|
Z niewyjaśnionych do
końca przyczyn 5.02.2013 r., w czasie trwania Polonijnego Zimowiska
Krokus`2013, bezpowrotnie usunięte zostało jedno z naszych kont w
programie Picassa, na którym zamieszczone były foto - albumy z naszych
Zimowisk i Kolonii z lat 2009 - 2012. Nie wierzymy w przypadek! Wszystko
wskazuje na to, że jesteśmy dla kogoś konkurencją. Foto - galerie
odtwarzamy na innym koncie.
Niebieski link
oznacza, że galeria jest już aktywna.
Dzień Pierwszy
i Drugi (niedziela i
poniedziałek - 5 i 6 lipca)
Na
dworcu wszystko było w najlepszym porządku. Nikt się nie spóźnił, nie
licząc pociągu, który podstawiono później niż zapowiadano. Ten
pociąg
to
od początku był taki mocno wakacyjny, bo wyobraźcie sobie, że miał
dwa wagony o naszym
numerze - 353! Było trochę zamieszania, ale
daliśmy radę. Potem postał sobie jeszcze 1,5 godz. w Breclav, ale do
Warszawy przyjechał już tylko z godzinnym opóźnieniem. Z Wiednia
wyruszyliśmy jednak punktualnie. No to, pa, pa! - Kochane MamoTaty,
Wiedniu i Austrio! Do zobaczenia za trzy tygodnie. Choć było późno, a
przed nami długa droga - nikt nie myślał o spaniu. Nic dziwnego, bo
nareszcie wyruszyliśmy na naszą Wielką Wakacyjną Wyprawę do Polski, no i
tyle nowych fajnych koleżanek
i kolegów.
Najpóźniej to zasnęły najmłodsze dziewczynki, które cały
czas się wygłupiały, rozrabiały a z
ich przedziału bez przerwy
dolatywały śmichotki. A tak w ogóle, to naprawdę fajna ekipa jedzie.
Warszawa powitała nas piękną pogodą.
Potem zgrabna przesiadka do naszego
autokaru... i już za chwilę byliśmy na śniadaniu. O mało co, a byłbym
zapomniał - w Warszawie dosiadły do nas nasze panie wychowawczynie, no w
ten oto sposób - Kolonia zaczęła się już na dobre. Kiedy
po długiej przerwie śniadaniowej wsiedliśmy do autobusu, to jak na komendę -
wszyscy zasnęli, ja też. Drugą duża przerwę mieliśmy w Olsztynku, w takim wielkim Parku Etnograficznym, Skansenie, gdzie poszliśmy do
Karczmy na pierwszy kolonijny obiad. Później przeszło godzinę spędziliśmy
w tym Skansenie, gdzie dowiedzieliśmy
się jak ludzie żyli tutaj dawno,
dawno temu. Mnie to najbardziej podobała się szkoła, młyn i prawdziwy
kogut. A potem znowu wsiedliśmy do naszego autobusu i punktualnie o 18:
00 zajechaliśmy do Ośrodka Elzam, w Krynicy Morskiej, który na prawie
trzy tygodnie będzie naszym wakacyjnym
domem w Polsce. No, fajnie tu
bardzo! Od razu poszliśmy do jadalni na pyszny obiad, a potem do
pokojów, żeby się odświeżyć, przebrać...
i dawaj na plażę, żeby
zobaczyć morze i zachód słońca. A potem,
to już
tylko spaaać. Dobranoc.
>FotoReportaż<
>VideoReportaż1/2<
Dzień Trzeci (wtorek 7 lipca)
Kochani! Kłopoty z naszymi komputerami, a potem przerwy w dostawie prądu
spowodowały opóźnienie w pracach nad
Dziennikiem,
za co
przepraszam. A teraz
zobaczcie, co działo się Drugiego Dnia, który
był w 3/4 piękny, letni i
upalny. Żeby całkiem nie zmarnować plażowej pogody, rozpakowywaliśmy się
w pokojach etapami, robiąc sobie wypady na pobliską plażę. Późnym
popołudniem wyszliśmy grupami z Ośrodka, żeby poznać najbliższą okolicę.
Efektem tej wycieczki była mapka - plan, na którym zaznaczyliśmy
wszystkie ważne miejsca (te z lodami i goframi też). No i tu przegonił
nas pierwszy deszcz, ale wszystko się udało. Gdybyście na jakichś
zdjęciach z Krynicy zobaczyli latarnię morską, to my właśnie mieszkamy w
jej bezpośrednim sąsiedztwie. Po kolacji czekała
nas niespodzianka.
Wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy
do portu pasażerskiego w Krynicy,
gdzie
zamustrowaliśmy się na statek "Flamingo" i
popłynęliśmy w
rejs na zachód słońca po Zalewie Wiślanym. Przelotne deszcze wcale
nam nie przeszkadzały, bo w razie czego, uciekaliśmy do salonu pod
pokład. W drodze powrotnej odwiedziliśmy mnóstwo straganików z
pamiątkami, no i oczywiście te miejsca, gdzie można
było dostać lody,
gofry czy watę cukrową. Takie wycieczki to ja lubię, nawet bardzo. A
potem to już był już tylko czas na toaletę wieczorną i... do łóżka. Acha,
dzisiaj rozpoczął się już Konkurs Czystości i wiecie co... było zupełnie
nieźle. No to dobranoc, bo jutro pierwsze zajęcia naszych Kursów i muszę
być w niezłej
kondycji.
