powrót

Polonijna Kolonia Letnia  FALA`2007  Polonijna Kolonia Letnia


O nas

Członkowstwo

 



         

 

 Kubusowy Dziennik Kolonisty
FotoGalerie z naszych poprzednich Kolonii i Zimowisk: >Lata 1992-2006< >Lata 2007-2010< >Od roku 2012<; a tu znajdziecie >wszystkie filmiki z naszych Kolonii i Zimowisk<. Oba działy sukcesywnie uzupełniamy. Prosimy o wyrozumiałośi i o ew. pomoc

Dzień pierwszy (podróż) i od razu drugi (niedziela i poniedziałek – 1 i 2 lipca)
 Nasza przygoda zaczęła się na dworcu. Było niezłe zamieszanie! Planowaliśmy nie spać całą noc, niestety sen z nami wygrał. Rankiem  okazało się, że mamy godzinne opóźnienie. W Warszawie byliśmy dopiero po ósmej, a tam taaaak gorąco. Wsiedliśmy do autobusu i czekaliśmy na następny przystanek. Hura! Dotarliśmy do KFC. Mmm, ale dobre śniadanie. Z pełnymi brzuszkami ruszyliśmy do Koronowa. Pół trasy przespaliśmy, a gdy się przebudziłem, bo autobus się zatrzymał - patrzę i oczom nie wierzę. W pierwszej chwili myślałem, że jeszcze śnię. Ale nie! A tu, jaka gospoda, a jaka nazwa - Gospoda "Bazyliszek"! Gospodarze przyjęli nas bardzo miło, takim obiadem, że faktycznie mogło się przyśnić. Zobaczcie sami jak tam jest i jak tam dojechać: >Gospoda Bazyliszek w Koronowie<. Po obiadku razem z przewodnikiem odwiedziliśmy miejsce, gdzie dawno, dawno temu była słowiańska osada, która dała początek miastu Koronowo i gdzie, już po Bitwie pod Grunwaldem odbyła się  kolejna, zwycięska dla wojsk polskich, ale bardzo dziwna bitwa z Krzyżakami. No, bo wyobraźcie sobie, walczą z sobą dwie armie a tu hasło "Przerwa!" no i idą odpocząć, coś zjeść, napić się wina. Podobno się częstowali czasem nawet przy jednym stole! A potem hasło "Do boju!" i ustawiają się w rynsztunku na tych samych miejscach, w których przerwali bitwę i... znowu się nakrapiają. Jak się zmęczyli, no to znowu przerwa... i znowu się nakrapiają. I tak przez trzy dni! Tak jakby nie mogli zacząć od tego, że siądą razem do stołu, (co i tak potem w "przerwach" robili) dobrze pojedzą, pogadają, ustalą sobie co należy a potem każdy w swoją stronę i już. Pan przewodnik opowiadał nam wiele ciekawych historii związanych z Koronowem (www.koronowo.pl). Potem obejrzeliśmy jeszcze rynek i ruszyliśmy w dalszą podróż. Podobno mamy tu jeszcze zajrzeć w drodze powrotnej, bo jest jeszcze pięęękny klasztor cystersów i wiele innych ciekawych miejsc do obejrzenia. No i obiad u "Bazyliszka" musimy jeszcze zjeść. Jechaliśmy, jechaliśmy robiąc liczne przerwy, co po takim posiłku wcale nie jest dziwne, aż w końcu dotarliśmy do naszego, ulubionego już dwa lata temu Ośrodka PIONIER. Po cieplutkiej kolacji, już z bagażami wylądowaliśmy w naszych pokojach. A potem, to już tylko prysznic, piżama i... spać. Jak macie ochotę, to zobaczcie >FotoReportaż<.
Dzień trzeci (wtorek - 3 lipca)

Joj! Ale się wyspałem. Wstaliśmy dopiero o 8.30, a o 9.00 pierwsze śniadanie w Dźwirzynie. Potem się szybciutko rozpakowaliśmy, a później wyszliśmy z wychowawcami na spacer. W końcu mieliśmy okazję, żeby ich wybadać. Najmłodsi dobrze się bawili robiąc „aleję gwiazd” na plaży. W ośrodku posypały się pomysły zabaw na najbliższy czas. Jako  pierwszą przygotowaliśmy pocztę kolonijną.- specjalne koperty z imieniem i świetnym rysunkami. Po pysznym obiadku rozpoczęliśmy zwiad po Dźwirzynie, żeby zrobić nasze własne mapy. A Patryk to na swojej mapce najwięcej to ma śmietników! Po krótkim relaksie, pod koniec kolacji, kiedy wszystko wskazywało na to, że czeka nas wieczorna sielanka... jak grom z jasnego nieba huknęła wiadomość zakomunikowana przez Pana Piotra, że za 15 minut wyjeżdżamy na naszą pierwszą, wielką wakacyjną przygodę - na rejs prawdziwym pełnomorskim jachtem, żeby zobaczyć zachód słońca na pełnym morzu. Pojechaliśmy do Portu Jachtowego w Kołobrzegu, gdzie zaokrętowani zostaliśmy na żaglowiec "Ark" i wypłynęliśmy pod pełnymi żaglami na otwarte morze. Nagle, niespodziewanie (jak to na morzu) dopadła nas morska nawałnica. Na rozkaz Kapitana szybko ewakuowaliśmy się pod pokład. Ale było. Jak w kinie! Niektórzy na początku mieli trochę stracha, ale ja to nie. Pan Kapitan i Pan Piotr uznali, że przeszliśmy wszyscy najprawdziwszy Chrzest Żeglarski. No. Śmialiśmy się potem z tej przygody przy ciepłej herbatce, zajadając się pysznymi kanapkami w świetlicy naszego ośrodka. Ale mówię Wam, wtedy naprawdę nie było nam do śmiechu, oj nie. Z wielkimi planami na następny dzień, bo jutro rozpoczynają się kursy, położyliśmy się spać. Ja też lecę do łóżka, bo już mi się oczki kleją. Kolorowych snów. >FotoReportaż< >Filmik/Rejs Żaglowcem "Ark"<
Dzień czwarty (środa - 4 lipca)
 No to się zaczęło. Rozpoczęliśmy wcześniejszą pobudką i śniadaniem, żeby zdążyć na nasze pierwsze zajęcia kursów specjalistycznych.  Autobus najpierw pojechał do Kołobrzegu - Budzistowa i tam zostawił wszystkich tych, którzy zapisali się na Kurs Jazdy Konnej, a potem z kolonijnymi żeglarzami pojechał do Portu Jachtowego. Bardzo się cieszyliśmy, gdy zobaczyliśmy nasze ukochane zwierzęta. Nie uwierzycie! Konie rozpoznały swoich jeźdźców sprzed dwóch lat i aż rżały z radości! Ci, którzy byli pierwszy raz też dali się polubić konikom, choćby, dlatego, że są bardzo fajni, a konie to czują od razu. A poza tym były pierwsze zajęcia z pielęgnacji konia - czyszczenie, szczotkowanie - a one to lubią i potrafią okazać wdzięczność. Były takie cierpliwe i wyrozumiałe jak się uczyliśmy dosiadać konia - no, bo nikt by tego spokojnie nie wytrzymał. Najgorszy to był ten pierwszy raz, potem już było oki. No ale jak sobie pomyślę ile takich pierwszych razów koniki w ciągu tygodnia muszą wytrzymać, to ja je od razu też polubiłem. Ja to bym się zaraz wkurzył, jakby mi tak ktoś po grzbiecie z buciorami łaził. A one nic, czekały cierpliwie. wierząc, że tym razem się uda. Pewnie, że nad wszystkim czuwał kierownik naszego kursu (szef stadniny) pan Paweł, ale sam widziałem, jakie były zadowolone i jak strzygły uszami, że pierwsza jazda się udała. A co u żeglarzy? Od chłopaków wiem, że ze względu na warunki pogodowe nie mieli żadnych szans, żeby wsiąść do łodzi. Ale tak naprawdę to bardzo udane rozpoczęcie Kursu było wczoraj. Na pogodę nie ma recepty. Ale za to, jaki mieli program teoretyczny (!), a potem zaliczyli co najmniej połowę tego, co żeglarskiego w Kołobrzegu, od Muzeum  Żeglarstwa począwszy. Dzisiejsze zajęcia prowadził najważniejszy żeglarz, nie tylko w Kołobrzegu - szef Ligi Morskiej i Rzecznej w Kołobrzegu pan Antoni Szarmach. Zobaczcie na zdjęciach gdzie oni dzisiaj nie byli. Po obiadku wszyscy razem zabraliśmy się do przygotowania wieczornej dyskoteki i związanych z nią konkurencji. Największą atrakcją okazał się pokaz miss i misterów kolonii wedle mody ekologicznej. Dla utrudnienia konkursu dziewczynki przebrały się za chłopców, a chłopcy też się śmiesznie poprzebierali. Tańcząc doczekaliśmy ciszy nocnej. No to dobranoc.>FotoReportaż< >Filmik/pokaz "ekologicznej" Mody<
Dzień piąty (czwartek – 5 lipca)

