Polonijna Kolonia Letnia MEWA`2005 Polonijna Kolonia Letnia


Powrót

O nas

Członkowstwo

Kontakt

 


 

Kubusowy Dziennik Kolonisty
Podróż i Dzień Pierwszy (03 i 04.07) Podróż minęła nam w porządku. Było trochę gorąco, ale daliśmy radę. W drodze z Berlina zjedliśmy duże frytki w McDonald`s i wieeelką bułę, a na koniec były lody - takie pyszne śmietankowe. A jak nam się jechało - spoko! Po podróży w Ośrodku czekał na nas pyszny obiadek. Później, to już tylko mooorze i plaaaża. Woda trochę zimna, ale to dopiero początki. Mimo wszystko popluskaliśmy się trochę. To było niezłe orzeźwienie. Potem przyszedł czas na rozpakowanie walizek. Mówię Wam - jest nieźle. Pa, pa. >FotoGaleria<
Dzień Drugi (05.07)
To był długi dzień! Rano - zwiad po mieście... zbieraliśmy informacje o Dźwirzynie, a potem rysowaliśmy własny plan miejscowości. Po południu mieliśmy iść na plaże, ale niebo się zachmurzyło. Nie było kąpania, ale za to niesamowity spacer - morze szalało, fale były duże... - poszukiwaliśmy skarbów na plaży. Potem przyszedł czas na "ścieżkę zdrowia", dużo ćwiczeń... a wiecie co wam powiem, z kondycją u mnie nie najgorzej... A wieczorem - wielka niespodzianka - rejs Żaglowcem PIRAT - trochę bujało, ale tak to jest na morzu. >FotoGaleria<
Dzień Czwarty (07.07) Wczorajszego dnia nie udało się nam zarejestrować – wysiadły baterie i sprzęty – szkoda, bo dużo się działo... rozpoczęły się Kursy! A dzisiaj już pierwsze robocze zajęcia na koniach. one są takie ładne i kochane. Wiecie, że tam gdzie jeździmy na koniach są też Indianie - tacy prawdziwi. Żeglarze też już pływają. Na Kursie mamy kilku zakręconych - widać to, po sposobie trzymania steru: nie puści, nie da nikomu… i już. Popołudniu wycieczka do Trzebiatowa – ale pięęęknie. No tak, ale najgorsze było jeszcze przed nami – pewnie, że chodzi o ten Kurs Tańca Towarzyskiego. Nie było tak źle, to wcale nie jest takie trudne - tylko, że Kaśka nie chce ze mną tańczyć. Powiedziała, że woli ze swoim koniem. Ale wymyśliła! Instruktorzy są nieźli, bardzo mi się podobają … i wiecie, co wam powiem – oni reprezentowali Polskę na Mistrzostwach Świata. Naprawdę! Jest fajnie, będę dużo ćwiczyć, żeby wygrać turniej. No tak, tylko, z kim?! Kaśka nie chce. Na koniec dnia było -  ognisko. Chyba jednak, na następne przygotujemy lepszy program. Ale i tak było super. Cześć! >FotoGaleria<
Dzień Piąty (08.07) Po śniadaniu normalka - Kursy. Uff !- dobrze, że jutro już sobota i dwa dni luzu, bo wszystko mnie boli. Po południu byliśmy
w Kołobrzegu... zwiedzaliśmy starówkę i Katedrę Kołobrzeską, po której oprowadzał nas sam ksiądz wikary... pięknie i bardzo ciekawie opowiadał. Wieczorem zaś kolejne kroki na parkiecie... już było lepiej. Po rock`rollu i bluesie, przyszedł czas na walca angielskiego.... Tańczyłem z Mirką, z innej kolonii. Widziałem, że Kaśce było głupio, ale chyba dlatego, że na kurs nie przyszedł jej koń! Dobra, już kończę, bo nie zdążę się przygotować do konkursu czystości.