>FotoReportaż< >VideoReportaż
(3)<
Dzień Czwarty (środa 8 lipca)
A środa minęła niestety pod
znakiem brzydkiej pogody. Deszczysko rozhulało się już w nocy. Tak lało,
że trzeba było przełożyć pierwsze
zajęcia
naszych Kursów i odwołać zaplanowaną wycieczkę do Gdańska. Ale daliśmy
radę, bo
dopołudnia załatwiliśmy zaległy temat kolonijnej poczty i
rozpoczęliśmy naukę piosenek, a po obiedzie pojechaliśmy do Muzeum
Bursztynu w Stegnie, co nie wymagało chodzenia po
deszczu i było niezwykłym wydarzeniem dla nas
wszystkich. Po kolacji, sprawiliśmy miłą niespodziankę Olivi, która dzisiaj
skończyła 13. lat. Mimo wielkiej wilgoci
zdążyliśmy jeszcze być na plaży.
I to by było na tyle. Pa, pa.
>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(4)<
Dzień Piąty (czwartek 9 lipca)
Poranek powitał nas pięknym
słońcem i błękitnym niebem. Po śniadaniu mieliśmy spotkanie z naszymi
ratownikami, a potem pierwszy wyjazd na
zajęcia. Kurcze, żeby tylko
pogoda się utrzymała, ale i tak w plecaczku, na wszelki wypadek,
mam
pelerynę. No i wreszcie wystartowaliśmy z Kursami! Instruktorzy
podzielili naszych kursantów na podgrupy i załogi. Nasze amazonki i
jeźdźcy mają już za sobą pierwsze jazdy i dużo teorii. Żeglarze mieli
pecha, bo zbyt silny wiatr nie pozwolił na wypłyniecie z przystani, ale
i tak, jak na pierwsze zajęcia to bardzo wiele się działo. Nie będę się
rozpisywał, bo wystarczy jak zobaczycie zdjęcia i filmiki to wszystko od
razu będzie jasne. Po południu grupy
porozchodziły się w różne miejsca i
w różnych celach, aż się pogubiłem. Jedni rozrabiają na plaży, uczą się piosenek, inni buszują po pobliskim lesie i przygotowują skecze na
wieczorny program, dwie grupy doszły plażą do centrum Krynicy - to się
nazywa zajęcia w grupach. A po kolacji odbyło się pierwsze
kolonijne
przedstawienia. Były zupełnie
niezłe, ale przede wszystkim wesołe.
Brawo! Potem
jeszcze kolacja i spacer brzegiem morza, no i wreszcie zasłużona dobranocka. No tylko III
grupa poszła sobie jeszcze do parku posiedzieć i pogadać. Wrócili
kiedy młodsze grupy już spały (pst!). Hm, chyba było to w nagrodę za cały dzisiejszy
dzień. Jutro Wam
powiem czym się tak zasłużyli, bo teraz to mi się już
oczy kleją. Cześć! Do jutra! Dobranoc!
>FotoReportaż< >VideoReportaż
(5)<
Dzień Szósty (piątek 10 lipca)
Oj, wygląda na to, że pogoda zdecydowanie idzie w kierunku lata.
Żeglarze nareszcie po raz pierwszy wypłynęli na wody Zalewu. Emocji było
co nie miara. Teraz dopiero niektórzy zrozumieli, jak ważne były
wczorajsze zajęcia teoretyczne. Oj widać było, jak bardzo na te pierwsze
pływanie czekali. A na kursie jeździeckim idzie do przodu, że ho, ho.
A wiecie, że koniki poznają już naszych kolonistów, no i chyba ich
polubiły, bo to widać. Proszę zobaczcie zdjęcia i filmik. Niestety nie
zobaczycie dzisiejszych zajęć żeglarskich, bo aparat... wpadł mi do
wody! Mówią, że jak się wysuszy to aparat da się uratować ale zdjęć i
filmików chyba nie. Sorry. No, zobaczymy. Po południu wykorzystując
przejściowy deszcz, wszyscy uczyli się piosenek, bo niedługo już
ognisko. Oskar, Ola i Elżunia zabrali z sobą instrumenty i teraz mają
tyle roboty, ze nie wiedzą co najpierw, bo każda grupa
chciałaby, żeby im akompaniowali. A wiecie, że nie znająca języka
polskiego Bianca, śpiewa już (ze zrozumieniem) trzy
polskie piosenki! Potem grupy rozpierzchły się po okolicy - I poleciała na plażę i plac
zabaw, II spotkałem w wesołym miasteczku w centrum Krynicy a III grupa
zaczęła planować i przygotowywać podchody
(oczywiście w wielkiej tajemnicy). Tak to idzie, że nie mogę za nimi
nadążyć, no i mam tylko jeden aparat. Jakoś daję radę, choć zadyszkę mam
już niezłą. Po kolacji podobna latanina tylko, że grupy przemieszczały
się inaczej ale tempo niezmiennie wysokie. No nareszcie wszyscy już
wrócili. Uff. Jak myślicie, że teraz to już tylko prysznic i do łóżka,
to jesteście w wielkim błędzie. Prawie wszyscy przylecieli do biura,
żeby zrobić sobie kanapkę, od dzisiaj jest taka możliwość. Przy takim
spalaniu, to nic dziwnego, że apetyty dopisują. To świadczy również o
tym, że nasze towarzystwo już się zaaklimatyzowało, no i - że jedzonko
jest
dobre.
No to i ja wezmę sobie coś na ząb i już lecę spać.
>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(6)<
Dzień Siódmy (sobota 11 lipca)
Wprawdzie wiedzieliśmy, że dzisiaj jedziemy na długą
wycieczkę do Elbląga a potem na rejs statkiem po Kanale Ostródzko-Elbląskim, ale tak naprawdę, to nikt nie miał pojęcia co nas czeka, z
wyjątkiem tego, że pobudka jest o pół godziny wcześniej.