Ciągle pada! Kurcze jak tak dalej pójdzie to za niedługo całe Dźwirzyno zamieni się w wielkie, głębokie jezioro. Może to i dobrze, bo przynajmniej, gdy w końcu wyjdzie słońce wykorzystamy zdobyte umiejętności żeglarskie i wypłyniemy w długi rejs. Dzisiaj uczyliśmy się, jaki sprzęt będzie nam niezbędny, aby zawsze czuć się na łodzi bezpiecznie. Małemu Oskarowi aż tak spodobało się wiązanie węzłów, że nie mógł się rozstać z linką do wieczora. A to spryciarz! Jeśli chodzi o koniki, to oprócz nich małe jaskółeczki mieszkające w stajni, były dziś w centrum uwagi. A wieczorem, wielką frajdę sprawiło nam przygotowywanie się do Festiwalu Piosenki. Nie uwierzycie, ale każda z grup zajęła pierwsze miejsce. Ależ jesteśmy zdolni! No to tyle na dziś. Powoli kończę, bo strasznie chce mi się spać. Pa, pa. >FotoReportaż< >Filmik/Festiwal piosenki<
Dzień szósty (piątek - 6 lipca)
Uff. Dziś to dopiero się napracowaliśmy.. już od samego rana musieliśmy pomyśleć nad niespodzianką dla małej Kingi, która obchodziła 8. urodziny. Przygotowaliśmy pyszny poczęstunek, udekorowaliśmy salę balonami i wykonanymi wcześniej przez nas karykaturami nas samych. Ale Kinga miała minę jak zaczęliśmy śpiewać Sto lat! Nie uwierzycie, ale z tej okazji napiliśmy się nawet szampana! Ale spokojnie Kochani Rodzice - szampan był bezalkoholowy. Po południu wybraliśmy się wszyscy razem na bardzo długi spacer nad jezioro Resko, oj nogi bolały, ale byliśmy dzielni. A widoki, mówię wam zapierały dech. Aha omal bym nie zapomniał, w końcu doczekaliśmy się upragnionych gofrów. Bita śmietana, owoce, polewy, bakalie - to jest to, co Kubusy lubią najbardziej. Marząc o kolejnych pysznościach, które zjemy w trakcie trwania naszej kolonii kładziemy główki na poduszkach i smacznie zasypiamy. Do zobaczenia jutro. >FotoReportaż<
Dzień siódmy (sobota - 7 lipca)
No to mamy pierwszy dzień bez kursów. Tak sobie zaplanowaliśmy, że nareszcie odbędą się dawno już przygotowane, a odkładane ze względu na złą pogodę, podchody. Pogoda nam sprzyjała i wszystko szło dobrze a tu nagle dowiadujemy się, że podchody trzeba przerwać, bo… dużym odbiło, no trzeciej grupie. Okazało się, że duzi nie wytrzymali ambicjonalnie planu podchodów przygotowanych przez młodszych. Co z tego, ze potem przeprosili i powiedzieli, że przygotują zorganizują je od nowa – wszystko popsuli, doroślaki jedne. Z drugiej strony słyszałem, że trzeba być dla nich wyrozumiałym, bo oni są w tzw. trudnym okresie. Tak do końca to nie wiem o co tu chodzi, ale komu jest dzisiaj łatwo. No nie? Jedno co dobre, to że się przelecieliśmy przy pięknej pogodzie po plaży i lesie. Tak, tak – dzisiaj jest pierwszy dzień bez deszczu! Niebo jest błękitne, słoneczne a na nim bardzo niewiele białych chmurek. Po południu zabawy, piosenki na świeżym powietrzu. Odkryliśmy jeszcze jeden fajny plac zabaw i aż miło popatrzeć jak nasze doroślaki zapomniały o swoim trudnym okresie. Kolację zjedliśmy wcześniej, żeby jak najszybciej być na Festiwalu Szantów i Piosenek Żeglarskich „Słona Woda” w Mrzeżynie. Najpierw to sobie tylko tak słuchaliśmy, ale potem to wszystkich wzięło – ludzie śpiewali z artystami, tańczyli… no my też. A to wszystko odbywało się w porcie rybackim. Ale tam fajnie. Jak szliśmy na falochron to już z daleka widać było rozbijające się o niego wysoko w górę fale, a portowy wiaterek stopniowo przeradzał się w wiatr, a w końcu w niezłe wichrzysko. Nie poszliśmy na falochron, no bo trochę strach, a w końcu prysznic mamy w pokoju. Ale za to na plaży mimo silnego wiatru zabawa była  przednia. Mamy też dwie szczęściary – Kinga i Pandora znalazły pierwsze na Kolonii i w swoim życiu bursztyny. We wszystkich wstąpiła bursztynowa gorączka. Na pewno w mig przerylibyśmy tę plażę i bursztynów byłoby więcej, ale trzeba było już iść do autobusu i wracać do Ośrodka. To był dzień. Zobaczcie jakie fajne zdjęcia i filmiki.
>FotoReportaż< >Filmik/Festiwal Słonej Wody w Mrzeżynie<
Dzień ósmy (niedziela - 8 lipca)
Dzień się zaczął dość leniwie… jak to w niedzielę. Po śniadaniu mieliśmy w grupach przygotować program na wizytę w prawdziwym Obozie Harcerskim, do którego wybieramy się dzisiaj po południu. Mieliśmy, bo coś się rozlazło a konkretnie najstarsze chłopaki. Myśleliśmy, że zaszyli się gdzieś i przygotowują jakąś niespodziankę programową, a tu się okazuje, że owszem zaszyli się, ale… pod kołdry i śpią jak susły! Ale podpadziocha! Jak znam panią Justynę z trzeciej grupy, to od jutra pewnie im się to wyreguluje. Potem część kolonii poszła do kościółka, a reszta zabrała się za zaległe porządki i różne swoje zaległe sprawki. Dziewczyny z trzeciej krzyknęły, że jest słońce i chcą sobie zrobić przepierki, bo szybko wyschnie. No i się porobiło, bo każdy by chciał mieć możliwość przepierki, za chwilę mieć suche... i zaliczyć dodatkowe punkty do Konkursu Czystości. Dobrze, że to szaleństwo przerwane zostało obiadem, bo potem  momentalnie przestawiliśmy się na wizytę w Obozie Komendy Hufca ZHP Andrychów. Ludzie! To co tam się zdarzyło to ja Wam niedługo szerzej opisze, ale mogę zapewnić, że to było dla nas wszystkich coś absolutnie nieprzewidywalnego - atmosfera, zbiórki, mądra dyscyplina, podchody, alfabet Morse`a, obrzęd ogniska harcerskiego, które kończy się przekazem iskierki światła… Poznałem tam też wspaniałych ludzi, z którymi pewnie się już wkrótce spotkam, bo tak się wszyscy umówiliśmy.
Żegnam się, więc dziś z Wami okrzykiem: PKS – Pięknie Kurcze Super!, i harcerskim pozdrowieniem: Czuwaj! >FotoReportaż< >Filmik/Wizyta u harcerzy z Andrychowa<
Dzień dziewiąty (poniedziałek - 9 lipca)
Nareszcie poniedziałek!!! Nie dość, że pogoda dopisała to na dodatek zdobyliśmy nowe umiejętności zarówno na zajęciach żeglarskich jak i na zajęciach jazdy konnej. Nasi kolonijni żeglarze mieli okazję poczuć się jak wikingowie, wiosłując na dezetach. A to wcale nie taka prosta sprawa, bo jedno wiosło waży 15 kg! Uff. Na początku było ciężko, ale jak się nauczyliśmy odpowiednio stawiać wiosło - to daliśmy radę. Nasi instruktorzy stwierdzili, że jesteśmy bardzo dzielni. Była niezła zabawa! A dziewczyny ze średnio zaawansowanej grupy jazdy konnej były dzisiaj jak Amazonki ruszające w bój. Nie dość, że jeździły bez ląży, to w dodatku konno poszły na przeszkody! Obiadek był pyszny, a na deser oprócz słodkości, zaserwowano nam słoneczną  plażę przyprawioną różnymi grami sprawnościowymi. Ale to nie koniec dzisiejszych przyjemności, ponieważ pojechaliśmy do Kołobrzegu na spektakl teatralny pt. „Legenda o Smoku Wawelskim”, który odbywał się na dziedzińcu Ratusza. A Smok to był taaaki duży, ale na szczęście nie był głodny. Najbardziej podobał mi się Szewczyk Dratewka. Oglądaliśmy jeszcze pokazy tańca dyskotekowego w wykonaniu dzieci z obozu sportowego. A potem - wszyscy na lody! Jupiii! Wchłonęliśmy je chyba w ilości porównywalnej do wielkości smoka wawelskiego. Drogę powrotną z Kołobrzegu umilaliśmy sobie śpiewem, z sentymentem wspominając wczorajszy dzień spędzony w obozie harcerskim. Wieczór minął nam na pracach w grupach. No to chyba tyle na dziś. Już się nie mogę doczekać jutrzejszego dnia, kiedy to znów będę mógł opowiedzieć Wam o tym, co słychać u mnie i u dzieciaczków. Pozdrawiam, pa pa. >FotoReportaż< >Filmik/Wycieczka do Kołobrzegu<
Dzień dziesiąty (wtorek - 10 lipca)

