certyfikaty wręczyli nam - nasze ulubione Wilki Morskie, nasi
ulubieni Instruktorzy. Bardzo, bardzo im podziękowaliśmy.
Szef Szkolenia Żeglarskiego - Zenon Mielnik
wręczył panu Piotrowi na pamiątkę Szkolenia, płytę CD z filmikiem
nakręconym w czasie wizyty w Porcie Wojennym. Oprowadzał nas po
nim sam - kmdr Marek Padjas, również członek Zarządu Ligi
Morskiej i Rzecznej w Kołobrzegu. Zobaczcie proszę - >Film
- pamiątka
ze Szkolenia Żeglarskiego<.No a potem,
znowu inicjatywę przejął Wańko - czyli ciąg dalszy Pirackiej Przygody.
Ale było! Masakra! >FotoGaleria<
>Filmik
z pożegnania
w Stadninie
<
Dzień
Dziewiętnasty
(22.07)
Od rana wielkie
pakowanie.
Jejku! Jak się udało Mamie to wszystko wcześniej
spakować! Dobrze, że panie były w pobliżu i pomagały nam zamykać nasze
walizy. A jak już sobie poradziliśmy z pakowaniem, to polecieliśmy na
plażę, żeby zobaczyć na własne
oczy, co może zrobić sztormowe Morze,
czyli wkurzone Morze np. z naszą ulubioną plażą.
Miejsce naszych słonecznych
kąpieli i igraszek pochłonęło morze... fale nawet
wysokie, ale plaży "0"! Ścigaliśmy się trochę z falami, no i w końcu
poszliśmy sobie. Ależ ten Bałtyk jest. Sam nie wiem, czy sygnalizuje
nam, że dosyć tej ładnej pogody, bo koniec Kolonii albo jest obrażony,
że wyjeżdżamy. Przyjmuję tę drugą wersję. Przelecieliśmy się jeszcze po
sklepikach i straganikach z pamiątkami. Największe wzięcie miały
widokówki, bo wszyscy chcieli, jeszcze z z kolonijną datą wysłać
pozdrowienia do MamoTatów, CiocioWójków, BabcioDziadków i... Problem w
tym, że tam gdzie kupowaliśmy gorączkowo wypisywane kartki nie było
znaczków, w Kiosku Ruchu też nie - a Poczta w Dźwirzynie niestety już
nieczynna! Rozumiejąc powagę sytuacji, p. Dagmara wzięła ponad 100
kartek, pojechała z nimi na Pocztę do
Kołobrzegu i... szczęśliwie je
wysłała. Uff! Po południu szlifowaliśmy program na
uroczyste zakończenie Kolonii. Gośćmi imprezy były dzieci z niedawno
zamieszkałej w "Pionierze" Formacji Tanecznej "Sukces" z Koszalina,
które przygotowały bardzo, profesjonalny pokaz tańców w pięknych
strojach. Aż miło było na nich patrzeć. Gośćmi wieczoru było też
wielu rodziców, którzy jeszcze po zakończeniu programu lub po śniadaniu
zabierali naszych Kolonistów na dalszą, już rodzinną część wakacji w
Polsce. W przygotowanym przez dzieci programie artystycznym, oprócz
zabaw, konkursów i skeczy, nie zabrakło popisowych numerów z poprzednich
kolonijnych imprez. Wręczono też, podsumowujące kolonijne konkursy i
dyscypliny - dyplomy, nagrody i upominki. Wszystko to przeplatane było
blokami tańców towarzyskich, które wprawiały w zachwyt oklaskujących je
rodziców. Pojutrze będę w domu, to wszytko Wam dokładnie
opowiem.
>FotoGaleria<
Dzień Dwudziesty (23.07)
Na pożegnanie wszyscy razem...
tak śpiewaliśmy pani Kierownik
Ośrodka, wręczyliśmy jej i całemu
personelowi bukieciki polnych kwiatów
i mały upominek z Wiednia. Pani Kierownik powiedziała, że zawsze
nas zaprasza, i że dla uczestników naszej Kolonii pobyt w Ośrodku
jest
gratis ! Trzeba to sprawdzić... Przed spotkaniem z Kierownictwem,
zaraz po
pysznym śniadanku wybraliśmy się na ostatni łyk świeżego morskiego powietrza, ostatnie pamiątkowe zdjęcia.
Potem uściski, łzy, obietnice,
że za rok
się spotkamy... i pa, pa. Punktualnie o dwunastej wyjechaliśmy z Ośrodka, kierując się prosto na
Berlin. Po drodze długi postój w McDonalds na duuuży posiłek. Trochę się denerwowaliśmy, czy zdążymy na pociąg, bo
korki były
okropne. Szczerze powiem, że nikomu się nie spieszyło,
bo chwila rozstania zbliżała się nieuchronnie. Szczęśliwie dotarliśmy na dworzec, gdzie
przy pomocy bagażowych torby i walizy przetransportowaliśmy
nasze walizki do pociągu.
Gwizdek konduktora, uświadomił wszystkimi, że przed nami
niestety ostatni etap naszej tegorocznej wakacyjnej przygody. A kiedy już rozlokowaliśmy to słyszałem,
jak dzieciaki umawiały się na wyjście na basen - oczywiście w Wiedniu.
Poza tym miały wiele innych, niezłych pomysłów na wakacyjne spotkania.
No i to chodziło! Najważniejszym tematem rozmów w podróży, były
oczywiście kończące się właśnie Kolonie. Były też spontaniczne śpiewy.
Słowem, podróż upływała nam normalnie. Fajne dzieciaki. No to - pa, pa,
MatoTaty! Do zobaczenia rano w Wiedniu.
>FotoGaleria<
Dzisiaj pisałem o Was już po raz ostatni.
Będzie mi brakowało mojego, no i
Waszego Dziennika Kolonisty. Już teraz zaczynam odliczać dni
do naszego następnego wakacyjnego spotkania, kiedy to znowu
zasiądę przed komputerem gdzieś w nadmorskiej miejscowości
i
będę nadawać w świat, co tam na Kolonii i w okolicznej trawie piszczy.
Pozdrawiam
wszystkich bardzo serdecznie życząc udanej reszty wakacji,
miłych wyjazdów i
szczęśliwych powrotów.
Wasz ulubiony wirtualny kolonista Kubus
|