>
FotoGaleria<

Dzień Szósty (09.07) Całe do południe to wielki spacer plażą do Mrzeżyna na Festiwal Muzyki Morskiej „Słona Woda” w porcie rybackim. Szliśmy długo i ciężko, ale
udało się dotrzeć. Zdążyliśmy na sam koniec. Za to widziałem jak przypływają kutry rybackie z morza i wyciągają ryby z sieci! Potem śpiewaliśmy i tańczyliśmy z hinduskim zespołem, który zapraszał nas na Dni Indii, ale pan Piotr to się chyba nie zgodzi. Na obiad byliśmy dowożeni na raty, bo nie mieliśmy już siły wracać plażą na piechotę. Po obiedzie - Wielkie Pranie. Koszulka za koszulką, spodnie za spodniami itp. za itd. Wszystko wypraliśmy, wykręciliśmy i powiesiliśmy. Ale było mokro! Mam nadzieję, że będą chyba dodatkowe punkty w Konkursie Czystości. Przed kolacją zdążyłem się jeszcze wykąpać w morzu. Wieczorem Kurs Tańca – konia Kaśki nie było, a ja tańczyłem z Wiolettą. W nagrodę za cały dzień oraz postępy i dyscyplinę na Kursie Tańca Towarzyskiego - dyskoteka z dziećmi z polskich kolonii - prawie do północy! No tak - my tu sobie tancu, tancu, a Komisja Czystości przeleciała się po pokojach. No, pięknie! Ale to heca, nasz aparat wykąpał się w misce podczas prania i ze zdjęć - nici.
Dzień Siódmy (10.07) Do obiadu – kościółek (kto chciał), plażowanie, szukanie bursztynów i skarbów morskich ... prawie cały dzień byliśmy na plaży... i nie myślcie, że leżeliśmy na piasku jak pingwiny... Oj, chyba się ładnie opaliłem.... Wieczorem tradycyjnie Kurs Tańca... tańczyłem z Kaśką!... szło nam nieźle. Czy ja, aby na pewno nie jestem podobny do konia?!... na koniec dnia zrobiliśmy urodzinową niespodziankę Nicol...ona w ogóle nie wiedziała, że my coś przygotowujemy... Nasze igraszki na plaży i nie tylko, zobaczycie w
>
FotoGalerii<
Dzień Ósmy (11.07) Kolejny poniedziałek na Kolonii. Dziś ostatni raz byliśmy na zajęciach konnych w Zieleniewie. Od jutra przenosimy się do znanego w całej Polsce Ośrodka Jazdy Konnej „Michalski” w Kołobrzegu - Budzistowie. Do tej pory szkolili nas Indianie i Kowboje - i było fajnie, ale pan Piotr powiedział, że teraz już czas, aby spróbować Konia inaczej.No, zobaczymy!... A żeglarze dziś pływali na dwóch mniejszych łodziach...widać, że to już fachury.... Zaraz po Kursie Tańca przyszedł czas na wieczór ze sztuką. Wszystkie przedstawienia przygotowywaliśmy w grupach, poszło nam lepiej niż ostatnim razem przy ognisku zresztą... a pan Piotr obiecał lody dla wszystkich (!). >FotoGaleria<
Dzień Dziewiąty (12.07) Dziś pierwsze zajęcia w Budzistowie. Ale tam jest pięęęknie! Musicie to zobaczyć – www.michalski.afr.pl, a potem zerknijcie jeszcze na: www.stadninamichalski.pl! Trenerzy są fantastyczni. A jakie konie! Nie wszystkie jeszcze znam, ale jest ich dużo i różnych ras... są też bardzo rzadkie w Polsce konie fryzyjskie, a nawet pełnokrwisty koń arabski... są małe i wielkie, no i źrebaczki też są! Dzieciaki z grupy jeździeckiej prawie poszalały. Do Budzistowa, na zajęcia z hipoterapii przyjeżdżają dzieci z całej Polski i z Niemiec – oni mają dobrze, bo blisko.... A żeglarze przeżywają, bo jutro wychodzą w morze i mówią, że trzeba zabrać więcej kanapek, bo na morzu to nigdy nie wiadomo, czy wróci się na obiad czy dopiero na kolację. Prawda, prawda, a wiatr i woda sprzyjają głodomorom. Mogę się Wam pochwalić - nauczyłem się dziś makramek, już wiem jak się te sznurki wiąże. A teraz zmykam na Kurs Tańca, bo mi Kaśkę porwą. Ciekawe, czego dzisiaj będziemy się uczyć? >FotoGaleria<
Dzień Dziesiąty (13.07) Naszym żeglarzom nie udało się dziś wyjść na pełne morze - to przez pogodę... ale to nic, jak tylko będą sprzyjające wiatry to na pewno się uda.... A na koniach jak zawsze wyśmienita zabawa... średniaki uczyły się - jak składać całą wiązełkę, czy jak to tam się nazywa. Są nas trzy grupy i wszyscy zakochaliśmy się z wzajemnością w naszych konikach. Podobno robimy wielkie postępy. Wieczorem nauczyliśmy się tańczyć tango. Niestety to już ostatni taniec w tegorocznym Kursie, bo jutro Wielki Turniej Tańca Towarzyskiego, muszę więc poćwiczyć trochę z Kaśką. Nasze dziewczyny poszalały na punkcie makramek - tylko wiążą te supełki. Niedługo chyba zaczną pruć nasze swetry. >FotoGaleria<
 
Dzień Jedenasty (14.07) I przyszedł ten dzień, jak w piosence... już wypływa statek w morze, woda niesie chłopców śpiew... i tak było dziś.