To była niezła niespodzianka! W Elblągu nasz autokar zatrzymał się na
parkingu przed wejściem do Muzeum. Na zwiedzanie
kompleksu elbląskiego Muzeum Archeologicznego mieliśmy zaledwie 1,5
godz. Nasz przewodnik, średniowieczny mieszczanin, wybrał dla nas to, co w
takiej pigułce i dla dzieci o takim rozstrzale wiekowym mogło być
najbardziej
interesujące. Jak`em Kubus, jeden z najstarszych kolonistów, to
dawno nie
widziałem takiego zainteresowania. I nikt nie przeszkadzał! Oprócz
wielu pięknych sal i eksponatów zobaczyliśmy również unikatową
rekonstrukcję chaty wikingów - byliśmy nawet w środku. Potem mieliśmy
jeszcze trochę czasu aby przejść się piękną elbląską starówką, która jak
mówił nasz pan przewodnik, w ostatnich latach przeżywa drugą młodość.
Weszliśmy też na górę Bramy Targowej, skąd rozpościerał się piękny widok
na całe
miasto. Byliśmy też w słynnej elbląskiej Katedrze. Na starówce
czekała nas jeszcze jedna niespodzianka - taaaaka pyszna i wieeeelka
pizza! Że co? No pewnie, że daliśmy radę. Potem szybko do naszego
autokaru i dalej w drogę, do Buczyńca, gdzie w przystani czekał na nas
statek "Pingwin". No i popłynęliśmy Kanałem Ostródzko - Elbląskim. Po
chwili przecieram oczy ze zdumienia - już nie płyniemy a jedziemy na
szynach po łące i w dodatku pod górę! Za jakiś czas znowu jesteśmy na
wodzie! No tak, bo jak się okazało Kanał jest wybudowanym w połowie XIX
w. systemem śluz i pochylni umożliwiającym połączenie między Ostródą a
Elblągiem, kiedyś bardzo ważnym ośrodkiem handlowym mającym wodne -
morskie połączenie ze światem. Jego długość to 82 km, a różnica poziomów
aż 95 m! System napędzany jest energią wodną, poprzez koła wodne, tak jak w młynach wodnych! Genialne, ekologiczne... i ciągle działa, bez żadnych
udoskonaleń! To jedyna taka konstrukcja na świecie. My
płynęliśmy tylko
jednym odcinkiem - od stacji Buczyniec do miejscowości Jelenie, bo na całość potrzeba 11. godzin.
Na początku to coś mi nie grało. Nie mogłem tego poskładać. No bo... statek co to jeździ na szynach, płynie pod górę, a w dodatku
"Pingwin" się nazywa (i to w środku lata, niedaleko Elbląga!). W drodze do
Ośrodka kontynuowaliśmy Kolonijny Festiwal Piosenki Autokarowej, w
którym nagrodą są największe lody w Krynicy Morskiej fundowane przez
kierownika Kolonii czyli p. Piotra. Po pysznej kolacji, dalszy ciąg
atrakcji - randka w ciemno (taka zabawa). A potem to już tylko spać. No
nie do końca, bo jeszcze jest Konkurs Czystości.
>FotoReportaż< ;>VideoReportaż
(7)<
Dzień Ósmy (niedziela 12
lipca)
Dzisiaj wszyscy wstaliśmy ochoczo, bo za oknem zobaczyliśmy piękne
słońce. No i w końcu mogliśmy popędzić na plaże i się wykąpać!! To miała
być nasza pierwsza kąpiel w morzu, bo dotąd nie pozwalała nam na to
pogoda. Część dzieci ruszyła więc do Kościoła, a reszta na plażę,
gdzie powitała ich ekipa ratowników przekazując instrukcje i zasady
korzystania z kąpieli wodnych i słonecznych. A my staliśmy już jak na szpilkach, i jak tylko
skończyli, to wszyscy - przestrzegając wpojonych nam zasad - jak na gwizdek pobiegliśmy do wody! Okazała się trochę
zimna, ale i tak
daliśmy radę. Było super!! Dobrze, że świeciło piękne słońce, bo
mogliśmy się później porządnie wygrzać na piasku! A później zaczęły się
zabawy. Graliśmy w piłkę i budowaliśmy przeróżne budowle z piasku! Ani
się obejrzeliśmy, a już trzeba było wracać na obiad. Ale
wiedzieliśmy, że zaraz po obiedzie odbędą się przygotowania do wielkich
podchodów. Jak tylko skończyliśmy jeść mieliśmy zajęcia w grupach z
naszymi Paniami. No i odbył się wielki quiz z wczorajszej wycieczki do
Elbląga. Każda grupa dostała wielką krzyżówkę i wpisywaliśmy do niej
odpowiedzi na pytania, a hasłem była "Mierzeja Wiślana". Teraz czekały na
nas podchody, które przygotowała dla wszystkich grupa trzecia.
Wyruszyliśmy po kolacji i musieliśmy szukać pozostawionych przez
najstarszych śladów i zadań. Wszytko poszło super i nikt się nie zgubił,
a to najważniejsze. Znaleźliśmy wszystkie wskazówki, zatoczyliśmy
wielkie koło i nagle znaleźliśmy się pod Ośrodkiem. Mieliśmy jeszcze
chwilkę, żeby przygotować się do konkursu czystości. Już zaczyna się
robić gorąco, musimy bardzo uważać, bo tabela punktowa zaczyna się
różnicować. Ale tym razem poszło gładko i komisja nie była zbyt surowa.
Udało się zdobyć maksymalną liczbę punktów. I mogliśmy iść spać,
przygotowani na jutrzejszą wycieczkę.
Jedziemy do Gdańska, hura!!!
>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(8)<
Dzień Dziewiąty (poniedziałek 13 lipca)
No i pooszło... Parę minut po 11.00
byliśmy już na parkingu przy Katedrze w Gdańsku - Oliwie, a ponieważ
nasz koncert organowy rozpoczynał
się w samo południe, najpierw
poszliśmy do pięknego parku należącego, tak jak i Katedra do kompleksu
Pałacu Opatów. Pałac też sobie obejrzeliśmy, ale bez zwiedzania, bo
mieliśmy zbyt mało czasu. Mamy nawet zdjęcia na jego tle. Koncert był
niezwykły, aż momentami dostawałem gęsiej skórki.