 Hejka! To ja Kubus! Od dzisiaj wakacyjna gwiazda medialna! Wczoraj w Dzienniku Kołobrzeskim „Miasto” ukazał się artykuł o nas pt. „Uczą się języka polskiego i żeglarstwa”... i fama rozniosła się tak szybko, że dziś upomniała się o wywiad telewizja. Hura! W końcu będę sławny i rozchwytywany. Nie popadam jednak w samouwielbienie i wraz z dziećmi ciężko  pracuję wiosłując i ciągnąc liny na każdych zajęciach z żeglarstwa. Nie obijam się też na jeździe konnej. Telewizyjny program o nas ukazał się w dzisiejszych wieczornych „Wydarzeniach dnia” Ośrodka TV w Koszalinie. No nieźle, nieźle. Mamy dostać CD to Wam potem pokażę. Moja koleżanka Kinga mogła wykazać się umiejętnościami przechodząc do grupy średnio zaawansowanej. Natomiast trzy dziewczynki z tejże grupy będą mogły od jutra poszaleć w grupie zaawansowanej. Mówię Wam - idą jak burza! Dziś  zjedliśmy obiad wcześniej i dzięki temu mogliśmy się udać na wspaniałą podróż w czasie do Trzebiatowa, gdzie zwiedziliśmy Pałac Radziwiłłów, a także rynek z ratuszem, basztę oraz przepiękną gotycką Katedrę. W Pałacu znajdują się ekspozycje muzealne w większości ze zbiorów rodzinnych właścicieli. Naszym przewodnikiem był pan Piotr z Ośrodka Kultury w Trzebiatowie, który informacjami i opowieściami zainteresował bardzo, tak dużych jak i małych podróżników w czasie. Od początku towarzyszyły mu księżniczki w pięknych strojach z tamtej epoki. Mieliśmy dużo szczęścia, bo następnego dnia planowane było otwarcie wystawy lalek, a my mogliśmy ją zobaczyć jeszcze dziś! Po zakończeniu zwiedzania wystawy i muzeum poszliśmy do wielkiej garderoby, gdzie mogliśmy się do woli przebierać w najróżniejsze stroje. Ale było. Potem z panem Piotrem i z księżniczką poszliśmy zwiedzać  miasto. Najpierw byliśmy w trzebiatowskiej Katedrze później poszliśmy zwiedzać rynek z ratuszem a na koniec byliśmy przy Baszcie Kaszanej, z którą związana jest ciekawa legenda, a do dziś w Trzebiatowie w sierpniu obchodzone jest Święto Kaszy. Oj, prawie bym zapomniał! Poznaliśmy również legendę o słoniu, który to od czasów średniowiecza jest symbolem miasta. Ale to opowiem Wam jak przyjadę do Wiednia. Jeszcze tylko lody w Trzebiatowie… i do Dźwirzyna na kolację. Wieczór upłynął na przygotowaniu „mini playback show” nie tylko w ośrodku, ale i na plaży. Jutro okaże się, co wyjdzie z naszych czasochłonnych prób. Karaluchy pod poduchy i spokojnych kolorowych snów, życzy Wam coraz bardziej sławny i najbardziej medialny na Wybrzeżu Zachodnim - Kubus. >FotoReportaż< >Filmik/Podróż w czasie - w Pałacu w Trzebiatowie<
Dzień jedenasty (środa - 11 lipca)