Zaraz po rozpoczęciu zajęć statek-pilot wyciągnął nasze jachty na pełne morze. Wrażenia niesamowite! Bujało ostro, co niektórzy oddawali Neptunowi swoje pierwsze śniadanie, ale warto było... no i śledzie się cieszyły, bo śniadanie było niezłe. A na koniach przejażdżki bryczkami i nauka powożenia. Najbardziej zaawansowana grupa wyjechała w teren, a pozostali jeździli na padoku i w hali. Nasi instruktorzy mówią, że z każdym dniem jest coraz lepiej... tych, co stawiają  pierwsze kroki już powolutku puszczają z lonży. Wieczorem Wielki Turniej Tańca Towarzyskiego, taki „pod chmurką”. Mieliśmy wielu kibiców z innych Kolonii. Poszło nam podobno nieźle... ale na pewno, wszystkim dopisywały humory i była niesamowita zabawa. Dziś pożegnaliśmy się z naszymi instruktorami... jaka szkoda? Oni chyba też nas polubili... podobno jest szansa, żebyśmy się spotkali w przyszłym roku!... bardzo bym chciał... i wszyscy też.... A na sam koniec dnia świętowaliśmy urodziny Jeny... były świeczki i toast z soku jabłkowego... i specjalny pokaz w wykonaniu chłopców z grupy II.... „Sto lat”- Jeny! A byłbym zapomniał - dziś na plaży rozegraliśmy mecz w piłkę nożną Polska – Austria. Skończyło się remisem. Jeszcze im pokażemy! >FotoGaleria<
Dzień
Dwunasty (15.07) Poranek jak każdy inny, wstawanko a później śniadanko. Zaraz po dziewiątej wyprawa na zajęcia. Bezwietrzna na lądzie pogoda sprawiła, że szefostwo naszego szkolenia, tak jak wczoraj, podjęło decyzję wyprowadzenia jachtów na otwarte morze przez jednostkę motorową Marynarki Wojennej "Pilot". Dzięki temu mogliśmy kontynuować rozpoczęte wczoraj morskie żeglowanie. Było fantastycznie! Około 11:00 na wodach w okolicach Kołobrzegu zaroiło się od małych i dużych żaglówek i jachtów. Z portu wypłynęły dwie jednostki wojenne, a na niebie pojawił się helikopter z ekipą telewizyjną. Okazało się, że to powitalna gala, dla kończącego w Kołobrzegu kolejny rejs dookoła świata - Żaglowca VICTORIA. Jako jedni z pierwszych, złożyliśmy drogą radiową gratulacje kapitanowi VICTORIIi - Rudolfowi Kreutschneider`owi. Jakież było jego zaskoczenie, kiedy dowiedział się, że jesteśmy kolonią z Wiednia, bo on też pochodzi z... Wiednia. Kapitan Rudolf - znany na świecie żeglarz, podróżnik i pisarz - ma "czeskie i polskie korzenie" i świetnie mówi również po polsku. Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy zaprosił nas na spotkanie na VICTORII - jeszcze dziś o 17:00! Na pamiątkę spotkania wręczył nam, z dedykacją i załączonym... piórkiem pingwina, swoją książkę pt. "Dookoła świata po piórko pingwina". Na Kursie Jazdy Konnej - może nie tak galowo jak dzisiaj w kołobrzeskim Porcie, ale też pięknie i radośnie było - same awanse do wyższych grup, i już nikogo nie trzeba "lonżować". Po południu zdążyliśmy jeszcze na plażę, bo pogoda zaczyna się zmieniać. Wieczorem były zajęcia "z ramek" - robiliśmy takie fantastyczne ramki z muszelek, piasku i to wszystko przyklejaliśmy na kartonik. Przywiozę taką do domu. Pa, pa. Do jutra. >FotoGaleria<