Oprócz znakomitego muzyka, było to zasługą brzmienia słynnych w świecie
oliwskich organów. A te poruszające się i grające aniołki, kręcące się
gwiazdki, na wszystkich robiły wielkie wrażenie. Po koncercie
pojechaliśmy na gdańską starówkę, której zwiedzanie rozpoczęliśmy
od
Dworu Artusa. Jaa! No nie będę Wam opisywał co tam widzieliśmy i czego
się dowiedzieliśmy, powiem tylko,
że o wiele więcej niż normalnie zwiedzający turyści. A potem druga Pani
przewodnik prawie dwie godziny oprowadzała nas po ważnych i malowniczych
uliczkach starego Gdańska. Zwiedziliśmy Trakt Królewski, obie bramy -
Złotą i
Zieloną, Stary Ratusz, Kościół Mariacki, słynny gdański żuraw. Ha,
widzieliśmy nawet "Panienkę z okienka". A pod słynnym gdańskim Neptunem
urządziliśmy Aleksowi urodzinową niespodziankę (15 lat) - "Sto lat" w trzech językach, a do naszych śpiewanych życzeń podłączyli się też
przygodni turyści. Był też torcik, wprawdzie z rurek z kremem (pyycha!),
ale za to z taką specjalną wybuchową świecą. W nagrodę za super
zachowanie zaproszeni zostaliśmy na najlepsze na starówce gofry i
zapiekanki. Ale było! Najgorszy jednak był powrót - w naszym Ośrodku
powinniśmy być najpóźniej w ciągu godziny, a przez straszne korki nasza
podróż wydłużyła się do przeszło dwóch godzin. Ale jak nareszcie
przyjechaliśmy, to czekał na nas, na kolację - pyszny obiad. No a potem,
to już tylko prysznic i spaać. Dobranoc, do jutra! >FotoReportaż<
>VideoReportaż
(9)<
Dzień Dzisiąty (wtorek 14 lipca)
Pogoda znakomita. Mimo
długiej przerwy nasze kolonijne kursy specjalistyczne mają się
również znakomicie, a dzieciaki robią spore postępy. Po
obiedzie grupy poszły na
plażę, gdzie oprócz kąpieli morskiej i słonecznej, przygotowywany był
program na nasze pierwsze ognisko, które odbyło się wieczorem, po
kolacji. No, cieniuteńko trochę było. Ale - pierwsze koty za płoty.
>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(10)<
Dzień Jedenasty (środa 15 lipca)
Pogoda
nadal pięknie letnia, a tylko kursy idą jak burza (upst!). Po południu
nadal piękna plażowa pogoda, która wykorzystujemy jak tylko się
da.
Każda grupa budowała swój zamek z piasku. Zwiedziliśmy też
prawdziwą
Latarnię Morską. Po kolacji odbyła się druga część kolonijnego Quizu tym
razem związanego z naszymi ostatnimi wycieczkami. Ale wszyscy byli
przejęci i dobrze przygotowani! A potem każda grupa
wciągała inne, do specjalnie przygotowanej nowej zabawy. No, fajnie było.
Proszę zobaczcie:
>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(11)<
Dzień Dwunasty (czwartek 16 lipca)
Wygląda na to, że przed nami
kolejny piękny letni, wakacyjny dzionek. Pogoda naprawdę bardzo nam
sprzyja. O kursach, to aż mi wstyd codziennie pisać to samo - naprawdę
dzieciaki spisują się znakomicie. A po obiedzie jak zwykle - na plażę...
i do wody, i na słońce... Jeszcze przed kolacją, grupy zdążyły podszlifować
swój kolonijny śpiewnik. Potem to już był tylko czas na przygotowanie
się do Kolonijnego Kursu Tańca Towarzyskiego, który właśnie dzisiaj
wystartował. Powiem Wam tylko tyle, że Pan Instruktor na zakończenie
pierwszych zajęć powiedział, że rzadko się zdarza grupa tak chętnych do
nauki tańca towarzyskiego dzieci i młodzieży. Ja to w pełni potwierdzam
- pełna koncentracja, prawie
nikt nie
przeszkadzał i mimo spartańskich
warunków... w ciągu dwóch
kursowych godzin opanowano podstawy pięciu tańców! No, no - zapowiada
się
całkiem nieźle. Przejęte i zziajane, gromkimi brawami podziękowały
Panu Instruktorowi za zajęcia. I tak trzymać dzieciaki!
Już jutro
nastąpi ciąg
dalszy. Po zakończeniu KTT,
to już mieliśmy tylko siły i
czas na przemieszczenie się do pokojów, przygotowanie się do Konkursu
Czystości i do spanka. No to do jutra
>FotoReportaż< >VideoReportaż
(12)<
Dzień
Trzynasty (piątek 17 lipca)
Dopołudnia jak zwykle upłynęły pod znakiem
naszych
kolonijnych kursów specjalistycznych. Zapomniałem Wam powiedzieć, że
wczoraj to nasi
żeglarze po raz pierwszy samodzielnie pływali. Wprawdzie tylko
po akwenie portu jachtowego, ale jednak. Wszystkie zadane
manewry, wszystkim załogom jachtów się udały! Gratulacje! A potem,
poszli na
wielką wodę, tym razem jednak już z instruktorami. Dzisiaj było
podobnie. Z tego wszystkiego, to nasi żeglarze zrobili się tacy ważni,
że przypominają trochę stado pawi - tak ich duma rozpierała. Tak
naprawdę to mają być z czego dumni, no i się nie wymądrzają. Na koniach
to tak dobrze im idzie, że już niedługo pójdą na przeszkody.