Jak dobrze wstać skoro świt…! Dzisiaj biegusiem na śniadanko, a potem na nasze ulubione zajęcia! Jedni wiosła, drudzy lejce w dłoń.
Zawsze jest miło słuchać pochwał na swój temat, szczególnie zaś, jeżeli słyszy się je przez radio. Tak, tak, dzisiaj po obiedzie mogliśmy posłuchać w programie Radia Koszalin audycji o naszej kolonii. Było dużo o „nietypowym, bogatym i wszechstronnym” programie naszej Kolonii, pochwały postępów żeglarskich, hipicznych i językowych, naszej wiedzy na temat Ziemi Kołobrzeskiej. Były też nasze wypowiedzi. No, jak sobie je posłuchaliśmy – to najpierw było śmiechu, co nie miara, ale potem się zastanowiliśmy, że z tym naszym polskim językiem to wcale nie jest tak najlepiej. A ja, jak na szpilkach czekałem czy nie będzie czegoś o konkursie czystości… uff! Spoko! Szum medialny tak nam się spodobał, że z przyjemnością zajęliśmy się przygotowaniami do Mini Playback Show. Odkryliśmy wiele talentów! Jednym z nich okazała się nasza pani Anitka – wychowawczyni II grupy. Dla większej frajdy nasze teledyski ćwiczyliśmy na plaży. Przegoniły nas stamtąd dopiero czarne chmurzysko i silny wiatr, w dodatku prosto na kolację. Po pysznym spaghetti każda grupa popisała się wielkim Show. Zabawa była przednia! Straciłem dziś dużo energii, wiec... roztańczonych snów. >FotoReportaż< >Filmik/Mini Playback Show<
Dzień dwunasty (czwartek - 12 lipca)

