|
Dzień pierwszy -
niedziela, 4
lutego
Ale fajnie, że znów spotkałem znajome twarze a nie wspomnę o nowych. Juz
się cieszę na cały pobyt w Polsce.
O godzinie 9:08 wyruszyliśmy pociągiem do Zebrzydowic, w cieplutkim
wagonie i w miłej atmosferze dotarliśmy na miejsce.
Na dworcu czekały na nas panie wychowawczynie i nasz pan kierowca super
odrzutowca - ten sam, który z nami jeździł
w ubiegłym roku, tylko teraz ma nowy autobus; taki fajny zieloniutki. W autobusie pani Danusia
opowiadała nam o Ziemi
Beskidzkiej - o tych terenach
gdzie będziemy przez calutki tydzień. Po przyjeździe do Hotelu poszliśmy
prościutko na obiad - ale
był pyszniutki. Później
zapakowaliśmy nasze bagaże do pokojów i wyruszyliśmy na spacer
zapoznawczy po Ustroniu. Po drodze wykonywaliśmy mapkę
terenu, co by się nigdy nie zgubić. Fajne mroźne powietrze zaostrzało
nasz apetyt przed kolacją
a później gry i zabawy
integracyjne. Zresztą zobaczcie sami:
>FotoGaleria<
Dzień drugi - poniedziałek,
5 lutego
Dziś pierwszy dzień na stoku.
Zaczęliśmy od porannej wizyty w wypożyczalni sprzętu. Musieliśmy dobrze
dobrać buty a już nie wspomnę o
nartach. Ja w tym roku stanąłem na
wysokości zadania, postanowiłem spróbować swoich siła na snowboardzie.
Nie sądziłem że ustanie w butach i desce będzie takie trudne. Ale jak
już było wszystko dobrze dobrane, wyruszyliśmy z naszymi instruktorami na
stok. Było całkiem fajnie stawiać pierwsze kroki na desce, upadków
podczas łapania równowagi było o nie miara. Ale nie ma co trzeba
wszystkiego próbować. Narciarzom tez idzie całkiem całkiem, ale mamy też
takich co już nieźle śmigają na desce. A po obiadku wyruszyliśmy do
Parku Leśnych Niespodzianek. Spotkaliśmy tam różne zwierzątka, które
chodzą sobie tak samiuśkie po parku, a jakie śliczne ptaszki na prawdę
warto było tam się wybrać. Zaś wieczorkiem czekały na nas czarodziejskie
zajęcia w grupach i niestety z tego wieczora nie mamy zdjęć. A wielka
szkoda bo były to fajne zajęcia. Niestety nawaliły nam baterie w
aparatach to chyba przez to mroźne górskie powietrze. Aha przepraszam
trochę nam się pomieszały zdjęcia ale to wszystko przez to, że robimy z
kilku aparatów. Zresztą zobaczcie sami:
>FotoGaleria<
Dzień trzeci -
wtorek, 6 lutego
Wtorek przywitał nas wspaniałą, zimową aurą. Jeszcze rano sypał
puszysty, bielutki śnieżek, gdyby nie nasze czapeczki
i cieplutkie szaliczki,
oblepił by nam uszki i wdarł się w kołnierzyki.
Warunki do naszych popisowych zjazdów
były wyśmienite,
było troszkę ślisko, ale co to dla nas. Na stoku czekali już przemili
panowie instruktorzy. Po wspólnej
rozgrzewce przystąpiliśmy
do szusowania, każdy w swojej grupie. W przerwach czekała na nas
cieplutka herbatka i pyszne
kanapeczki, które zrobiły nasze sprytne
łapki. Taka przekąska to prawdziwa pychotka. Mmmm jak cieplutko nam się
zrobiło
w brzuszkach....no, i jedziemy dalej.
Po południu wyruszyliśmy do Koniakowa, chyba wiecie z czego słynie?