Ale ktoś wymyślił - oczywiście, że nie same, tylko na konikach. Po obiedzie
zdążyliśmy jeszcze polecieć na plażę wykąpać się w morzu, poopalać i...
a tu
nagle niespodzianka.
Wyobraźcie sobie, że poszliśmy z wizytą
do
Jednostki Straży Granicznej w Krynicy Morskiej. No tak, bo 12 km stąd
jest granica z Rosją - nie tylko Polski ale i Unii Europejskiej. To
znaczy, że również i nas w Austrii strzegą "nasze" polskie Służby. O
jena! A jaki sprzęt mają! Mogliśmy go nie tylko z bliska zobaczyć ale
i... proszę, zerknijcie na zdjęcia i filmik. A ja osobiście jestem
bardzo dumny z naszych dzieciaków, bo mimo emocji były grzeczne i
zdyscyplinowane, no i zadawały dużo mądrych pytań. Przy tej okazji
bardzo dziękujemy Dowództwu Jednostki za umożliwienie nam tego
niezwykłego spotkania. Po kolacji wszyscy polecieli do pokojów, żeby się
przygotować do Kursu Tańca
Towarzyskiego. Dzieciaki nauczyły się
kolejnych czterech tańców oraz nowych figur do tych, które zaczęły
tańczyć wczoraj. Dzisiaj też było - rewelacyjnie! Pan
Marek, bo tak na
imię ma nasz nauczyciel tańca jest tego samego zdania. Pan Marek jest
nauczucielem Szkoły Tańca PARTNER w Elblągu i specjalnie stamtąd
dojeżdża na nasze lekcje. Gdybyście chcieli więcej wiedzieć o tej Szkole
to proszę bardzo:
www.partner.taniec.fm.interia.pl
Po takich emocjach to tylko - myk do łóżka. >FotoReportaż;<
>VideoReportaż
(13)<
Dzień Czternasty (sobota 18 lipca)
Po śniadaniu
sprawdziliśmy i uzupełniliśmy zawartość naszych plecaków wycieczkowych,
zbiórka, autokar... i jedziemy w kierunku na pola
GRUNWALDU!
Jedziemy tam, żeby zobaczyć
rekonstrukcję największej
bitwy średniowiecza, słynnej Bitwy pod Grunwaldem, która rozegrała się
14 lipca 1410 r., pomiędzy wojskami Królestwa Polskiego i Wielkiego
Księstwa Litewskiego a wojskami Zakonu Krzyżowego. W tegorocznej
rekonstrukcji bitwy udział wzięło ponad 1.800 rycerzy ze stowarzyszeń i
bractw rycerskich z całej Europy. A jakie tłumy ludzi przyjechały
zobaczyć to widowisko! Jak okiem sięgnąć, wokół pola grunwaldzkiego, na
terenach przeznaczonych dla publiczności - głowa przy głowie. Tak
dokładnie nie wiem, ale gdzieś zasłyszałem, że w tym
roku na
dwie
godziny przed widowiskiem doliczono się 110 tysięcy widzów.
Jestem pewien, że nie policzono naszej grupy, więc śmiało
można
powiedzieć, że na dwie godziny przed tegoroczną rekonstrukcją Bitwy, na
pola Grunwaldu
przybyło 110.045 widzów. Gdybyście gdzieś znaleźli inne dane to
dodajcie 45, a będziecie mieli dokładną ilość.
Udało nam się zająć bardzo dobre miejsce, z którego
wszystko było dobrze widać. Co tam mówić - było niezwykle. Najbardziej się obawiałem, że w tym tłumie dzieciaki nam się
pogubią. Ale wszystko było w najlepszym porządku. Po widowisku wracaliśmy do
autokaru uliczką, przy której pełno było straganów i stoisk z pamiątkami i
stanowisk snycerzy, kowali, garncarzy itp. No nieźle nam zeszło, choć
nasz autokar wcale nie był tak daleko. Za to biuro wygląda
teraz jak muzeum
albo średniowieczny arsenał - tyle w nim najróżniejszych mieczy,
szabli i toporów. No i tak po 1,5
godzinnym przedzieraniu się przez tłumy i
straganiki dotarliśmy do naszego autobusu i ruszyliśmy w kierunku
Krynicy Morskiej. Oj, nie napisałem o obiedzie i pewnie myślicie, że
do powrotu do naszego Ośrodka dzieciaki były głodne. Co to, to nie -
wyjechaliśmy dobrze zaopatrzeni. Zabraliśmy z sobą drugie śniadanie i
suchy prowiant, a na miejscu, jeszcze przed rozpoczęciem widowiska,
dostaliśmy takie wielkie maxi - zapiekanki, a napojów mieliśmy też pod
dostatkiem. A jeżeli sądzicie, że w autobusie (w obie strony) próżnowaliśmy,
to też jesteście w wielkim błędzie. Nauczyliśmy się sześciu nowych piosenek,
przeprowadziliśmy kolejną edycję naszego kolonijnego Festiwalu Piosenki
Autokarowej. Elżunia i Ola
zabrały flety a Oskar gitarę, mieliśmy więc
świetny akompaniament. Były też konkursy i
zabawy. Mieliśmy też wielkie
szczęście do pogody, bo cały czas było ślicznie słonecznie, a
dopiero w drodze
powrotnej niebo nagle pociemniało i zaczęła się burza, która trwała aż
do rana. Dobrze, że mieliśmy w plecakach peleryny, dzięki czemu z
autobusu na stołówkę, gdzie czekał na nas pyszny obiad a potem do
naszego budynku, mimo ulewy dotarliśmy zupełnie na sucho. Potem tylko prysznic i spać.