Cześć i czołem! Tego nie spodziewaliśmy się w najśmielszych snach – prawie wszyscy z jazdy konnej są już na poziomie średnio  zaawansowanym i zaawansowanym, czyli w dwójce i trójce. To znaczy, że pośród nas nie ma już początkujących! Ja wiedziałem, że tak będzie; ja wiedziałem. A jakby tych wrażeń było mało, to na dodatek dzisiaj odwiedziliśmy naszych dobrych znajomych - harcerzy z obozu Komendy ZHP Andrychów. Nasz Pan Piotr (jak się okazało, również - Druh Piotr) oraz Druhna Komendantka Ewa, w tajemnicy przed nami zaplanowali wspólne zwiedzanie Kołobrzegu. Cały ten plan uradzili z naszym Tonim, który jak się okazało też jest harcerzem - i to w stopniu Harcmistrza! Dzięki tej harcerskiej zawierusze udało się to wszystko tak zmajstrować, że naszych przyjaciół zamustrowaliśmy na łodzie i pod okiem instruktorów mieli mini kurs wioślarsko - żeglarski. Później już wspólnie wdrapywaliśmy się na Latarnię Morską, zwiedziliśmy Okręt Muzeum oraz wspaniałą wystawę pt. „Historia Żeglarstwa” w Muzeum Oręża Polskiego. To dopiero była frajda! Szkoda tylko, że czas spędzony razem z harcerzami upłynął tak szybko. Nie tracę nadziei, że uda się z nimi spotkać jeszcze raz. A tak poza tym, to wymieniliśmy się numerami telefonów, dzięki czemu zawsze będziemy mogli być w kontakcie. Wieczorkiem pospacerowaliśmy sobie po Dźwirzynie i plaży, aby lepiej nam się spało. Faktycznie, jestem bardzo, bardzo śpiący więc zmykam już pod kołdrę. Papatki. >FotoReportaż<
Dzień trzynasty (piątek - 13 lipca)
Jak ktoś myśli, że 13-ty i piątek jest dla Kubusów pechowy, to jest w błędzie. Na Kursach było jak zwykle rewelacyjnie. Wiecie, że na  Kursie Jazdy Konnej już nikt nie jeździ na lonży! Jak tak dalej pójdzie i będzie dobra pogoda to niedługo wszyscy pójdą w teren. A na żaglach, choć wszystko już prawie do perfekcji, to ciągle trzeba szlifować zdobyte umiejętności, aby być przygotowanym na każdą ewentualność, bo z wodą nie ma żartów. Usłyszałem, że instruktorzy szykują na przyszły tydzień  jakąś niespodziankę. Niestety nie udało mi się niczego więcej dowiedzieć. Oczywiście to tajemnica! Tylko wam to mówię! Że co proszę? Nie, nie, nie – ja wcale nie podsłuchiwałem!!! A po południu, mieliśmy dawno obiecane podchody, czyli grę terenową „Piracki Skarb”, którą przygotowała III grupa. Trzeba im przyznać, że zrobili to fantastycznie. Wymyślili takie zadania, że nikt by tak nie potrafił. Narobiliśmy zamieszania na pół Dźwirzyna! Wyobraźcie sobie, że jednym z zadań było znaleźć na deptaku jakiegoś turystę i z nim zaśpiewać „Ukrainę”. Okazało się, że tym turystą był znany polski piosenkarz, o czym nasi nie wiedzieli, no, bo niby skąd. Śpiewał z dzieciakami, że ho, ho, aż  wszyscy się zatrzymywali a potem bili brawo. Dzieciaki podziękowały i poleciały dalej – w podchodach również czas się liczy. A ten śpiewający z nami gwiazdor, przyzwyczajony do rozdawania autografów i innych sympatycznych zaczepek nawet na ulicy, zdziwił się tylko i powiedział, że takiego wywiadu jeszcze nie udzielał. Ale heca! W czasie biegu w  poszukiwaniu pirackiego skarbu było jeszcze wiele świetnych, trudnych i jednocześnie zabawnych zadań i sytuacji. W końcu wszystkie zadania zostały wykonane a tym samym zdobyliśmy Piracki Skarb. Jeszcze przed kolacją poszliśmy się odprężyć na „ścieżkę zdrowia”, którą mamy w pobliżu. To taki bardzo dobrze wymyślony sportowy plac zabaw. A zabawa była naprawdę przednia. Dokończyliśmy ją po kolacji, a później jeszcze były zajęcia plastyczne. Tworzyliśmy ramki i pejzaże z zebranych wcześniej przez nas skarbów morza – piasku, muszli, patyczków itp. Tak się rozpędziliśmy, że zabrakło kleju i niektóre trzeba będzie jeszcze dorobić. Ale mimo tego – wszystkie prace są bardzo ładne. Jak zwykle zapraszam do obejrzenia ilustracji foto-filmikowej i… dobranoc. >FotoReportaż< >Filmik/Piracki Skarb<
Dzień czternasty (sobota - 14 lipca)
Dzisiaj wstałem bardzo wcześnie, bo już się nie mogłem doczekać wycieczki. Patrzę przez okno i oczom nie wierzę, takie duuuuuże
 piękne słonko świeci! Kamień spadł mi z serca, bo dzisiaj wyruszamy na wielką wyprawę i w naszych plecaczkach już nie ma miejsca na peleryny przeciwdeszczowe. Każdy był w super humorze i czekał z niecierpliwością, żeby wsiąść do autobusu. Wyruszyliśmy równo o 9.00. Pierwszą atrakcją było Muzeum Rybołówstwa w Niechorzu. Taaaaaakie ryby tam były, no i cudowna plansza „Piaski Wybrzeży Świata”, gdzie w każdym pojemniczku był piasek z różnych miejsc na całym  świecie. Ale dzieci się zdziwiły, kiedy zobaczyły różnicę między piaskiem w Dźwirzynie a piaskiem na Hawajach. Oczywiście wszyscy zgodnie stwierdzili, że u nas jest lepszy i nikt nie chce jechać na wycieczkę na Hawaje. Kolejny punkt programu to Latarnia Morska, z której mieliśmy wypatrywać sławnej foczki „Depki” – stałej bywalczyni tutejszych plaż. Foczki niestety nie znaleźliśmy, ale za to Pani Ania wyglądała jak mrówka, kiedy machaliśmy do niej z samego szczytu. Kolejna przystanek to Trzęsacz, gdzie zobaczyliśmy ostatnią ścianę kościółka na klifie, który stopniowo porywa morze. Szkoda tylko, że nie mogliśmy podejść bliżej, ale w sumie to nikt nie chciał spaść na dół, bo przecież przed nami jeszcze tyle atrakcji. Od tego momentu to już na poważnie zaczęliśmy podążać tropem Depki, która podobno przemieszczała się w stronę Międzyzdrojów. W autokarze odbył się „Festiwal Piosenki  Autokarowej” a nagrodą był Wielki Puchar Lodów Kierownika Kolonii. Wszyscy w napięciu oczekiwaliśmy wyników, ale wiecie jury musiało się naradzić. No i tak się naradzali i naradzali... A my po drodze odwiedziliśmy jeszcze żubry i różne inne fajne zwierzaczki w Wolińskim Parku Narodowym. Jury skończyło obrady i nareszcie wyniki! Jak zawsze okazało się, że nasza kolonia jest najlepsza i każdy wygrał pierwsze miejsce w swojej kategorii. Szkoda, że nie widzieliście min tych, którym się nie chciało występować! Po takim spacerze wszystkim zgłodniały brzuszki, no i pojechaliśmy do Międzyzdrojów, gdzie zjedliśmy obiadek. Potem  poszliśmy na Promenadzie Gwiazd, gdzie bardzo chciałem odcisnąć łapkę, ale okazało się, że nie zabrałem odpowiedniego sprzętu i odcisnąłem łapkę na piasku. Gdyby ktoś chciał zobaczyć, to informuję, że jest on przy samym zajściu na plażę, po prawej stronie głównego wejścia na molo. Ponieważ moja łapka nie należy do największych, to zrobiłem duży napis "KUBUS I". Najlepsza zabawa była w Gabinecie Figur Woskowych gdzie każdy znalazł swojego bohatera, no i co najgorsze dzieci trochę o mnie zapomniały, kiedy Pani Monika ogłosiła sesję zdjęciową ze Shrekiem. No i tylko, dlatego, że Shrek jest trochę większy ode mnie nic mu nie powiedziałem..:) No dobra, bałem się trochę popyskować dużemu. Zaraz po tym jak znaleźliśmy się na molo, dzieci przypomniały sobie o mnie i robiliśmy mnóstwo grupowych zdjęć. Znowu  poczułem się jak gwiazda, no i mogliśmy już wracać do Ośrodka. Zatrzymaliśmy się jeszcze przy Jeziorze Turkusowym, gdzie kolor wody zachwycił każdego. A no właśnie, zapomniałem powiedzieć, że będziemy mieli jeszcze quiz pt. „Od Dźwirzyna do  Międzyzdrojów” a nagroda to… największy gofr w Dźwirzynie! Ukradkiem zaglądnąłem do kartki Mathiasa, jakie te pytania będą i mówię wam szczerze, że nie wiem czy wygram, bo czasem uważnie nie słuchałem. Zmęczeni po dniu pełnym wrażeń wróciliśmy do Ośrodka, zjedliśmy kolacyjkę i każdy zasnął w mgnieniu oka. Oj, ja chyba też już zasypiam... Aha, no i tej foczki „Depki” niestety nie znaleźliśmy, ale jeszcze mamy na to trochę czasu.
>FotoReportaż< >Filmik/Wielka wyprawa do Międzyzdrojów<
Dzień piętnasty (niedziela - 15 lipca)
Otwieram oczy i nie wierzę… jest słońce! Hura! Wygląda na to, że będziemy mieli drugi w czasie naszej kolonii słoneczny, prawdziwie  wakacyjny dzień. Ja już nie wierzyłem, bo jak wracaliśmy wczoraj z wycieczki to całą drogę lało. Część dzieci poszła do kościółka, a reszta na plażę, choć na krótko, bo nie wiadomo jak długo taka pogoda się utrzyma. Przed jedenastą spotkaliśmy się wszyscy i pojechaliśmy na „Wojskowy Piknik”. Myślę, że to dobrze z dwóch powodów. Po pierwsze, zeszliśmy z plaży w odpowiednim momencie, bo słonce nie rezygnowało i mogło to być dla nas trochę za dużo, jak na pierwszy raz. Po drugie to, co zobaczyliśmy u żołnierzy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Sprzęt bojowy na kołach i gąsienicach - czołgi, wozy opancerzone, działa… i mogliśmy to nie tylko z bliska zobaczyć, ale i wejść do środka, dotknąć, kręcić i co tylko. Potem oglądaliśmy pokazy działań bojowych. Ale było głośno i dymno, bo strzelali niby naprawdę i rzucali granaaaty! Była też kuchnia polowa, piekarnia wojskowa na kółkach i radiostacje... i czego tam nie było! Niektóre dzieciaki to nawet strzelały na strzelnicy z prawdziwych karabinów. Emil i Robert to jeszcze zdążyli, a ja to już nie! Wielkie wzięcie miał też namiot z napisem „Military Shop–Mienie Wojskowe–  wyprzedaż”. O jena! Ale by się tam jeszcze posiedziało, musieliśmy jednak wracać na obiad, który i tak został przesunięty o pół godziny. Spośród ogromnej ilości zdjęć, które narobiłem jest jedno, na którym przed czołgiem są  wszyscy i Orion też, prawie jak filmowy Szarik z słynnego serialu „Czterech pancernych i pies“. Potem też było nieźle. Plaża, plaża i jeszcze raz plaża, czyli to, co Kubusy lubią latem najbardziej. Na plaży poza pluskaniem się w wodzie, śpiewaliśmy nasze ulubione piosenki, a panie wychowawczynie przygotowały dla nas super gry plażowe. Było suuuupperrr! Nie mogę nie wspomnieć, iż siedząc wspólnie na rozgrzanym morskim piasku przygotowywaliśmy program na nasze pierwsze, tak długo wyczekiwane ognisko. A tam były śpiewy, tańce oraz pyszne kiełbaski. Odbył się konkurs tańca na gazetach przy naszej najpopularniejszej kolonijnej piosence – "Ukraina", graliśmy też w  ciuciubabkę jogurtową. Mówię wam ekstra było. W trakcie trwania ogniska rozegrany został quiz „Od Dźwirzyna do Międzyzdrojów”. Niesamowitymi zdolnościami konferansjerskimi wykazał się Mathias, a główna nagroda w postaci największego gofra w Dźwirzynie przyznana została Veronice! Ale się dziewczyna ucieszyła i dobrze, bo naprawdę zasłużyła. Trochę jeszcze sobie pośpiewaliśmy i zakończyliśmy ognisko przekazaniem sobie iskierki światła. Teraz już uciekam do łóżeczka. Dobranoc, pchełki na noc. >FotoReportaż< >Filmik/Militarny Dzień<
Dzień szesnasty (poniedziałek - 16 lipca)