Tak,
tak dokładnie - słynne koronki. Usłyszeliśmy piękna opowieść o tym jak
powstają koronki, a przede wszystkim historię
Pani Marii Gwarek. To była taka góralka, która miała zrobić serwetę
dla Królowej Angielskiej.
To miała być taka specjalna
serweta no i tkana... z nici chirurgicznych. Wielka
szkoda, że nie ukończyła tej roboty. W
drodze powrotnej
udaliśmy się do Chaty Pana Kawuloka. A nawet dowiedzieliśmy
się, że brał on udział wraz z żoną w nagraniu ostatniego
odcinka kultowego serialu "Czterej pancerni i pies". To była taka ciekawostka a najważniejsze było
to, że mogliśmy się dowiedzieć
jak dawniej zyli ludzie w góralskiej wiosce. Mogliśmy
posłuchać opowieści przeplatanych muzyką, która miała duże
znaczenie dla ludności. Każde dźwięki oznaczały różne sprawy. A w
ogóle pan mówił taką fajną jak to się mówi gwarą. Nie do końca go
rozumiałem ale dobrze, że nasze panie trochę tłumaczyły. A nawet
dowiedziałem się jak się w tamtych czasach wysyłało sms, powiem tyle
było to bardzo skomplikowane wolę dzisiejszy sposób komunikacji. Po
powrocie do ośrodka udaliśmy się na krótki odpoczynek przed kolacją. A
po kolacji to się dopiero zaczęło, najpierw trochę pośpiewaliśmy a
potem... Rozpoczęły się tańce integracyjne, fajowe to i można było zużyć
resztę naszej nie spożytej energii. Zresztą co ja się będę tu rozpisywać,
sami zobaczcie i posłuchajcie -
>FotoGaleria<
Filmiki:
>W
drodze do Istebnej<
>U
koronczarki
<
>Na
okarynie<
>Gry
i zabawy integracyjne<
Dzień
czwarty - środa, 7 lutego
Wiecie co... dziś w nocy
napadało dużo nowego, śnieżnego puchu:) Sama myśl, że będzie się o wiele
lepiej jeździło na stoku przyprawiała o
malutki dreszczyk. Dziś na stoku
już się jeździ super... Ta deska już nie jest taka straszna a wjazd
na
stok prościutki. Bo wiecie na początku mieliśmy troszkę problemów z
wjazdem tak bokiem, bo inaczej się nie da.
Nasi instruktorzy dzielnie
się nami opiekują i szlifują nasze umiejętności. Zawsze możemy liczyć na
ich pomoc i podpowiedzi.
A zapomniałbym powiedzieć, ze niektórzy z nas już
awansowali do tych lepszych narciarzy i snowboardzistów. To chyba dobrze
o nas świadczy, że tak szybko się uczymy. Jak wróciliśmy ze stoku do
hotelu, przebraliśmy się ale najpierw zanieśliśmy
nasze
buty do
suszarni. Później był czas na dobry obiad
i deser - piernik pieczone przez panie z kuchni. Po południu wybraliśmy się na kulig było bardzo fajnie bo pojechali z nami wszyscy rodzice
będący z nami na wypoczynku. Pojechaliśmy
saniami
wzdłuż doliny Białej
Wisełki. Pięknie ośnieżone korony świerków, szum potoku sprawiał
niesamowite wrażenie.
Po dotarciu na miejsce rozpoczęliśmy konkurencje
lepienia figur ze śniegu. Mieliśmy różne pomysły ale chyba najlepiej
wychodziły
nam bałwany. To są najprzyjaźniejsze zimowe postacie. Po
dłuższej chwili poszliśmy się ogrzać się w kolibie.
Piekliśmy kiełbachy,
piliśmy ciepłą herbatkę a nawet pośpiewaliśmy piosenki. I chcę
powiedzieć, że fajnie się śpiewa, bo nasza Pani gra
na gitarze.
