|
Niedziela 05.02.
Już na początku podróży ogrzewanie w naszym wagonie odmówiło
posłuszeństwa. Pani Ania zarządziłaprzeprowadzkę do wagonu pierwszej klasy i tak było do samych Czech. Jak
wsiedli czescy konduktorzy
i zrobili czary mary to zaraz wróciliśmy na dawne miejsca. W
Zebrzydowicach czekały nasze panie:
p. Agnieszka z p. Basią, no i pan Józef nasz kierowca z odrzutowca
(autokaru). Zanim się zorientowałem
- nasze walizki już były w autobusie. Podróż do samiutkiej Wisły
przebiegała szybciutko... a tu
niespodzianka! Podjazd do Ośrodka był tak zaśnieżony i śliski, że nasze
walizy trzeba było przewieźć na
sankach. Sanki i transport walizek ... prosto do pokojów - załatwili
koledzy z innego Zimowiska, którzy też
mieszkali w Graniu (tak się nazywa nasz Dom Wczasowy). Ośrodek jest
bomba, a my mieszkamy na
trzecim piętrze. Nikt nad głowami nam nie tupie i widok na okolice
fajny. Po przyjeździe czekał na nas
dobry i cieplutki obiad. Później przyszedł czas na
rozpakowanie naszych ciężkich walizek,
a po kolacji na zabawy integracyjne. Krokodyl pomógł nam poznać
nasze imiona. Nasze ciała rozruszał taniec
w rytm zabawy Lambada. Drzwi w naszych pokojach zyskały nową
ozdobę - były to
drzewka, na których
pojawiły się listki, a ich kolor był uzależniony od czystości w pokoju.
Poniedziałek 06.02
Dziś od rana już na stoku, najpierw wielkie przymierzanie sprzętu, a
później... to się dopiero działo. Instruktor
po sprawdzianie podzielił nas na trzy
grupy: narciarzy, snowboardzistów i
orły sokoły (to ci co śmigają na nartach,
jak nie wiem co). A reszta, już po godzinie dawała sobie świetnie radę.
Po południu byliśmy w cudnym
miejscu... pełnym zwierzątek. Były daniele, jelonki i inne czworonogi,
które można było nawet karmić. Nigdy
nie widziałem tylu na raz. Daję słowo, byłem dzielny, nie przestraszyłem
się ich.:). Karmiłem nawet żubry
- rzucałem im buraki. Zresztą jesteśmy w zbójnickiej krainie i dlatego
wieczorem uczyliśmy się zbójnickiej
piosenki. P. Piotr przedstawił nam regulamin ośrodka i podał co
będziemy robić przez najbliższe dni.
Aha, byłbym zapomniał, dziś po południu, przez półtorej godziny,
spacerowaliśmy po Wiśle
i wydawaliśmy
pierwsze polskie pieniążki - złotówki.
>FotoGaleria<
Wtorek 07.02
Jak pojechaliśmy na stok była piękna pogoda tak jak wczoraj z o 11 to
się zaczęło wiać i sypać śniegiem.
Wiatr wiał prosto w twarz ale daliśmy
radę. I zrobili nam niespodziankę.
Do drugiego śniadania, które
zabieramy z ośrodku dostaliśmy gorącą czekoladę a kto chciał to nawet z
bitą śmietaną. Ja wziąłem bez, bo od ostatnich
wakacji trochę mi przybyło. A wiecie co wam
przywiozę do domu - serwety, trójkąty i inne
koronkowe rzeczy i to prosto z Koniakowa. Nie wspomnę o okarynach -
takich piszczałkach z wypalanej gliny,
w kształcie kogutka albo innego ptaszka, do której, żeby grała, trzeba
nalać wody. To wszytko zdobyliśmy
w chacie Kawuloka, gdzie góral tak dziwnie godoł. Gdy
wracaliśmy na kolację śnieżyca nie ustała a nawet
się wzmogła ale nasz odrzutowiec (autobus) dał sobie radę. Nasz
wspaniały kierowca, pan Józef nie tracił
poczucia humoru ani na chwilę. Z dzisiejszej wycieczki dowiedziałem się,
że już od bardzo dawna istnieje
góralski odpowiednik SMS i jest to UESEMES (czyli umówiony sygnał
dźwiękowy) a nadawany jest przez
"stacjonarny telefon komórkowy" (wielką trąbitę). Wieczorem nie
wystawiliśmy nawet nosa za drzwi ośrodka.
Tylko siedzieliśmy w cieplutkiej "sali kinowej" i oglądaliśmy filmy z
nami w roli głównej.