Witajcie Kochani! Ale dzisiaj było niesamowicie. Właśnie przed godzinką dobiliśmy do portu w Dźwirzynie, a rejs był naprawdę super. No, ale chwileczkę, może ja zacznę od początku. Rano jak zwykle pojechaliśmy na zajęcia specjalistyczne. Grupa koniarzy poza pielęgnacją niezwykle łagodnych i cierpliwych koników, a także ćwiczeniami jazdy konnej znalazła czas, aby nauczyć się piosenki „Dziesięć w skali Beauforta”. Żeglarze natomiast udali się w rejs z Portu Jachtowego w Kołobrzegu do Portu Rybackiego w Dźwirzynie. Rejs był długi, pełen wrażeń i zaskakujących sytuacji wiążących się głównie ze zmieniającą się nieustannie, jak to bywa na morzu, pogodą. Raz wiało mocniej, dzięki czemu łodzie nabierały tempa, a raz słabiej, co automatycznie przekładało się na spowolnienie tej naszej wodnej eskapady. Tak sobie myślę, że te nasze dzieciaczki są niesamowicie wytrzymałe. Niejeden dorosły nie  dałby rady, a one świetnie się spisywały i szczęśliwie dobiły do suchego, dźwirzyńskiego lądu. Bardzo prawdopodobne, iż siły młodym żeglarzom dodawała myśl o obiedzie, który czekał na nich w Pionierze. Wiadomo bowiem, że Kubusy i Przyjaciele, nade wszystko kochają dobre jedzonko. Po zasłużonym więc posiłku, jednogłośnie postanowiliśmy wykorzystać sprzyjające nam warunki pogodowe i wybraliśmy się na plażę, gdzie poza opalaniem moczyliśmy w wodzie nasze stópki, aż do wysokiego pasa, graliśmy w berka, dawaliśmy upust fantazjom plastycznym mając do  dyspozycji piasek, morską wodę i wszystko co na plaży. Zabawa była przednia. Czas jak zwykle działał na naszą niekorzyść. A więc zanim się obejrzeliśmy, to już musieliśmy zbierać nasze rzeczy i pędzić na kolację. Wieczorem  wypłynęliśmy w jeszcze jeden rejs, którego celem było zobaczyć, gdzie zachodzi słońce. Słoneczko okazało się jednak szybsze od nas, ale w nagrodę za nasze starania chowając się za horyzont mieniło się tysiącem barw, co natychmiast dostrzegł  Alex z III grupy. Kiedy zobaczyliśmy jego zdjęcia z zachodu słońca, aż zaparło nam dech w piersi. Można je oczywiście podziwiać w naszym fotoreportażu. Ma chłop talent! Na dzisiaj to tyle. Ściskam Was cieplutko.>FotoReportaż< >Filmik: >Filmik/Kurs Jazdy Konnej< >Filmik/Odpoczynek na plaży<
Dzień siedemnasty (wtorek - 17 lipca)

Halo, to znowu ja. Najważniejszy dzisiejszy komunikat: „Nasi żeglarze pomyślnie zakończyli drugi etap rozpoczętego wczoraj rejsu, tym razem na odcinku Dźwirzyno – Kołobrzeg. Mimo nie zawsze sprzyjających warunków atmosferycznych, około godziny 13:00 obie łodzie zostały zacumowane w Porcie Jachtowym w Kołobrzegu, a ich załogi w komplecie zeszły na ląd”. Brzmi to poważnie, bo to też bardzo poważna sprawa. Jestem naprawdę bardzo wzruszony. Wierzę, że w przyszłości dzięki zdobytym umiejętnościom dopłyniecie do każdego obranego przez siebie portu. GRATULUJĘ! A nasi jeźdźcy – nie gorsi od żeglarzy. Właśnie dziś weszli w końcową fazę przygotowań do Kolonijnego Konkursu Jeździeckiego. Kto i w czym będzie najlepszy, okaże się już pojutrze. Sam chętnie bym spróbował, ale opuściłem kilka zajęć, a dzieciaki to już profi! Po południu ku naszemu wielkiemu zadowoleniu wyszło słonko. Aż serce rosło mi ze szczęścia, gdy widziałem uśmiechnięte twarzyczki moich kochanych dzieciaczków spieszących na plażę. A co tam się działo - obejrzyjcie zdjęcia i przekonajcie się sami. Jejku, ten czas leci tak szybko, a tu jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Przed kolacją zdążyliśmy pościągać ze sznurków wyprane przez nas ubrania. Była niezła zabawa, bo nam się rzeczy pomieszały. O mało się nie popłakałem ze śmiechu przy ustalaniu tożsamości skarpetek i nie tylko. Zabrało to trochę czasu po kolacji, ale na pewno wszystko wróciło do właścicieli. A potem… biegiem na plażę i dalej szaleństwa - aż do samego zachodu słońca. Jaka szkoda, że w Austrii nie ma morza. Dla takich chwil warto żyć. O kurcze! Z tego wszystkiego nasz pokój zostawiłem w stanie nie za bardzo nadającym się do pokazania go komisji czystości! Uff! Wzięli poprawkę i dali nam dodatkowe 15 minut! Ściskam Was mocno i dobranoc. >FotoReportaż< Filmik: >Żeglarski<
Dzień osiemnasty (środa – 18 lipca)
Ahoj! Ahoj! Ahoj! Dziś powitałem się z Wami  żeglarsko. Chcecie wiedzieć, dlaczego? Spokojnie Drodzy Rodzice, wszystko w swoim czasie. A tymczasem opowiem Wam o reszcie dnia… Zaczęliśmy dziś w sumie tak normalnie, ale już odczuwaliśmy atmosferę kończącej się koloni. Ostatni raz pojechaliśmy do portu w Kołobrzegu, aby pożegnać się z naszym akwenikiem. Pomachaliśmy mu wiosłami na pożegnanie. Mieliśmy wrażenie, że woda jest smutna…taka spokojna bez żadnych zmarszczek. Co do koników to funkcje instruktorów przejęły dzisiaj na chwilkę Kinga, Ewelina oraz Laura. Acha, najwięcej powodów do dumy miała dzisiaj Veronika, która przeszła do grupy zaawansowanej. Gratulujemy! Po obiadku wyszliśmy na ławeczki za placem zabaw, żeby śpiewać piosenki. Wszystko było super do momentu, kiedy pani Gosia zaintonowała szantę „10 w skali Beauforta”. Nie o to chodzi, że to jakaś zła piosenka, ale w niej jest często używane słowo „deszcz”. My sobie śpiewaliśmy, a chmurki zrobiły nam psikusa i wylały masę wody na Dźwirzyno. Dobrze, że zdążyliśmy uciec przed ulewą. Schroniliśmy się w świetlicy i tam kontynuowaliśmy nasze śpiewy. Gdy już wysiadły nam gardła, zabraliśmy się za drugą część bloku popołudniowego. Każda grupka udała się w jakieś miejsce na terenie Ośrodka. Maluszki ćwiczyły z Panią Małgosią wystawienie sztuki teatralnej. Druga grupa układała piosenkę o całej koloni, a starszaki coś kombinowali z quizem. A teraz opowiem Wam o najlepszej części dnia – wieczorze! Dziś spotkaliśmy najprawdziwszego z najprawdziwszych pirata! Zobaczcie na zdjęciach, jakie atrakcje nam zapewnił! Śmiechu było mnóstwo. Sam nie wiem, co mi się najbardziej podobało - przeciąganie liny, wbijanie gwoździ w pal, „bójki” na bomie, czy "branie się na rękę". Naszym specem od gwoździ zostali Aleks, Ewelina oraz Pani Ania. Ze świeżego powietrza wygonił nas zapadający
zmrok. Przenieśliśmy się najpierw do małego, ale milutkiego muzeum. Tam też było świetnie. Swój pobyt zakończyliśmy w Reducie Solnej. Tam to się dopiero działo! Śpiewy, irlandzkie tańce, konkurencja ze sznurkami, wręczenie dyplomów, podziękowania, super dyskoteka i na zakończenie znów szanta. O byłbym zapomniał o dzieciach, które dziś podczas Pirackiej Przygody spisały się najlepiej. Dostały w nagrodę skarby z wielkiej skrzyni. O szok! Jaka późna godzina! Tak się dobrze bawiliśmy, że zapomnieliśmy o istnieniu czasu. Dlatego robię myk, myk do łóżka. Dobrej nocki! >FotoReportaż< >Filmik/Gitarowe szaleństwo< >Filmik/Zakończenie Szkolenia Żeglarskiego - Piracka Przygoda<
Dzień dziewiętnasty (czwartek – 19 lipca)