No i to by było na tyle. Do jutra.
>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(14)<
Dzień Piętnasty (niedziela 19
lipca)
Ach, te
niedziele to trochę takie leniwe są. Dopołudnia część dzieciaków poleciała na
na plażę, a reszta, która poszła do Kościółka, potem do nich dołączyła.
Radości nie było wiele, bo nagle się zachmurzyło i zaczął padać deszcz.
W zasadzie mokro było cały dzień, więc zajęcia odbywały się głównie na terenie Ośrodka - takie różne fajne gry, zabawy i piosenki.
Po obiedzie to dopiero była niespodzianka. Mieliśmy
zajęcia
parateatralne,
które prowadziła pani Joanna Tscheinig, która mieszka w
Wiedniu, studiuje w Szkole Teatralnej w Klagenfurcie, no i wypoczywa akurat w
naszym Ośrodku. Asia, bo prosiła, żeby tak do niej się zwracaćię , zagrała
już w kilku sztukach teatralnych. Zajęcia były tak interesujące, że
nikomu nie chciało się iść na kolację. Tak sobie myślę, że chyba zostanę
aktorem. I co z tego, że jestem trochę, no - okrągły.
Nadwagę mogę zrzucić, a poza tym w jednym teatrze widziałem,
że na scenie grali aktorzy, o których nie
można powiedzieć, że są szczupli, a publiczność bije im brawa i dostają
kwiaty. Po kolacji to wszyscy polecieli do pokojów, żeby przyszykować
się do Kursu Tańca Towarzyskiego. I znowu nasze dzieciaki szły jak burza.
Poszliśmy sobie przed dobranocką na spacer brzegiem morza, a potem -
porządek, łazienka i spać, bo z tą komisją czystości to niema żartów.
>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(15)<
Dzień Szesnasty (poniedziałek 20 lipca)
Dzisiaj jest
planowy dzień bez dopołudniowych Kolonijnych Kursów, bo inaczej nie
dalibyśmy rady wyjechać na wycieczkę do Gdyni i Sopotu,
bo to wyjazd
prawie na cały dzień. Jak wreszcie przedarliśmy się przez korki i
dotarliśmy do Gdyni, to pierwsze co zrobiliśmy to poszliśmy na obiad, bo
pora była już taka, a dzieci też już wykazywały chciały coś przegryźć.
Były dwie frakcje - pizza i spagetti. Niezwykłą większością głosów
wygrała ta druga frakcja. Choć porcje były okazałe, nic nie pozostało -
tak wszystkim smakowało. Nawet się zastanawiałem, czy następna Kolonia
nie powinna odbyć się w słonecznej Italii. No, dość żartów. Tak więc z
pełnymi brzusiami poszliśmy zdobywać Gdynię. Przeszliśmy sobie Skwerem
Kościuszki do legendarnego Żaglowca -
Muzeum "Dar Pomorza". Byliśmy gośćmi samego Komendanta, który
osobiście
oprowadzał nas po tym pięknym żaglowcu, dzięki
czemu
zobaczyliśmy
to, czego oczy zwykłego turysty nie zobaczą.
Panie Komendancie. Bardzo dziękujemy! Na ORP Błyskawicę niestety nie dostaliśmy
się, bo od
rana prowadzone były jakieś nie planowane, lecz konieczne usprawnienia
przeciwpożarowe, czy cóś, no i przez trzy dni nie można go zwiedzać.
No trudno, ale że to na nas trafiło?! A i tak dużo wiedzieliśmy, bo pani Iwona to juz w autobusie dużo nam o tym
okręcie opowiadała. Dobrze, że była z nami, bo przez całą
wycieczkę o wszystkim nam opowiadała - jak "rasowy" przewodnik. Nasze dzieciaki właśnie plądrowały
pobliskie straganiki z pamiątkami, a tu nagle słyszymy nadawany przez
megafony
komunikat: "Pasażerowie udający się w rejs z
Gdyni do Sopotu, proszeni są o zajmowanie miejsc. Statek odpływa za 15
minut.".
Ponieważ
to również nas dotyczyło, no to my chodu na ten statek, żeby
zająć najlepsze miejsca. Dobrze, że staliśmy zaraz obok niego. Naprawdę
piękne widoki były, bo płynął wzdłuż brzegu, a z drugiej strony widać
było Hel. Zacumowaliśmy przy słynnym sopockim molo, gdzie
spacerowaliśmy sobie i nakupiliśmy mnóstwo pamiątek. Potem poszliśmy w stronę Grand
Hotelu, do naszego autokaru... i fruu do Krynicy. No nie takie znowu fruu..., bo
przez te korki ledwo
co zdążyliśmy na nasz Kurs Tańca, a przedtem jeszcze z wielkim apetytem
zjedliśmy obiad na kolację. A na KTT - nowe tańce i figury - i
jak zwykle - rewelacyjnie było. Dobranoc.
>FotoReportaż< >VideoReportaż
(16)<
Dzień Siedemnasty (wtorek 21 lipca)
Dzisiejsze
dopołudnie zdominowane były naszymi Kursami, do których już
mocno zatęskniliśmy. Wyobraźcie sobie, że na Kursie
Jazdy Konnej to
już sobie w teren
wyjeżdżają! A na Szkoleniu Żeglarskim żaden wiatr i pogoda
im nie
straszna. Śmigają tak po Zalewie, że chyba już wszędzie ich znają. I tak
trzymać! Po obiedzie odpoczęliśmy trochę i pojechaliśmy
z wizytą do
Bazy Letniskowej Komendy Hufca ZHP Katowice, który znajduje się parę km od naszego
Ośrodka, gdzie byliśmy gośćmi harcerzy z I i VIII Szczepu ZHP w
Katowicach. Kochane MamoTaty, tego się nie da opisać, jak ciekawie
i pięknie
było! Gry,
zabawy,
pląsy, śpiewy, musztra też, zajęcia w lesie i na
plaży, zdobywanie Ognia... A na kolację
jedliśmy bigos z prawdziwej harcerskiej kuchni
i sami, tak
jak wszyscy, myliśmy potem naczynia!