>FotoGaleria<
Środa 08.02
Dziś tradycyjnie o 9:00 wyruszyliśmy na stok. Przez noc napadało mnóstwo
śniegu. Tak się
zastanawialiśmy - jak się będzie śmigać na tym
świeżym puchu. Jak
rozpoczynaliśmy nasze poczynania
na stoku świeciło słoneczko. Koło jedenastej zaczęło wiać i coraz ciężej
się jeździło. Nasz instruktor
powiedział, że zmieniamy deski na opony (?!). Zastanawiałem się, o co mu
chodzi. Okazało się,
że przeszliśmy na specjalny tor, gdzie zjeżdża się na takich specjalnych
oponach i nartosankach. Ale była
jazda! Próbowaliśmy robić nawet wyścigi. Do ośrodka wróciliśmy jak
bałwanki. Po szybkim przebraniu się, poszliśmy na pyszny obiadek. Popołudniu wybraliśmy się na długi spacer po
Wiśle. Byliśmy też nad rzeką
Wisłą, po której pływały takie zmarznięte kaczuszki. Całe miasto jest
zasypane śniegiem, więc czasami
przedzieraliśmy się przez wielkie zaspy. Przy tym mieliśmy niezłą zabawę
- rzucaliśmy się śnieżkami,
a niektóre dziewczyny to nawet w zaspach wylądowały:). Kupiłem tez sobie
trochę pamiątek i różnych
ciekawych rzeczy. Pogadałem też z budki telefonicznej z mamą i tatą -
chyba się trochę stęsknili. W Ośrodku,
po krótkim odpoczynku, przygotowywaliśmy program, który będziemy
prezentować po kolacji. Najfajniejsza
była zabawa Monster, Ciuciubabka i z balonikiem. Każdy z
nas miał przywiązany balonik do nogi i trzeba
było zbić balonik innej osobie. Śmiechu było co nie miara. Na koniec
dnia czekały nas porządki w pokojach,
bo przecież trzeba zebrać jak najwięcej punktów. O kurcze! Dzisiaj nie
wypadło najlepiej.
Trudno - nadrobimy jutro.
>FotoGaleria<
Czwartek 09.02
Już piąty dzień zimowiska. Pogoda jak na razie dopisuje. Na stoku
jest coraz więcej narciarzy
i kolejki na wyciąg sie wydłużają. Podczas zajęć
wpadliśmy na genialny
pomysł, żeby zjeżdżać na
zmianę - raz na nartach, a raz na "oponie" - bo tak nam się spodobały te
zjazdy. Dziś ostatni dzień zajęć,
bo już jutro zawody. Ale nikt z nas się nie denerwuje. Po obiedzie
wyruszyliśmy na kulig w Dolinie
Czarnej Wisełki. Jechaliśmy w śniegowym korytarzu do chaty, gdzie
czekało na nas ognisko i kiełbaski.
Konie dopingowaliśmy śpiewem, aby się im łatwiej ciągnęło sanie. Nasz
pan woźnica snuł opowieść
o zbójnikach. A na miejscu p. Piotr ogłosił konkurs - na najładniejszego
bałwana. Podzielono nas na dwie
grupy: dziewczyn i chłopaków. Każdy kombinował jak mógł, żeby z suchego
śniegu ulepić bałwana.
Dziewczyny wydeptały (!) w śniegu ogromnego bałwana. A my, jak Eskimosi,
wydłubywaliśmy
z korytarza śniegowego klocki i budowaliśmy bałwana. Nawet dorobiliśmy
mu nos z jodełki. Nasze
dzieła oceniało jury czyli p. Ania, p. Piotr i rodzice. Bałwany, również
ze względu na różnorakość technik
budowy oceniono równo. Potem przyszedł czas na kiełbaski i wspólne
śpiewanie, które mogłoby trwać do
rana, gdyby Gazda nie kazał wracać. Do sań wsiedliśmy ze śpiewem na
ustach i pochodniami w rękach.
W Ośrodku czekały na nas pyszne drożdżówki i gorąca herbata. Ledwo co
zaczęło się słodkie lenistwo,
a tu - niespodziewanie pojawiła się na horyzoncie Komisja
Czystość i wtedy ... zamknęły się od środka
wszystkie drzwi. Popłochu i śmiechu było co nie miara. A!
- dzisiaj
nauczyliśmy się nowych zabaw - w Kreta
i Eskimosów, do których zaprosiliśmy wszystkie dzieci mieszkające w
Graniu. A na koniec była zabawa - Cimcia
(ale śmiesznie). I tak minął nam wieczór. Teraz idę już spać, bo
muszę być w kondycji przed jutrzejszymi
zawodami. Zobaczcie zdjęcia z dzisiaj.
>FotoGaleria<
Piątek 10.02
Mocny dzień na stoku - sprawdzian naszych umiejętności czyli
Wielki Turniej Narciarsko - Snowboardowy.
Instruktorzy przygotowali dla nas
Slalom Gigant. Zupełnie jak
na prawdziwej Zimowej Olimpiadzie.