Dzień Trzynasty (16.07) Dziś czekała nas długa wyprawa. Najpierw Rewal, później most zwodzony na rzece Dźwinie. Nigdy nie widziałem takich cudów. Później przyszła pora na smaczny obiad, czyli taakie naleśniki w Barze Pieróg w Międzyzdrojach. Ale najważniejsze było jeszcze przed nami. W Wolińskim Parku Narodowym czekało nas spotkanie z żubrami i nie tylko, bo zobaczyć tu można było w naturze, wiele innych pięknych i rzadkich zwierząt. Potem spacer po bardzo ładnym i długim Molo w Międzyzdrojach. Oj, a jakie tam pyszne lody na tym Molo. Potem słynny deptak w Międzyzdrojach - z Aleją Gwiazd i Gabinetem Figur Woskowych. No i wielka  niespodzianka - byliśmy na próbie legendarnego zespołu Czerwone Gitary, który przygotowywał się w Muszli Koncertowej do wieczornego, Koncertu Galowego! Ale się ucieszyli, kiedy na pożegnanie zaśpiewaliśmy ich piosenkę "10. w skali Beauforta" - drugą zwrotkę zaśpiewali razem z nami. W naszym Kolonijnym Śpiewniku mamy kilka piosenek Czerwonych Gitar. Niestety nie mogliśmy zostać na Koncercie, bo trzeba było wracać do Ośrodka. Ale fajnie było! >FotoGaleria<
Dzień
Czternasty (17.07) Kolejna niedziela na kolonii. Niektórzy z nas poszli do kościoła, a pozostała reszta przygotowywała podchody na dzisiejszy wieczór. Wyszliśmy na dłuugi spacer po lesie i plaży, żeby znaleźć odpowiedni teren do gry. Przygotowaliśmy też super zadania, które druga grupa musi wykonać, żeby zaliczyć podchody. Po obiedzie pojechaliśmy do Niechorza, żeby się tam troszkę poszwendać. No, ładnie tu jest, ale mnie się bardziej podoba Dźwirzyno. Potem pojechaliśmy odwiedzić następny kurort - Rewal. Też bardzo ładnie, ale mnie się i tak bardziej podoba Dźwirzyno - przynajmniej wiem, gdzie się idzie na super lody. A tam trzeba by szukać i próbować. No niby niezły sport, ale anginy można dostać. Szkoda, że pogoda niezbyt plażowa, choć na plaży też byliśmy, oczywiście gotowi do opalania i kąpieli. Nie zgadniecie kogo w Rewalu spotkałem! TeżKubusa, ale z jakiejś innej Kolonii. Chyba miał "wolne", bo plątał się z Tygryskiem po cukierniach. Ci, to mają dobrze. A teraz uwaga kochane MamoTaty, złapcie się czegoś, żeby nie upaść. Nie uwierzycie - lataliśmy samolotem! No, było troszkę strachu, ale jaka niezapomniana przygoda! To nie był taki samolot, jak ten, którym w zeszłym roku lecieliśmy do Turecji, tylko taki z 4. skrzydłami, nieduży. Mówią na niego kukurużnik lub antek, ale dlaczego - nie mam pojęcia. Znam dwóch Antków - i owszem latają, ale nie w powietrzu tylko po podwórku. Ale fajnie było! Potem szybkie zakupy w Rewalu i powrót do ośrodka, bo przecież dziś podchody!!! Jedna grupa uciekała a druga po śladach musiała ją znaleźć i wykonać kilka zadań, np. zrobić nakrycie głowy z rzeczy znalezionych w lesie, znaleźć piórka, czy ułożyć piosenkę o kolonii. Podchody tez były extra. Zobaczcie proszę >FotoGalerię< i >Filmik z przestworzy<, bo mi nie uwierzycie. A teraz już czas na sen, bo jutro znowu zajęcia specjalistyczne. No to do jutra.