Iiia! Iiiia! Prrrrrrr! Dzień dobry bardzo! Jestem ciężko chory... lekarz wystawił mi diagnozę – migrena muzyczna, której efektem jest
czkawka, też muzyczna. Fakt, ze łeb mi pęka od tej ilości piosenek, które mi siedzą w głowie, no i doszedł jeszcze „Konik. Z drzewa, koń na biegunach (...)”. Znacie to. Fajna piosenka, którą dawno powinienem był się nauczyć, ale tak jakoś wyszło... no i teraz trzeba nadrobić, bo ta piosenką mamy się pożegnać z naszymi konisiami. Opowiedzieć Wam troszkę o tym, co się działo? No to, wiooo! Po śniadanku wyruszyliśmy z całą kolonią do Budzistowa. Tam czekali na nas instruktorzy, którzy wyjaśnili nam zasady zawodów, które miały się lada chwilka odbyć. Najbardziej obawialiśmy się losowania, bo każdy chciał zaliczyć zawody na „swoim” koniu. Było dużo stresu, ale gdy już dosiedliśmy rumaków atmosfera się rozluźniła; no z jednym wyjątkiem. Najwyższemu na koloni chłopakowi przypadł najmniejszy koń. A teraz spróbujcie wykombinować, kto był najlepszy. Otóż największą niespodzianką Kursu i najlepszą tego dnia była Monika! Wygrała dwa konkursy! "To nie faaiiir, że obie nagrody!" – powiedziała mała Klara. Wszyscy i Klara też, podziwiamy Monikę za to, że rozpoczęła Kurs jako początkująca a zakończyła jako - podwójnie najlepsza. Laureatkami Konkursów i właścicielkami pięknych pucharów zostały jeszcze obie Kingi z I grupy, które też zaczynały naszą wakacyjną przygodę jeździecką jako początkujące! Potem na konną  przejażdżkę zaproszona została reszta kolonii, czyli nasi Żeglarze. Ale się gramolili na konie, a niektórzy, choć mieli dziarskie miny, to widać było, że mają pietra. No dobra, dobra – jak sobie przypomnę, jakie momentami wieeelkie oczy i szeeeroko otwarte buzie mieli nasi dżokeje podczas przedwczorajszego rejsu na zachód słońca, to można śmiało powiedzieć, że jest remis. Potem poszliśmy do krytej ujeżdżalni, gdzie odbyło się Zakończenie Kursu. Dostaliśmy dyplomy i upominki na zakończenie Kursu. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcia, wielkie „Hura” i „Sto lat” dla naszych instruktorów… i wszyscy myśleli, ze to już koniec naszej wakacyjnej przygody z końmi - a tu, rozlegają się dźwięki walca i na pięknym koniu wjeżdża księżniczka jakaś, czy cóś. I oni tańczą tego walca „Nad pięknym modrym Dunajem”! No nie, żeby tak normalnie tańczyli jak na dyskotece, tylko… no razem, ale ona na koniu, a koń tańczył tak jak ona chciała. Jaaa! Gdy przetarliśmy oczy ze zdumienia, to zobaczyliśmy nie  „księżniczkę jakąś, czy cóś“, ale… naszą Zosię - tak, tą z trzeciej grupy! Ale pięęęknie; wspaniały, mistrzowski pokaz jazdy. Brawa dla niej, instruktorów i równie wspaniałego rumaka! Ale to też jeszcze nie koniec, bo przecież nie wyściskaliśmy się jeszcze z naszymi końmi. Na tę okoliczność mieliśmy przygotowany wielki, marchewkowy bukiet. Wszyscy mamy łzy w oczach; wiecie, że chyba nasze konisie też? Oh! Jak smutno. Pa, pa, drodzy  przyjaciele! Po obiedzie postanowiliśmy wykorzystać dobrą pogodę - więc... wio, na plażę! A tam biegi, śmiechy, zamki, woda. Dzieci mi powiedziały, że coś się szykuje po kolacji. Chciałem podpytać kogoś, o co chodzi, ale usłyszałem tylko, że będzie zdrowo i pysznie. Co to może być? No chyba nie płatki owsiane z mlekiem i cukrem. Z racji takiej, że jestem ciekawski, zwłaszcza w takich sprawach, to poszedłem razem z dzieciakami. Doszliśmy na ścieżkę zdrowia. Pobrykaliśmy jak mój kolega Tygrysek i powróciliśmy do naszego letniego domu. A tam, dzieci w jakimś zamieszaniu. Myślałem, ze już się nie dowiem, o co chodzi, ale kiedy wyszliśmy z ośrodka i skręciliśmy w kierunku lodziarni (!) przypomniało mi się, że dziś jest dzień zwycięzców w naszych konkursach - Festiwalu Piosenki Autokarowej i Quizie „Od Dźwirzyna do Międzyzdrojów”. Szczęka mi opadła, gdy zobaczyłem ten Puchar Lodowy, o który przez cały czas w autobusie, w czasie naszej najdłuższej wycieczki toczyły się wokalne boje. A już całkiem na podłogę mi opadła, kiedy zobaczyłem Największego Gofra w Dźwirzynie – nagrodę za zwycięstwo w Quizie, którą zdobyła Veronica. Laureatom należy również pogratulować zdrowej oceny sytuacji, bo od razu zaprosili nas do wspólnej konsumpcji tego dobrego. Yess, yess, yess! Ja wiedziałem, że tak będzie; ja wiedziałem. Powiem tak, ja Wasz ulubiony Kubus, misiu zresztą, lubię słodycze tak bardzo, że mógłbym je jeść całą dobę. Na wszelki wypadek, aby dzieciaki nie miały większych brzuszków niż mój, poszliśmy pochodzić po plaży. Wprawdzie słonko zdążyło już uciec przed nami, ale niebo powitało nas przepiękną paletą barw. Zachowaliśmy ten obraz sobie w pamięci, aby nasze sny były bardziej kolorowe. To był dzień! Dobranoc.
>FotoReportaż< >Filmik/Finał Kursu Jazdy Konnej<
Dzień dwudziesty (piątek – 20 lipca)