Każdy, kto pokonał slalom gigant - dosiadał opony:) i szusował po torze
w dół. Był też czas na szaleństwa
na stoku. Nasz instruktor snowboardowy wykonywał ewolucje tak
intensywnie, że jego deska tego nie
wytrzymała ... i rozleciała się na kawałki. Dobrze, że nic mu się nie
stało. Po obiadku wyruszyliśmy do
Muzeum Śląska Cieszyńskiego w Cieszynie. Oprowadzał nas tam fantastyczny
przewodnik, który pozwalał
nam nawet dotykać niektóre eksponaty. Opowiadał takie ciekawe rzeczy, że
wszyscy słuchaliśmy
z zapartym tchem, a potem... mnóstwo pytań. Było tak interesująco, że
zapomnieliśmy o czasie na
poszwendanie się po cieszyńskiej starówce i o spokozakupach!
MamoTato! Mam pomysł! Zaplanujmy kolejny
wyjazd do Polski tak, żebym mógł Wam to wszystko pokazać. Zakupy
załatwiliśmy w Delikatesach naprzeciw
Muzeum - to dopiero był cyrk! Wpadliśmy do sklepu całym stadem, na 5
minut przed jego zamknięciem!
Panie w sklepie były zszokowane i chyba też zatraciły poczucie czasu. Po
kolacji "Sto lat, Sto lat..." tzn.
urodziny Natalii! Natalia do końca była przekonana, że nikt nie wie o
Jej urodzinach i... tak trzymać!
Zupełnie nie rozumiała, dlaczego p. Piotr prosi ją do Biura na poważną
rozmowę dot. Zimowiskowego Sensu
Życia. My w tym czasie rozkładaliśmy strzałki prowadzące od
Biura do nas. Chyba zrobiliśmy jej niezłą
niespodziankę - najpierw ciemno, potem "Sto lat...", a torcik urodzinowy
- to juz przy pełnym świetle. Potem
bawiliśmy
się m.in. w zimowiskową wersję milionerów. Natalia wygrała
zupełnie niezłą sumkę pieniędzy
i nawet specjalny czek dostała.
>FotoGaleria<
Sobota 11.02
Dzisiaj już nie jechaliśmy na stok więc wstaliśmy dopiero po 8:00, a o
9:00 było śniadanie. Przed wyjściem
do centrum Wisły na wieeelkie zakupy,
mieliśmy jeszcze sesję
fotograficzną swoich grup. Oblecieliśmy też
stragany na targowisku i jeszcze zdążyliśmy poszaleć w salonie gier. Po
obiedzie rozpoczęliśmy pakowanie
walizek, bo już jutro wracamy do domu. Grupa druga znalazła jeszcze czas
na przygotowanie zabaw na
wieczór. Po kolacji, przygotowywaliśmy się do balu. Hitem były
różnokolorowe fryzury. Odwiedzili nas
też nasi instruktorzy. Ogłoszono wyniki wczorajszego Turnieju. Były
dyplomy, nagrody i bardzo nas chwalono.
Ale smutno trochę, bo to już koniec. My też przygotowaliśmy upominki dla
wszystkich. A potem zaczęły się
wspólne gry, zabawy, skecze, no i szaleństwo na parkiecie. Ale sobie
potańczyłem. I tak zakończył się
nasz ostatni dzień w Wiśle, bo jutro po śniadaniu -
wyjeżdżamy.
>FotoGaleria<
Niedziela 12.02
Smutno. Po śniadaniu dopakowaliśmy jeszcze walizki, pożegnaliśmy
się z Paniami z kuchni, stołówki
i recepcji... do autobusu. Pan Józef jak zwykle punktualnie
dowiózł nas na dworzec w Zebrzydowicach.
Po drodze jeszcze sobie pośpiewaliśmy, bo w pociągu moglibyśmy
przeszkadzać. Pociąg zrobił nam psikusa,
bo zatrzymał sie dalej niż było zaplanowane, ale panowie, którzy
zajmowali sie naszymi bagażami szybko
sobie poradzili z zapakowaniem ich do naszego wagonu. Pani Agnieszka też
zrobiła niespodziankę,
bo... pojechała z nami do Wiednia. Od razu było weselej. W pociągu i tak
sobie pośpiewaliśmy. Podróż
upłynęła tak szybko, że nawet się nie zorientowałem kiedy dojechaliśmy
do Wiednia. A na dworcu
- nasze kochane MamoTaty! Hura! Teraz dopiero wiem, jak
bardzo sie za nimi stęskniłem.
Oj, będzie o czym opowiadać!
A ja cóż, również żegnam się z Wami. Dziękuję Wam za ten wspólny,
niezapomniany tydzień.
Będzie mi Was bardzo brakowało. Do zobaczenia na Zimowisku w przyszłym
roku,
które - jak wczoraj niechcący podsłuchałem - planowane jest również w
Wiśle. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie.
Wasz, niewątpliwie
ulubiony, wirtualny Kubus.
|