Dzień
Piętnasty (18.07) Nie do wiary, jak ten czas szybko leci - właśnie rozpoczęliśmy trzeci i ostatni tydzień Kolonii! Choć pogoda nam dzisiaj nie dopisała, nasi dzielni żeglarze i tak wypłynęli w rejs. Wprawdzie byli na wodzie nieco krócej - ale jednak. Po powrocie, zupełnie spontanicznie i z wielkim przejęciem, wzięliśmy udział w odbywającej się w Porcie Jachtowym, oficjalnej uroczystości odsłonięcia Pomnika Kołobrzeskim Żeglarzom na Wiecznej Wachcie. Aktu odsłonięcia dokonał sam pan Minister Obrony Narodowej - Bronisław Komorowski. Po zakończeniu uroczystości Minister mile zaskoczony naszą obecnością, łamiąc napięty harmonogram, postanowił bliżej się z nami poznać. Pytał o wszystko, jak nam się podoba w Polsce, o program i postępy w żeglarstwie. Życzył nam udanej reszty wakacji i "chęci powrotów do Polski, a szczególnie do tego pięknego jej zakątka.". Był zaskoczony, że nasze Kolonie od tylu lat organizujemy bez pomocy finansowej ze strony Konsulatu czy POIT w Wiedniu albo jakiegoś Stowarzyszenia z Warszawy (sorki, ale nie zapamiętałem nazwy). Na zakończenie pogratulował p. Piotrowi "...pomysłu i realizacji, tej jakże pożytecznej, ze wszech miar działalności.". Życząc uporu w jego działaniach, zapewnił o swoim pełnym poparciu. W sumie to nie znam się na tym, ale wszyscy mieliśmy ręce mokre z przejęcia. Wracając do Ośrodka, w autokarze dowiedziałem się, że nasi żeglarze byli bardzo stremowani, bo tam była pełna gala mundurowa, a oni... zdjęci z żaglówek i z plecakami z niedojedzonymi kanapkami. Pan Piotr wytłumaczył, że dla nas wszystkich była to miła, spontaniczna niespodzianka, i że wszystko wypadło bardzo ładnie. Wytłumaczył też, co znaczy użyte przez p. Ministra sformułowanie - "ze wszech miar". Całkiem im odpuściło, kiedy usłyszeli się w Radio Kołobrzeg i zobaczyli reportaż z uroczystości w Wiadomościach Telewizji Koszalin. A na Kursie Jazdy Konnej, znowu - nie tak medialnie jak w Porcie Jachtowym, ale równie budująco. Dzisiaj grupa najbardziej zaawansowanych poszła w teren i niestety nie było tam aparatu fotograficznego. Dzisiaj też rozpoczęliśmy naukę powożenia. No cóż, trochę nas potrzęsło, ale generalnie - absolutnie pozytywnie. Po krótkiej, poobiedniej przerwie wróciliśmy do Kołobrzegu. Nareszcie mieliśmy bezstresowy czas na kołobrzeskie molo, promenadę, latarnię morską... A po kolacji zanurzyliśmy ręce w mące i soli, dzięki czemu powstała cała galeria bardzo ładnych prac artystycznych. >FotoGaleria<
Dzień
 Szesnasty (19.07) Normalnie to dzień za dniem płynie wolno, ale nie na naszej Kolonii. Dziś nasi żeglarze mieli wyjść w rejs z Kołobrzegu do Dźwirzyna ale zmienny, najpierw północno - zachodni, a za chwilę południowo - zachodni wiatr i deszczowe chmury pokrzyżowały wszystkie plany. Skorzystaliśmy zatem z "otwartego" zaproszenia Dowódcy Morskiego Oddziału Straży Granicznej i Członka Zarządu Ligi Morskiej i Rzecznej - Komandora Marka Padjasa, do zwiedzenia Portu Wojennego. Aż dech zapiera, bo wzięliśmy udział w prawdziwych manewrach wojskowych na otwartym morzu! Nie uwierzycie - ale wszystkie zdjęcia i filmiki, które osobiście robiłem - ot, po prostu - zniknęły z naszego komputera! Dywersant jakiś, czy co?! Nie, nie - to niestety wyczerpały się obie baterie. Pech taki przebrzydły jakiś. U naszych Jeźdźców gorączka punktowanych sprawdzianów i jutrzejszych ostatnich popisowych zajęć - Turnieju. Wszyscy dzielnie przygotowują się do tego wyzwania. Całe popołudnie, niestety bardzo deszczowe, spędziliśmy na przygotowaniach do Mini Play Back Show. >FotoGaleria <