A jacy fajni ludzie. A jak pięknie położony i
zorganizowany ten
Obóz. Wszystko tam mają! Wizytę
zakończyliśmy udziałem w prawdziwym Obrzędowym Ognisku
Harcerskim. Wiele nie
brakowało a mielibyśmy dwie wpadki. Pierwsza
- kiedy zaproszono nas do kręgu i każda drużyna miała zaprezentować
zabawę dla wszystkich. Na szczęście w ostatniej chwili, jedna z naszych
pań przypomniała sobie i przeprowadziła moją ulubioną zabawę pt.
"Wyścigi konnne". Wszystkim się podobało, a przy okazji nauczyły się jej
również nasze dzieciaki. Uff! Oj gorąco było. A drugiej wpadki
uniknęliśmy dzięki
Agatce, Agnieszce
i Oli
z I grupy, które na Ognisku brawurowo zaśpiewały w imieniu naszej
Kolonii harcerską piosenkę "Czerwona róża", bo reszta dzieciaków tak się
speszyła, że
nie mogła wystartować
ze śpiewem. Bardzo się podobało, i
wszyscy im wtórowali, nasze dzieciaki też. Moje dziewczyny! No i honor
Kolonii uratowany! Na pamiątkę spotkania dostaliśmy piękna statuetkę
harcerskiego Anioła. Jestem pewny, że
ta wizyta, to czego miały możliwość się nauczyć i zobaczyć, bardzo
dużo dała naszym dzieciakom. Dobranoc.>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(17)<
Dzień Osiemnasty (środa 22 lipca)
Dzisiaj,
ale tylko dopołudnia, to dopiero miałem pecha. Wyobraźcie sobie, że aparat
fotograficzny, który miałem na Kursie Jazdy Konnej w najmniej
oczekiwanym momencie odmówił posłuszeństwa, dlatego
też nie mamy ani
jednego zdjęcia czy filmiku. A działo się tam tak wiele i pięknie, że aż
żal, że nie mogę Wam tego pokazać. Żal też dzieciaków, bo oprócz
instruktorów i koni - to główni bohaterowie tych zdarzeń,
a nie będą
mogły teraz, potem, czy nawet po wielu latach tego zobaczyć. Na
Szkoleniu Żeglarskim też miałem pecha z aparatem, ale już nie takiego
jak poprzednio,
bo mam
siedem zdjęć i półminutowy filmik. Aż mnie taka
prawdziwa
kubusowa
złość bierze na te aparaty jedne! To się nazywa złośliwość przedmiotów martwych,
na którą jak się okazało, jest jednak rada! Wyobraźcie sobie, że
w czasie naszej popołudniowej wycieczki do
Malborka aparaty zaczęły funkcjonować normalnie,
dzięki czemu mamy jej pełny
serwis foto - filmowy! Mam poważne podejrzenie, że aparaty przestraszyły
się p. Ani czyli zastępcy Kierownika Kolonii i przynajmniej na wprost
nie miały odwagi brykać, chociaż momentami się zacinały. Szkoda, że
p. Piotr mnie nie posłuchał, kiedy podpowiadałem mu wcześniej, aby je wymienił
bezpowrotnie. Teraz to już za późno - można je tylko
dopilnować. A
wycieczka
była niezwykła. Dzieciaki chłonęły każde słowo przewodniczki i
widać było, że wiedzą o czym opowiada. Nie będę się
rozpisywał na ten temat tylko zaproszę do obejrzenia zdjęć i filmików,
skoro je mamy. Jestem przekonany, że przyznacie mi rację. Do Ośrodka
wróciliśmy na późną kolację. Nie sądźcie proszę, że to już koniec tego
dnia, bo zaraz potem polecieliśmy na nasze drugie i ostatnie już
kolonijne Ognisko. Zgodnie z przewidywaniami zdominowane ono było hitami
zabawowymi przywiezionymi z wczorajszej wizyty w Obozie Harcerskim. No i
to byłoby na tyle.
>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(18) Malbork<
>VideoReportaż
(18) Ognisko<
Dzień Dziewiętnasty (czwartek 23 lipca)
Na wszystkich
Kursach daje się zaobserwować napięcie przed
jutrzejszymi ostatnimi już
zajęciami. Wszyscy wiedzą, że mają mieć one charakter
konkursów, sprawdzianów
czy
turniejów, ale jak to będzie naprawdę - nie wiedział nikt. No tak - nadchodzi godzina prawdy.
Jedno jest pewne, że
wszyscy znając swoje słabe punkty, starali się jak
najlepiej przygotować do jutrzejszych zajęć. Najtrudniej wyglądała
sytuacja z Tańcem Towarzyskim, bo wiadomo - wystarczy, że choć na jeden taniec ktoś zmienił partnera i... na Turnieju może być
problem. A pogoda nadal bardzo
piękna i staramy się wykorzystać każda wolną chwilę, żeby być na
plaży, gdzie oprócz opalania
i kąpieli w morzu dzieciaki przygotowują
program na jutrzejszy wieczór.
Dzisiaj rozpoczęło się też pierwsze pakowanie walizek - chodzi o
ubrania, które na pewno do końca Koloni nie będą już używane.
Polecieliśmy też na ostatnie zakupy. Dzień wydaje się za krótki! Tak na
dobrą sprawę, to przydałoby się jeszcze parę dni! Aparaty były pod
kontrolą, zapraszam więc do obejrzenia dzisiejszych zdjęć i filmików.