Wieczorem podzieliliśmy się na grupy. Starsi stoczyli
turniej biliarda
zaś młodsi mieli fajne gry i zabawy. Piszę już tak mało, bo calutki dzień
był tak męczący a tu jeszcze konkurs
czystości. Hmmmm. Trzeba
posprzątać
i szybko do łóżeczka bo jutro czeka nas spotkanie z Bolkiem i Lolkiem
a po południu
na stok.Będzie fajnie się jeździć
na oświetlonym stoku. To dopiero będzie przeżycie. Pa pa.
>FotoGaleria<
>Śpiewogranie<
Dzień piąty
- czwartek, 8 lutego
Ajajajaj ale ta pogoda nam się zmienia. Dziś słoneczko i malutko
śniegu, ale za to super wycieczka do Bielska-Białej.
Juz nie mogłem się
doczekać wizyty u Bolka i Lolka, no i Reksio, mój rozbrykany kolega.
Obejrzeliśmy całe studio filmowe
i trzy filmiki na uśmiechnięty
początek. Ile mieliśmy radości przy oglądaniu animowanych postaci
rysowanych na bialutkim
papierze, tyle pracy, a potem hop na taśmę i już
ożyli nasi kolorowi przyjaciele. Taki bardzo ważny Pan wszystko nam
pokazał
i tak pięknie mówił o bajkach. Na pamiątkę każde z nas trzymało
w łapkach przezroczystą folię z kadrami z naszych
ulubionych
bajek. Tak
szybko czas płynął, kiedy nasze nóżki dreptały po długich korytarzach
wytwórni. Czas wracać i zapełnić
nasze brzuszki pysznościami naszych
super pań kucharek, mniam. Po obiadku wskoczyliśmy w skafanderki i już
byliśmy
gotowi do śnieżnych szaleństw. Dziś było magicznie, szaleliśmy
na stoku z takimi fajniutkimi lampami. Świeciły i było jak
w dzień.
Strasznie nam się to podobało. Szuuuus i zjazd w lewo, i w prawo, pyszna
zabawa. Tak już śmigamy, że tylko nas
chwalą. Aj jak
ten czas ucieka. I
już kolacja, czas wracać. W stołówce kanapeczki i ciepła herbatka, no i
placuszki mmm,
z jabłuszkiem
i takim puszystym cukrem. Umyliśmy łapki i
chwilkę odsapnęliśmy, a potem panie wychowawczynie
wyczarowały dla nas
super zabawy w teatrzyk. Była bitwa z prawdziwymi spadochroniarzami i
malutki kotek na smyczy,
aj te nasze panie, zawsze
z nimi fajnie i tak
wesoło. Oczki nam się kleją i już troszkę ziewamy, czas na kąpiel
i do
cieplutkiego łóżeczka.
Jeszcze tylko kolejne punkty za wysprzątane
pokoje, ależ się staramy. Tyle miłych wspomnień
i wszystkie na djęciach, zresztą zobaczcie sami. Pa, Pa, słodkich snów.
>FotoGaleria<
Dzień
szósty - piątek, 9 lutego
Kolejny
dzień przywitał nas pluchą. Smutno i szaro, no i ten deszczyk, zlepiły mi
się wszystkie włoski. Po pyszniutkim
śniadanku pojechaliśmy do centrum
Wisły odwiedzić Muzeum Narciarstwa. Same dziwne buciki, no i te narty...
jejku, jakie śmieszne
kijki,
a wszystko to przyczepiało się do nóg
takimi skórzanymi paskami. Były zdjęcia na ścianach i
uśmiechnięty Adam Małysz też, choć trudno go było na jednym zdjęciu
rozpoznać,
bo był jeszcze bez wąsów. Bardzo się
ucieszyliśmy, kiedy panie
wychowawczynie zadecydowały, że nasze
kolejne kroki skierujemy na targowisko, tak strasznie czekaliśmy na szaleństwo
zakupów.