Dzień Siedemnasty (20.07) Dzisiaj po raz ostatni
byliśmy zajęciach specjalistycznych. Smutno było nam się rozstać z naszymi konikami i naszymi jachtami. No cóż, wszystko co dobre, szybko się kończy. Na zakończenie Kursu Jeździeckiego, oprócz naszych popisów, oklaskiwano pokazy umiejętności naszych czworonożnych przyjaciół. Nasz arab, to prawdziwy aktor. Po każdym popisie domagał się braw! A ten łaciaty konik polski, to postanowił zrobić bez jeźdźca cały program, z wszystkimi przeszkodami! Widać było, że wesoło rozrabiają i świetnie się bawią - jak małe dzieci! Aż tu nagle na fryzach wjeżdża Zosia i Julka, rozlega się muzyka... i konie zaczynają tańczyć! A kiedy już zakończyło się to piękne widowisko i konie wróciły do siebie, nastąpiło wręczenie Dyplomów Ukończenia Kursu oraz na pamiątkę, srebrną miniaturkę końskiej podkowy. Tak naprawdę nie było to pożegnanie z naszymi instruktorami i konikami, bo jutro przed wyprawą na Piracką Przygodę wybieramy się do nich raz jeszcze. Z tego co wiem, mamy kupić dla koników worek marchewki albo i dwa. Nasi żeglarze mieli dzisiaj prawdziwe ostatnie żeglarskie zajęcia - z dużą falą, która momentami przelewała się do łodzi. Byli pod wrażeniem i cały czas o tym opowiadali. Ależ oni są wprawieni w klarowaniu łodzi idzie im to błyskawicznie. Nauczyłem się tego terminu od nich. Po południu odbyły się taka gra terenowa - Dionizje. Wszystko zapowiadało się dobrze ale niestety do czasu. Pod koniec zdarzyło się oberwanie chmury i cała zabawa szybciej się zakończyła. Na szczęście wszystkim udało się przejść wyznaczoną trasę, a finał odbył się w świetlicy Ośrodka. Po kolacji - niespodzianka! Wybraliśmy się na główny plac w Dźwirzynie, na spektakl plenerowy pt. "Kubuś Puchatek". Nie zgadniecie, kogo tam spotkałem - TeżKubusa! Tak, tego samego, którego spotkaliśmy parę dni temu, kiedy z Tygryskiem buszował po cukierniach w Rewalu. Wtedy myślałem, że działają na jakiejś Kolonii i mają wolne, a teraz okazuje się, że... robią karierę w teatrze! A w ogóle to przedstawienie było bardzo ładne, wesołe i dostali wielkie brawa, szczególnie TeżKubus i Tygrysek. Ci to wiedzieli jak się urządzić. >FotoGaleria<
>Filmik z przystani<
Dzień Osiemnasty (21.07) Obudziliśmy się z dziwnym uczuciem, z którym jakoś trudno się pogodzić - że już niedługo stąd wyjedziemy. To takie jakieś nierealne. W nocy trochę lało, a na morzu rozhulał się sztorm, który trzyma do tej pory. Planowane na plaży podsumowanie kolonijnych prac w grupach, odbyło się zatem w świetlicy. Też dobrze, tym bardziej, że okrasiliśmy go grami, zabawami i muzyką. Kiedy skończyliśmy, przestało również padać. Polecieliśmy więc odpowiednio się ubrać i... chodu na plażę. Nasze Panie mówiły, że w czasie sztormu jest najwięcej jodu w powietrzu i są największe szanse na znalezienie bursztynu. Wprawdzie bursztynu nie znaleźliśmy, ale było niezwykle, tym bardziej, że większość z nas po raz pierwszy widziała