Trzymajcie za nas kciuki. No to do jutra,
>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(19)<
Dzień Dwudziesty (piątek 24
lipca)
Ostatni dzień
w Krynicy Morskiej! Zakończenie Kursu Jazdy Konnej w formie miniturnieju było niezwykle
sympatyczne.
Zdaniem Instruktorów
(moim też)
wszyscy
zasłużyli na wyróżnienie i wszyscy też, oprócz okolicznościowych
dyplomów otrzymali na pamiątkę flot, czyli taką specjalna dekoracyjną
przypinkę dla zwycięskiego konia i jeźdźca. Szkolenie Żeglarskie
zakończyło się mini regatami i Pasowaniem na Żeglarza. Pan Piotr
dziękując w imieniu własnym i naszym, organizatorom i instruktorom Kursu
i Szkolenia wręczył pamiątki przywiezione z Wiednia. Bardzo to wszystko
sympatycznie i wzruszająco wypadło. Po obiedzie kontynuowaliśmy
pakowanie naszych walizek, co poszło wszystkim bardzo sprawnie, a potem
zdążyliśmy jeszcze polatać po Krynicy i nakupić co się da i na co
jeszcze kogo stać, bo to też ostatki naszego kieszonkowego. W czasie
ostatniej kolacji miał miejsce finał Randki w Ciemno - na zdjęciach to
te dwa stoliki z świecami. Potem poszliśmy szybko przebrać się i
przygotować do ostatniego już kolonijnego akcentu, w programie którego był
m.in.
Kolonijny Turniej Tańca Towarzyskiego!
Rozpoczęliśmy przypomnieniem wszystkich
tańców, których nauczyliśmy się na naszym Kursie. Potem
koniec tej jakby rozgrzewki, rozdanie numerków startowych, krótka
przerwa i rozpoczął się Turniej! Zapomniałem powiedzieć, że na
cały dzisiejszy wieczór mieliśmy do dyspozycji salę kawiarnianą Ośrodka,
i że taneczne zmagania
oklaskiwała znakomita publiczność - uczestnicy
sąsiadującej z nami polskiej Kolonii.
Współzawodnictwo było ekscytujące,
a Jury w
osobach naszego Nauczyciela Tańca - p. Marka oraz
kierownika Koloni - p. Piotra (jak się
okazało z przeszłością
taneczną przez duże T) -
miało
naprawdę sporo roboty. Po dość
długiej naradzie Jury postanowiło wyróżnić wszystkich i muszę Wam
powiedzieć, że biorąc pod uwagę rozpiętość wieku kursantów i wiele
innych okoliczności, był to
najbardziej
obiektywny i sprawiedliwy
werdykt. Nie będę przynudzał opisami, bo tym razem
aparaty miałem pod
niezłą kontrolą i stąd materiał w postaci przeszło 300 zdjęć i 5
filmików, do obejrzenia których serdecznie
zapraszam. Aż rosło moje
kubusowe serce, kiedy widziałem z jakim przejęciem dzieci odbierały gratulacje i Dyplomy Ukończenia Kursu. A kiedy na zakończenie p. Piotr
złożył naszemu p. Markowi
podziękowł za niezapomniane zajęcia -
rozległy się gromkie brawa. Również wielkimi brawami podziękowaliśmy p.
Markowi
PILICHOWSKIEMU, twórcy i dyrektorowi
Szkoły
Tańca
PARTNER
w Elblągu i jednocześnie osobie, która spowodowała, że naszymi dzieciakami tanecznie
zajął się jeden z najlepszych nauczycieli i metodyków -
nasz p. Marek KRAWCEWICZ! Choć Kolonijny Kurs Tańca
Towarzyskiego już się
zakończył, to jestem pewny, że dla wszystkich - będzie on dobrym początkiem
przygody z Tańcem Towarzyskim. Później pobawiliśmy się jeszcze trochę i
... szybko do łóżek, bo przecież jutro
zaraz po śniadaniu czeka nas - wyprawa do
Wiednia. To był dzień!
>FotoReportaż<
>VideoReportaż
(20) Finały-Konie, Żagle i KTT<
>VideoReportaż
(21) cd Turnieju Tańca Towatzyskiego
i zakończenie KOLONII<
Dzień DwudziestyPierwszy
i DwudziestyDrugi (sobota i niedziela 25 i 26 lipca)
No i niestety, na koniec zdażyło się niechcący rozdeptać końcówkę
ładowarki mojej FotoKamery, a będąc pewny, że doładuję ją sobie w
autobusie..., niestety w tym przypadku w pełni można zastosować znane
przysłowie ludowe - "Kubus, mądry po szkodzie". Nie mam zatem dla Was
ani jednego zdjęcia, nie mówiąc o filmikach z podróży do domu. Soorrki!
Mogę jedynie zapewnić, że wszystko odbyło się szczęśliwie i
zgodnie z
planem.
Kochani! No
cóż, jak to się mówi - każda rzecz swój koniec ma.
Będzie mi Was i mojego
Dziennika bardzo brakowało. Jestem przekonany, że nie tylko dla mnie
były to trzy, pełne wrażeń... i niezapomniane tygodnie. Cieszę się, że
spędziłem je właśnie z Wami - starymi i nowymi
przyjaciółmi. Wierzę, że w przyszłości będziecie chcieli odwiedzić
miejsca, które poznaliście na trasie naszej tegorocznej polskiej,
wakacyjnej przygody. Mam też wielką nadzieję, że Wasze znajomości i
przyjaźnie utrzymywać będziecie przez długie, długie lata - czego Wam
serdecznie życzę.
Póki co, już teraz odliczam czas do naszej
następnej wakacyjnej przygody.Życząc udanej reszty wakacji i... do zobaczenia.
Wasz, niewątpliwie ulubiony Kubus.
|