Nawet ten deszczyk nam już nie przeszkadzał. Obowiązkowo
kupiliśmy oscypki, to takie śmieszne, wędzone serki i tak
dziwnie
pachną, ale mają piękne kolory
i takie fajniutkie kształty. Znaczki i
widokówki z Wisły, ciupagi, ile tam tych różności,
skóry z baranów i
wszędzie pluszowe owieczki i co tu wybrać? Łasuchy, takie jak ja,
zawitały do cukierni Delicje na pyszne ciasteczka, mniam, paluszki
lizać.
Sklepów, sklepików było co niemiara i bardzo dużo turystów,
którzy tak jak my
poszukiwali własnych skarbów. Pora obiadowa juz tuż,
tuż, więc przemoczeni, ale szczęśliwi wróciliśmy do hotelu.
Z pełnymi
brzuszkami zamiast leniuchować bawiliśmy się w gry i rebusy. W końcu
zaświeciło słoneczko i postanowiliśmy
skorzystać z uroków solnej groty.
Było bardzo... słono. W wielkiej grocie stały duże leżaki i
już mogliśmy poczuć się jak
nad morzem, mniejsi z nas mogli pobawić
się
kolorowymi zabawkami. Na ścianach było mnóstwo malutkich lampeczek
i
takich górek utworzonych z soli, lampki mrugały do nas
umilając nam wypoczynek. Jako ciekawostkę powiem
Wam, że jeden
seans daje tyle zdrowia, ile spacerowanie cały dzień brzegiem morza - no
i chodzić nie trzeba. Wieczór planowaliśmy wszyscy
wspólnie, ponieważ jeden z naszych kolegów miał dziś urodziny. Były piosenki, wiersz, skecze, prezenty no i
oczywiście
tort z pięknymi świeczkami. Głośno śpiewaliśmy sto lat, wszyscy byli bardzo podekscytowani. Po wręczeniu prezentów
zaczęły się tańce i zabawy. Zabawa z krzesełkami była obowiązkowa, każdy z nas
chciał wygrać. Śmiechom i wygłupom
nie było końca. Tort zjedzony,
dyskoteka dobiega końca, a my biegniemy do swoich pokoi. Ciepłe łóżeczka
już na nas czekają,
a zresztą zobaczcie sami.
>FotoGaleria<
Dzień
siódmy -
sobota, 10 lutego
Dzisiejszy dzień rozpoczął się leniwie i bardzo spokojnie.
Wstaliśmy
pół godzinki później i po smakowitym śniadanku
wybraliśmy się na spacer
po Ustroniu. Pogoda była prześliczna - ciepło i słonecznie.
Czyżby
pomieszały się nam pory roku? Najpierw powędrowaliśmy do
Ustrońskiego Muzeum, w którym znajduje
się Muzeum Hutnictwa i Kuźnictwa oraz Skansen Przemysłowy...
z blisko tysiącem eksponatów, nie tylko związanych z kowalstwem i
hutnictwem. Ależ
to wszystko interesujące było, i tylu ciekawych rzeczy się
dowiedzieliśmy. Potem skorzystaliśmy
z okazji i
polecieliśmy na zakupy. W drodze powrotnej wysiedliśmy na ustrońskim
bazarze i tam ostatecznie wydaliśmy na pamiątki resztę złotówek. Coraz bardziej odczuwamy koniec naszego
zimowiska. Po obiadku czekała nas bardzo ważna rzecz.
Trzeba się
przecież spakować. Jakie to trudne, gdzie schować te buty, jejku
jeszcze jeden sweterek, a nasze pamiątki?
Pomagały nam
nasze przemiłe
panie wychowawczynie. Pani Joasia zajmowała się młodszymi z nas, a pani
Danusia
pomagała swoim starszym podopiecznym.
Wielkie torby wyrastały
jak grzyby po deszczu i juz jesteśmy prawie spakowani.
Wieczorne chwile
zajmowały nam przygotowania
do balu pożegnalnego. Buzie pomalowane
kolorowymi farbkami,
no i oczywiście śmieszne fryzury.