sztorm z tak bliska. Po południu pisaliśmy List do przyjaciela. No bo tak - na początku Kolonii, wylosowaliśmy osobę, którą przez całe trzy tygodnie mieliśmy się opiekować, być dla niej pomocni. Powiem szczerze, ze było to bardzo trudne zadanie, zwłaszcza, że trzeba było działać jak niewidzialna ręka. Przez cały czas Koloni wszyscy w tym kierunku działali, a Listy, które dostały nasze Panie doręczone zostaną Przyjaciołom, jutro w czasie ostatniego wieczorem. Po wcześniejszej kolacji ruszyliśmy na spotkanie z Piracką Przygodą. Po drodze zajechaliśmy do Stadniny, aby raz jeszcze podziękować i pożegnać się z naszą Kadrą i Końmi. Kadrze wręczyliśmy kwiaty i figurkę wiedeńskiego Lipizanera zaś koniki na pożegnanie dostały pyszne marchewki. Po ostatnim Sto lat i wielkim dziękujemy, z łezką w oku ruszyliśmy w dalszą drogę. Zakończeniem naszego Szkolenia Żeglarskiego było spotkanie z najważniejszym piratem rejonu Bałtyku - z Wańko i jego załogą. Na spotkanie umówiliśmy się w kołobrzeskiej Reducie Solnej. Dobrze, że przybyliśmy punktualnie, bo Wańko ma uczulenie na spóźnialskich. I tak oto rozpoczęła się nasza wielogodzinna, pełna niespodzianek Piracka Przygoda. Ludzie, ale się działo! Najpierw walki na bomie i wiele innych godnych żeglarzy, sprawdzianów, zabaw i konkurencji na świeżym powietrzu. Dopiero kiedy uznał, że zdaliśmy egzamin - zaprosił nas do środka. Tam to dopiero się działo! Tam też, w przerwie prowadzonego przez niego spotkania, ostatecznie uznając argumenty szefostwa kołobrzeskiej Ligi Morskiej i Rzecznej oraz naszej Kadry Instruktorskiej wyraził zgodę na poszerzenie szeregów Braci Żeglarskiej o nowych adeptów i wręczenie im odpowiednich Certyfikatów. Oczywiście chodziło o naszą Grupę Żeglarską, a stosowne Certyfikaty wręczyli nam - nasze ulubione Wilki Morskie, nasi ulubieni Instruktorzy. Bardzo, bardzo im podziękowaliśmy. Szef Szkolenia Żeglarskiego - Zenon Mielnik wręczył panu Piotrowi na pamiątkę Szkolenia, płytę CD z filmikiem nakręconym w czasie wizyty w Porcie Wojennym. Oprowadzał nas po nim sam - kmdr Marek Padjas, również członek Zarządu Ligi Morskiej i Rzecznej w Kołobrzegu. Zobaczcie proszę - >Film - pamiątka ze Szkolenia Żeglarskiego<.No a potem, znowu inicjatywę przejął Wańko - czyli ciąg dalszy Pirackiej Przygody. Ale było! Masakra! >FotoGaleria >Filmik z pożegnania w Stadninie <
Dzień Dziewiętnasty (22.07) Od rana wielkie pakowanie. Jejku! Jak się udało Mamie to wszystko wcześniej spakować! Dobrze, że panie były w pobliżu i pomagały nam zamykać nasze walizy. A jak już sobie poradziliśmy z pakowaniem, to polecieliśmy na plażę, żeby zobaczyć na własne oczy, co może zrobić sztormowe Morze, czyli wkurzone Morze np. z naszą ulubioną plażą. Miejsce naszych słonecznych kąpieli i igraszek pochłonęło morze... fale nawet wysokie, ale plaży "0"! Ścigaliśmy się trochę z falami, no i w końcu poszliśmy sobie. Ależ ten Bałtyk jest. Sam nie wiem, czy sygnalizuje nam, że dosyć tej ładnej pogody, bo koniec Kolonii albo jest obrażony, że wyjeżdżamy. Przyjmuję tę drugą wersję. Przelecieliśmy się jeszcze po sklepikach i straganikach z pamiątkami. Największe wzięcie miały widokówki, bo wszyscy chcieli, jeszcze z z kolonijną datą wysłać pozdrowienia do