Po śniadaniu rozpoczęło się wielkie pakowanie. Powiedzmy przymiarka do pakowania, bo nikomu się to nie udało a wszyscy zachodziliśmy w głowę – jak tyle rzeczy mogło się zmieść do jednej walizki. Przed południem pojechaliśmy na ostatnia wycieczkę do Kołobrzegu. Zaczęło się od spotkania przy latarni morskiej z naszym "Tonim" - panem Antonim Szarmachem, który przygotował nam na zakończenie jeszcze jedną niespodziankę. Obejrzeliśmy bardzo  interesujący film o tym jak powstał niedawno odsłonięty pomnik niezwykłego człowieka, m.in. pierwszego kapitana portu Kołobrzeg - komandora Stanisława Mieszkowskiego. Potem złożyliśmy kwiaty pod pomnikiem, który jak się okazało stał zaraz obok. Po pożegnaniu z naszym kochanym „Tonim” ruszyliśmy promenadą wzdłuż plaży w stronę molo. To drugie molo po Międzyzdrojach, które zaliczyliśmy w tym roku. Też bardzo piękne. Jejku, jak smutno, bo wszyscy mamy świadomość, że to jest nasze ostateczne pożegnanie z morzem. Prosto z  mola poszliśmy na Jarmark Solny, który w ofertach na wydanie ostatnich złotówek z naszego kieszonkowego przebił  wszystko, co po drodze było. Po obiedzie - pakowanie, które poszło nam bardzo sprawnie, tak że zostało jeszcze sporo czasu na doszlifowanie programu na nasz ostatni wieczór. Najbardziej zajęci byli Aleks, Adam i Dawid, bo przygotowywali wraz z I grupą piosenkę „Paluszek”. O 20.00 rozpoczęliśmy nasz Wieczór  Pożegnalny. Były konkursy przygotowane przez III grupę, w których udział brali rodzice, niesamowite przedstawienie pt. „Czerwony Kapturek” przygotowane przez I grupę. Nie zabrakło piosenek, których nauczyliśmy się przez całą kolonię, no i II grupa przygotowała taką specjalną, fajową piosenkę o całej kolonii! Zobaczyliśmy również specjalny występ największych chłopaków z najmniejszymi dzieciaczkami w piosence pt. „Paluszek”. Ale był ubaw! Od razu wiedziałem, że to będzie przebój! Ogłoszono też wyniki Konkursu Czystości - miejsca pierwsze były aż dwa tj. pokój chłopaków Dawida, Philipa i Patryka oraz pokój dziewczyn Martyny i Kasi. Gratulacje! Pan Piotr i nasze Panie wręczyli nam też na pamiątkę Kolonii miniaturę żaglowca „Fala`07” oraz obrazek z karykaturami wszystkich kolonistów, autorstwa naszej ulubionej zresztą p. Anity. Ale było zabawy i radości, kiedy próbowaliśmy się rozpoznać –  karykatury trafione w "dziesiątkę".
Mieliśmy też gościa – Panią Kierownik naszego Ośrodka, z którą też się pięknie pożegnaliśmy. A Pani Kierownik chyba nas polubiła, bo powiedziała, że zawsze będziemy jej ulubionymi gośćmi i, że do końca roku mamy jeden nocleg gratis! Potem rozpoczęła się dyskoteka, a tuż po niej pierwsze rozstania, no i pierwsze łzy. Możecie zobaczyć na  zdjęciach, jak gorąco żegnaliśmy kolonistów, którzy odjeżdżali od nas już dzisiaj. Tak naprawdę to teraz uświadomiliśmy sobie, że to już koniec i jutro my tez wyjedziemy z Dźwirzyna. No cóż, każda rzecz swój koniec ma, ale smutno tak jakoś. Pa, pa. Dobranoc. >FotoReportaż<
Dzień dwudziesty pierwszy i dwudziesty drugi (sobota/niedziela  – 21/22 lipca)
Jeszcze tak niedawno pisałem, co się wydarzyło dnia pierwszego i drugiego, a tu już dzień dwudziesty pierwszy i dwudziesty drugi. Jak ten czas szybko leci. Dzisiaj nadszedł czas pożegnań, a już jutro każdy będzie w swoim domku. Zjedliśmy ostatnie śniadanko na stołówce, gdzie już na nas czekał suchy prowiant na drogę. O 9:00 był jeszcze ostatni pożegnalny apel, gdzie podziękowaliśmy serdecznie naszej kadrze za opiekę nad nami. Ostatnie pożegnania, pamiątkowe zdjęcia… nikt nie chciał wyjeżdżać. Chwilkę później siedzieliśmy już w autobusie i wyruszyliśmy do Warszawy. No nie wszyscy, gdyż wielu kontynuować będzie wakacje w Polsce. Po drodze zatrzymaliśmy się w Koronowie, w Gospodzie „Bazyliszek” gdzie zjedliśmy obiad. Taki rosołek jak tutaj, gotuje tylko mama i babcia. W Warszawie pożegnaliśmy się z naszym Panem Kierowcą, który bezpiecznie i punktualnie przez całe trzy tygodnie nas wszędzie woził. Zajęliśmy miejsca w przedziałach i pociąg ruszył do Wiednia. Każdy był jakiś taki zmęczony i smutny trochę. Może, dlatego wszyscy bardzo szybko zasnęli. Pociąg przyjechał planowo, a na dworcu czekali na nas uśmiechnięci i tak jak i my, stęsknieni rodzice. Ależ było radości! Ależ będzie do opowiadania! Po pożegnaniu się z dzieciaczkami, zabrałem swój plecak i również ruszyłem do domu. Pewnie, że było mi trochę smutno, ale jak sobie pomyślałem, że mam w plecaku wielki słoik miodu spadziowego, i że w środę spotykamy się na basenie, to tak od razu fajniej mi się zrobiło.
>FotoReportaż<

Tak, tak - to już ostatni raz, kiedy opisuję naszą tegoroczną wakacyjną wyprawę. Będę tęsknił za Wami i za
Dziennikiem Kolonisty. Ależ się w tym roku rozpisałem. Było tak, że zastanawiałem się czy nie popadam przypadkiem
w grafomaństwo. Ale spoko! Po prostu - nie dało się inaczej. Już teraz odliczam czas do Polonijnego Zimowiska,
bo to kolejna wyprawa, gdzie pewnie znowu się spotkamy. Niektórzy to już teraz się zapisali! Pozdrawiam Was
bardzo serdecznie i życzę Wam udanej reszty wakacji! Na koniec jeszcze, podsumowujący naszą kolonię okrzyk:
Ale Fe, ale Fe, ale Fenomenalnie było!
Do zobaczenia. Wasz Ulubiony, wirtualny Kolonista – KUBUS.