To była nasz
ostatnia zabawa. Jeszcze tylko chwilka na kolację i juz z pełnymi
brzuszkami
mogliśmy zbiegać do naszej sali balowej.
Czekała nas tam
wielka niespodzianka. Nie mogliśmy uwierzyć kiedy na sali
pojawili się
nasi panowie instruktorzy.
To w końcu dzięki nim tak dobrze
jeździło nam
się na stoku. Dostaliśmy
od nich piękne dyplomy, no i oczywiście każde
z
nas uścisnęło rękę swojemu mistrzowi. Pamiątkowe zdjęcia i mnóstwo
ciepłych słów na pożegnanie. W pamięci pozostaną nam śnieżne zmagania na
nartach a co niektórym na desce. wszystko
to przeplatane tańcami i
zwariowanymi zabawami, długi pociąg w rytm muzyki pędził przez cała
salę. Jak wesoło.
Oczywiście nie mogło zabraknąć naszych rodziców.
Niektórzy z nich bawili się razem z nami
na obozie, więc na ostatnim
balu nie mogło ich zabraknąć. Kolejnym prezentem
pożegnalnym były rysunki naszych ulubionych postaci ze studia
filmowego w Bielsku-Białej.
Pięknie malowane na cieniutkiej folii. Każde z nas wyciągało z wielkiej
torby prześliczne
ustrońskie ptaszki, ręcznie robione z takimi
śmiesznymi dziobkami. Wszyscy zaczęliśmy w nie dmuchać i tak gwizdało,
tak świstało, że cały ośrodek nas słyszał. Każdy chciał się pochwalić
swoim nowym prezentem.
Wspólne zdjęcia, uściski, pomału trzeba wędrować do łóżek,
jutro wcześnie wstajemy. Na dobranoc -
>FotoGaleria<.
Dzień ósmy
- niedziela, 11 lutego
Poranna pobudka i szybciutko na śniadanie. To już naprawdę nasz
ostatni posiłek w naszej ulubionej stołówce. Pięknie podziękowaliśmy
naszym Paniom kucharkom za to, że tak bardzo się starały żeby nasze
brzuszki nie były puste.
Torby i plecaczki
już dawno czekały na nas w
autobusie, a wraz z nimi nasz Pan kierowca - Pan Józef, bez którego nie
zobaczylibyśmy tylu pięknych miejsc. Pożegnaliśmy się z Paniami z
recepcji i oczywiście z Panią Dyrektor Hotelu, która tak pięknie nas ugościła. W drogę moi drodzy, do domku. Jak co roku naszymi bagażami
zajęli się przesympatyczni Panowie,
a my czekając na pociąg gadaliśmy jak najęci, no bo było o czym.
W pociągu
mieliśmy
najlepsze miejsca, duży wagon, w którym wszyscy się
widzieliśmy i nikomu nie było smutno, że siedzi
w osobnym przedziale.
Pomału dojeżdżamy do Wiednia, a tam na peronie nasi kochani rodzice. Tak
bardzo się za nimi
stęskniliśmy. Buziaki,
uściski i same uśmiechnięte
buzie. Nawet piesek jednego z naszych kolegów przyszedł
po niego na
peron. Moi kochani
i tak zakończyła się nasza zimowa przygoda w
przepięknej, polskiej miejscowości Ustroń.
Za rok czeka nas kolejne zimowisko, starzy i nowi koledzy i koleżanki, szaleństwa na stoku i
wiele ciekawych miejsc
do zwiedzania.
>FotoGaleria<
Ja
również żegnam się z Wami bardzo cieplutko. Dziękuję Wam za ten wspólny,
niezapomniany tydzień.
Będzie mi Was brakowało i pewnie zdążę się już stęsknić za Wami do
kolejnego zimowiska.
Ojej, prawie bym zapomniał - przecież w lipcu jest kolonia! Całe trzy
tygodnie i to nad polskim morzem.
No to pewnie zobaczymy się wcześniej!
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie. Wasz, niewątpliwie ulubiony, wirtualny
Kubus.
|