MamoTatów, CiocioWójków, BabcioDziadków i... Problem w tym, że tam gdzie kupowaliśmy gorączkowo wypisywane kartki nie było znaczków, w Kiosku Ruchu też nie - a Poczta w Dźwirzynie niestety już nieczynna! Rozumiejąc powagę sytuacji, p. Dagmara wzięła ponad 100 kartek, pojechała z nimi na Pocztę do Kołobrzegu i... szczęśliwie je wysłała. Uff! Po południu szlifowaliśmy program na uroczyste zakończenie Kolonii. Gośćmi imprezy były dzieci z niedawno zamieszkałej w "Pionierze" Formacji Tanecznej "Sukces" z Koszalina, które przygotowały bardzo, profesjonalny pokaz tańców w pięknych strojach. Aż miło było na nich patrzeć. Gośćmi wieczoru było też wielu rodziców, którzy jeszcze po zakończeniu programu lub po śniadaniu zabierali naszych Kolonistów na dalszą, już rodzinną część wakacji w Polsce. W przygotowanym przez dzieci programie artystycznym, oprócz zabaw, konkursów i skeczy, nie zabrakło popisowych numerów z poprzednich kolonijnych imprez. Wręczono też, podsumowujące kolonijne konkursy i dyscypliny - dyplomy, nagrody i upominki. Wszystko to przeplatane było blokami tańców towarzyskich, które wprawiały w zachwyt oklaskujących je rodziców. Pojutrze będę w domu, to wszytko Wam dokładnie opowiem. >FotoGaleria<
Dzień Dwudziesty (23.07)
Na pożegnanie wszyscy razem... tak śpiewaliśmy pani Kierownik Ośrodka, wręczyliśmy jej i całemu personelowi bukieciki polnych kwiatów i mały upominek z Wiednia. Pani Kierownik powiedziała, że zawsze nas zaprasza, i że dla uczestników naszej Kolonii pobyt w Ośrodku jest gratis ! Trzeba to sprawdzić... Przed spotkaniem z Kierownictwem, zaraz po pysznym śniadanku wybraliśmy się na ostatni łyk świeżego morskiego powietrza, ostatnie pamiątkowe zdjęcia. Potem uściski, łzy, obietnice, że za rok się spotkamy... i pa, pa. Punktualnie o dwunastej wyjechaliśmy z Ośrodka, kierując się prosto na Berlin. Po drodze długi postój w McDonalds na duuuży posiłek. Trochę się denerwowaliśmy, czy zdążymy na pociąg, bo korki były okropne. Szczerze powiem, że nikomu się nie spieszyło, bo chwila rozstania zbliżała się nieuchronnie. Szczęśliwie dotarliśmy na dworzec, gdzie przy pomocy bagażowych torby i walizy przetransportowaliśmy nasze walizki do pociągu. Gwizdek konduktora, uświadomił wszystkimi, że przed nami niestety ostatni etap naszej tegorocznej wakacyjnej przygody. A kiedy już rozlokowaliśmy to słyszałem, jak dzieciaki umawiały się na wyjście na basen - oczywiście w Wiedniu. Poza tym miały wiele innych, niezłych pomysłów na wakacyjne spotkania. No i to chodziło! Najważniejszym tematem rozmów w podróży, były oczywiście kończące się właśnie Kolonie. Były też spontaniczne śpiewy. Słowem, podróż upływała nam normalnie. Fajne dzieciaki. No to - pa, pa, MatoTaty! Do zobaczenia rano w Wiedniu. >FotoGaleria
Dzisiaj pisałem o Was już po raz ostatni. Będzie mi brakowało mojego, no i Waszego Dziennika Kolonisty. Już teraz  zaczynam odliczać dni do naszego następnego wakacyjnego spotkania, kiedy to znowu zasiądę przed komputerem gdzieś w nadmorskiej miejscowości i będę nadawać w świat, co tam na Kolonii i w okolicznej trawie piszczy.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie życząc udanej reszty wakacji, miłych wyjazdów i szczęśliwych powrotów.
Wasz ulubiony wirtualny kolonista Kubus